ROZDZIAŁ 5 Poległy wojownik.

10 4 0
                                    

Gdy wylądowałam, pobiegłam w stronę Hagrida, krzycząc na Samuela.

— Co Ty sobie do diabła myślałeś?! Omal nie zginąłeś! Czy Ty całkowicie postradałeś zmysły?! — rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie zauważyłam, niebo było puste, nie dojrzałam ani przyjaciół, członków zakonu ani śmierciożerców czy samego Voldemorta.

Zauważyłam, że Harry stara się wydostać spod szczątków motocykla. Jego ręce zanurzyły się głęboko w błotnistej wodzie, kiedy próbował się podnieść. Sam tłumacząc się, pomógł mu wydostać się i podejść do leżącego na ziemi Hagrida, przy którym stałam.

— Hagrid? Hagridzie, powiedz coś... — prosiłam, lekceważąc Samuela.

Ale leżący nawet nie drgnął.

— Hagridzie! — krzyknął Harry.

— Kto tam? Potter? Jesteś Harrym Potterem? — odezwał się męski głos, którego nie rozpoznawałam.

Instynktownie wyciągnęłam przed siebie różdżkę i wtedy usłyszałam kobiecy krzyk.

— Rozbili się! Ted! Rozbili się w ogrodzie!

Harry upadł na Hagrida.

Rozejrzałam się z ręką wyciągniętą przed siebie, mocno ściśniętą wciąż na różdżce.

— Kim jesteś? — Zawołał jasnowłosy mężczyzna z wielkim brzuchem.

— Cassandra, Cassandra Black.

Mężczyzna zrobił kilka wolnych kroków w moim kierunku, a za nim podążała kobieta, którą wzięłam za jego żonę, nie widziałam jej dokładnie w ciemności, ale usłyszałam jej głos.

— Cassandra? Córka Syriusza?

— Tak — powiedziałam drżącym z emocji głosem, zastanawiając się, skąd znam ten głos i opuściłam nieco rękę.

— Ja jestem Ted Tonks.

Kobieta podeszła bliżej, na jej twarz padło światło sączące się z okna domu i krzyknęłam:

— Bellatriks?! — odruchowo uniosłam znów dłoń z różdżką gotowa do ataku.

— Nie jestem Bellą! — odezwała się błyskawicznie kobieta, podnosząc ręce w górę, w jednej z nich nadal trzymała swoją różdżkę.

— To moja żona, Andromeda. — wyjaśnił Ted Tonks.

Kobieta zrobiła kilka kroków i zauważyłam jeszcze wyraźniej jej podobieństwo do siostry, jednak faktycznie, nie była nią. Andromeda miała włosy jasnobrązowe, a oczy większe i łagodniejsze. Niemniej jednak moje zachowanie sprawiło, że przybrała, nieco wyniosły wyraz twarzy.

— Przepraszam.

— Już dobrze. Chodźcie, musimy wejść do domu. — załagodził mężczyzna.

— Weźmiemy chłopaka — powiedziała Andromeda, a wy zajmijcie się Hagridem — dodała, zerkając na Samuela i swojego męża.

Gdy szłam za Andromedą, która zaklęciem niosła lewitującego w powietrzu Harry'ego, nadal nie mogłam wybaczyć sobie, że tak pochopnie wzięłam matkę Dory za jej wredną siostrę.

— Ja... bardzo panią przepraszam... — powiedziałam, gdy weszłyśmy do domu, w którym paliło się ciepłe światło lampy naftowej.

— Nie chowam urazy. Wiem, że jestem podobna do mojej siostry, jednak tylko fizycznie i to nieznacznie, lecz mogłaś się pomylić w tej ciemności. Rozpoznałabyś mnie wcześniej, gdybyś była obecna na ślubie mojej córki, jednak ta ceremonia była tak cicha, że byliśmy tylko my i oni... Nadrobimy te zaległości. Pomyliłaś mnie z Bellą, co dowodzi tylko tego, że miałaś już nieprzyjemność poznać swoją drugą ciotkę Cassandro.

— Istotnie, poznałam ją.

— Więc znasz zapewne także Narcyzę Bla... Malfoy — poprawiła się.

— Tak, znam także Narcyzę i jej syna Draco.

Andromeda odłożyła Harry'ego na łóżko i zaczęła przygotowywać jakieś maści, ucierając zioła i dolewając po kilka kropel eliksirów.

— Chłopak wdał się w rodziców zapewne...

— Nie do końca. Znaczy, Draco jest — przez chwilę szukałam odpowiedniego słowa — skomplikowany, ale w głębi serca jest dobry, bardzo dobry. On... — tym razem ostrożnie dobierałam już słowa — on miał w domu dość ciężko i...

— Tak, nic dziwnego, mój — zawiesiła głos — szwagier był draniem a Cyzia, znaczy Narcyza... to osoba bardzo podatna na wpływy.

Andromeda odwróciła się i spojrzała na mnie.

— Jesteś bardzo podobna do matki, do Penelope, tylko włosy masz po Blackach.

Uśmiechnęłam się.

— Co u Syriusza słychać? Nie widziałam go od zbyt dawna.

— Wszystko dobrze, jest bezpieczny i szczęśliwy.

— To dobrze, dość przeszedł. Czas by teraz wszystko układało mu się pomyślnie.

Andromeda spojrzała na drzwi i ja także zerknęłam, Samuel poszerzył wejście za pomocą magii i wniósł Hagrida prowadzony przez Teda, do pokoju na lewo od salonu połączonego z kuchnią, w jakim siedziałyśmy my.

— Kim jest ten chłopak?

— Samuel, mój przyjaciel.

— Przystojny, mam nadzieję, że wdałaś się w rodziców, a nie w Blacków. Myślę, że znasz historię swojej rodziny i ich obsesję na temat czystości krwi?

— Tak, znam i nie popieram jej, mimo że jestem w Slytherinie. Samuel nie jest moim chłopakiem, jest nim Draco.

Andromeda spojrzała na mnie bardzo podejrzliwie.

— Rozumiem, że to eee... dziwne, ale ja znam Draco, wiem jaki jest i takiego go kocham. Ojciec miał na niego zły wpływ a matka, ona... sama nie wiem co o niej sądzić. Przepraszam.

— Nie przepraszaj. Znam, a może lepiej będzie powiedzieć, znałam, swoje siostry. Bella i Narcyza różniły się ode mnie znacząco, jednak było coś, co je połączyło. Do dziś nie wiem, co to było, jakaś mroczna tajemnica zapewne, ale od tamtej pory straciłam Cyzię, a było to jeszcze za czasów szkoły. Miałam nadzieję, że teraz, gdy nie ma już Lucjusza... po tym, co zrobiła Bella... Ale nie, nadal trwa przy niej.

Nie wiedziałam co powiedzieć, nie chciałam wspominać, że poniekąd niechcący miałam w tym udział, jedynie przytaknęłam.

— W każdym razie, jeśli Draco faktycznie ma w sobie więcej z Cyzi, tej, sprzed zmiany, to masz wielkie szczęście. Domyślam się, że Lucjusz, a i pewnie poniekąd Narcyza poczynili wiele szkody w jego wychowaniu, ale skoro zdołał zyskać Twoje serce, to liczę, że jest dla niego nadzieja. Nie wiem, czy wiesz, ale Ted, on jest nie magiczny, za to właśnie moje siostry znienawidziły mnie do reszty... byłam jak Ty, nie zwracałam uwagi na czystość krwi, chociaż także byłam ślizgonką.

Zapałałam większą sympatią do ciotki.

— Dość o przeszłości, nie czas na to.

Ślizgonka z wyboru 7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz