Nazajutrz o trzeciej po południu Harry, Ron, Fred i George stali w sadzie przed dużym białym namiotem, oczekując na weselnych gości. Harry zażył sporą dawkę Eliksiru Wielosokowego i był teraz sobowtórem rudego mugolskiego chłopca z pobliskiej wsi Ottery St. Catchpole. Fred skradł od niego parę włosów, posługując się zaklęciem przywołującym. Planowano przedstawić Harry'ego jako „kuzyna Berny'ego", licząc, że wśród tak wielu krewnych Weasleyów, jego kamuflaż nie zostanie wykryty. Samuel zaś przybrał postać jego starszego brata. Ja zamieniałam się w Jasmin, dobrze pamiętałam, jak ta wygląda, jednak zmieniłam jej kolor włosów na niemal białe i rozjaśniłam skórę do swojego naturalnego odcienia, przez co bardziej przypominałam wile, państwo Delacour mieli mnie przedstawiać jako odległą kuzynkę Fleur i Gabrielle — Chloé. Byłam bardzo zadowolona ze swojego efektu końcowego i dziękowałam, że dzięki przynależności do sabatu, znałam francuski.
Samuel, nie do końca był zachwycony zarówno swoim, jak i moim wyglądem. Słyszałam jego głośne myśli, wiedział, że jako wila i rzekoma francuska, będę przyciągać swoją osobą jeszcze większą uwagę, a on nie będzie mógł mi poświęcić pełni swojego czasu, by nie było to podejrzane.
Gromada ubranych na biało kelnerów, przybyłych godzinę wcześniej wraz z zespołem w złotych kurtkach, siedziała teraz pod pobliskim drzewem. Oglądałam wejście do wielkiego namiotu, gdzie stały rzędy delikatnych, złotych krzeseł, umieszczonych po obu stronach długiego, purpurowego dywanu a na eleganckich filarach, tuż przy bukietach kwiatów stały zapalone świece, które niedawno tworzyłam. Słupy przyozdobione zostały białymi i złotymi kwiatami. Fred i George zawiesili ogromny pęk złotych balonów dokładnie nad miejscem, gdzie Bill i Fleur już wkrótce mieli zostać mężem i żoną. Na zewnątrz motyle i pszczoły przelatywały leniwie nad trawą i żywopłotem. Harry czuł się bardzo niekomfortowo. Mugolski chłopiec, którego wygląd przybrał, był troszkę grubszy niż on sam, przez co jego wyjściowe szaty sprawiały, że było mu gorąco i niewygodnie w ten letni dzień.— Kiedy ja będę się żenić — powiedział Fred, szarpiąc kołnierzyk swojej szaty — nie będę zwracał uwagi na takie bzdury. Będziecie mogli się ubrać, w co chcecie, a ja rzucę na mamę Zaklęcie Zamiany w Ptaka, dopóki wszystko się nie skończy.
— Nie była taka zła dziś rano — odpowiedział George. — Płakała trochę za Percym, bo go nie będzie, ale w końcu kto by go tu chciał. O kurczę, przygotujcie się, już idą, patrzcie.
Po drugiej stronie pola znikąd zaczęły pojawiać się jaskrawo ubrane postacie. W ciągu kilku minut uformował się pochód, który utorował sobie drogę przez ogród, w kierunku wielkiego namiotu. Egzotyczne kwiaty i ptaki trzepotały na kapeluszach czarownic, a drogie klejnoty błyszczały z krawatów wielu czarodziejów. Podniecony gwar rozmów stawał się coraz głośniejszy, zagłuszając bzyczenie pszczół.
— Doskonale, chyba widzę, parę kuzynek naszej wili — powiedział George, wyciągając szyję, by lepiej widzieć. — Jestem pewien, że będą potrzebowały pomocy w zrozumieniu naszych angielskich zwyczajów.
— Zaopiekuję się nimi — powiedział Fred i popędził w kierunku czarownic w średnim wieku, idących na czele pochodu.
— Nie tak szybko, wasza świętobliwość — rzucił George i pobiegł za nim.
— Proszę, permetiez moi, by vous pomógł — powiedział do grupy ślicznych francuskich dziewcząt, które chichocząc, pozwoliły mu się zaprowadzić do środka.
George'owi nie pozostało nic innego, jak zająć się czarownicami w średnim wieku. Ron został obarczony starym przyjacielem pana Weasleya z Ministerstwa — Perkinsem, a Harry'emu przypadła para niedosłyszących staruszków. Spacerowałam z dala od wszystkich, podziwiając ogród z zapałem.
— Cześć — odezwał się znajomy głos, gdy wychodziłam z namiotu. Na przedzie kolejki stał Lupin i Tonks, która na tę okazję przybrała postać blondynki. — Artur powiedział nam, że jesteś francuską wilą na tę okazję. Przepraszam za ostatnią noc — dodała szeptem, gdy prowadziłam ich do przejścia. — Ministerstwo jest nastawione przeciw wilkołakom, dlatego pomyśleliśmy, że nasza obecność może wam zaszkodzić.
— Oui, rozumim — odpowiedziałam, uśmiechając się lekko i zwracając się bardziej do Lupina niż do Tonks, by nieco rozładować napięcie.
Lupin obdarzył mnie krótkim uśmiechem, ale kiedy się odwrócili, zauważyłam, że jego twarz przybiera ponownie nieszczęśliwy wyraz. Nie rozumiałam, o co chodzi, ale teraz nie miałam czasu, aby się nad tym zastanawiać.
Hagrid robił trochę zamieszania. Źle zrozumiał wskazówki Freda i usiadł nie na miejscu specjalnie dla niego powiększonym i wzmocnionym, ale na pięciu innych krzesłach, które teraz przypominały już tylko stos złotych zapałek.
Podczas gdy pan Weasley naprawiał szkody, a Hagrid wykrzykiwał liczne przeprosiny do wszystkich, którzy go słuchali, pospieszyłam z powrotem do wyjścia. Znalazłam tam Samuela, który bacznie przyglądał się zebranym z uprzejmym uśmiechem.
— Pan raczi mi powie dzie mam siedić dziś — powiedziałam z francuskim akcentem.
— Ca... znaczy Chloé, dobrze wiesz, że siedzisz rząd przede mną, tyle że po stronie rodziny Fleur, bym miał Cię na oku, w razie czego więc... — zaczął.
— Och, dobrze już, dobrze. Stoisz tu uśmiechnięty uprzejmie, elegancki, ale spięty tak bardzo, że musiałam spróbować jakoś Cię rozluźnić.
— Wybacz, mam jakieś niejasne przeczucie co do tego dnia...
— Ale coś konkretnego?
— Nie, po prostu przeczucie, niepewność... sam nie wiem.
— Dobrze wiesz, ile zaklęć ochronnych nałożyliście, nic się nie stanie, ślub się odbędzie i wszystko się uda, zobaczysz.
— Obyś miała rację.
Gdy oddaliłam się, obdarzając Samuela raz jeszcze spokojnym uśmiechem, zauważyłam Rona. Na jego ramieniu uwieszona była starsza czarownica. Jej haczykowaty nos, czerwone otoczki wokół oczu oraz łykowaty różowy kapelusz, sprawiały, że przypominała nieprzyjemnego flaminga.
— ...a te twoje włosy są za długie, Ronaldzie, przez moment wzięłam cię za Ginevrę. Na brodę Merlina, cóż ma na sobie Xenophilius Lovegood? Wygląda zupełnie jak omlet. A ty, kim jesteś? — warknęła do Harry'ego.
— A tak, ciociu Muriel. To jest nasz kuzyn Berny.
— Kolejny Weasley? Rozmnażacie się jak gnomy. Czy jest tutaj Harry Potter? Miałam nadzieję go spotkać. Myślałam, że jest twoim przyjacielem, Ronaldzie, a może to były tylko przechwałki?
— Nie, po prostu nie mógł przyjść...
— Hmm. Wymigał się, czyż nie? Nie jest więc taki tępy, jak wygląda na zdjęciach. Właśnie pokazywałam pannie młodej jak nosić moją tiarę — krzyknęła do Harry'ego. — Zrobiona przez gobliny, była w naszej rodzinie od pokoleń. Jest bardzo ładną dziewczyną, ale niestety Francuską. Dobrze, dobrze, znajdź mi dobre miejsce, Ronaldzie. Mam sto siedem lat i nie mogę stać zbyt długo.
Zaśmiałam się lekko, słysząc tę rozmowę i podeszłam do Harry'ego. Namiot był niemal pełny i po raz pierwszy na zewnątrz nie stała kolejka.
— Muriel jest straszna — powiedział Ron, wracając do nas i wytarł czoło o rękaw szaty. — Kiedyś przyjeżdżała do nas co roku na gwiazdkę, ale dzięki Bogu, obraziła się, bo Fred i George na obiedzie podłożyli jej pod krzesłem łajnobombę. Tata powiedział, że podobno wtedy wykreśliła ich ze swojego testamentu. Ale teraz się tym w ogóle nie przejmują, są bogatsi niż ktokolwiek w rodzinie, ich zarobki wciąż rosną... Wow — dodał, mrugając szybko oczami, gdy zobaczył śpieszącą w ich kierunku Hermionę. — Świetnie wyglądasz!
— Jak zwykle zaskoczony — powiedziała Hermiona, ale się uśmiechnęła. Była ubrana w jasną, przewiewną sukienkę, na nogach miała dopasowane do kompletu pantofle na obcasie. Jej włosy były lśniące i błyszczące. — Ale twoja wspaniała ciotka Muriel by się z tobą nie zgodziła. Właśnie ją spotkałam na górze, gdy dawała Fleur swoją tiarę. Powiedziała: „Och, moja droga, jesteś mugolakiem?" A potem: „Masz złą posturę i chude kostki".
— Nie przejmuj się, ona jest niemiła dla każdego — powiedział Ron.
— Mówicie o Muriel? — wtrącił George, który wyszedł z namiotu razem z Fredem. — Taak, właśnie mi powiedziała, że moje uszy są koślawe. Stara jędza. Chciałbym, żeby wujek Bilius był z nami. Zawsze można było się z niego pośmiać na weselach.
— To ten, który zobaczył ponuraka i zmarł dwadzieścia cztery godziny później? — zapytałam.
— No, tak. Zachowywał się trochę dziwnie przed śmiercią — przyznał George.
— Ale zanim zbzikował, był duszą towarzystwa — dodał Fred. — Raz wypił sam całą butelkę Ognistej Whiskey, wszedł na parkiet, podciągnął szatę i zaczął wyciągać wiązanki kwiatów ze swoich...
— Tak, musiał być naprawdę czarującą osobą. — powiedziała Hermiona, gdy Harry i ja ryczeliśmy ze śmiechu.
— Z jakiegoś powodu nigdy się nie ożenił. — powiedział Ron.
— Co za niespodzianka — powiedziała Hermiona.
Wszyscy śmialiśmy się tak bardzo, że żadne z nas nie zauważyło spóźnionego, ciemnowłosego chłopaka z dużym, garbatym nosem i gęstymi czarnymi brwiami. Zauważyliśmy go dopiero wtedy, gdy podał Ronowi swoje zaproszenie i powiedział, wpatrując się w Hermionę.
— Ty wyglądasz wspaniale.
— Wiktor! — krzyknęła i upuściła swoją małą, ozdobioną koralikami torebkę, która narobiła hałasu całkowicie nieproporcjonalnego do swojej wielkości. Domyśliłam się, co w niej jest, sama miałam na sobie moją torebeczkę, która również przy upadku wydałaby zapewne podobne dźwięki. Zmieszana i zarumieniona, pochyliła się, by ją podnieść i powiedziała:
— Nie wiedziałam, że tu... miło cię widzieć... jak się masz?
Uszy Rona znów zrobiły się wściekle czerwone. Rzucił okiem na zaproszenie, które podał mu Krum, jakby nie dowierzał własnym oczom i powiedział o wiele za głośno:
— Jak się tu znalazłeś?
— Fleur mnie zaprosiła — powiedział Krum z uniesionymi brwiami.
Harry, który nie miał żadnej urazy do chłopaka, uścisnął mu dłoń. Czując wyraźnie, że najlepszym wyjściem jest usunięcie Kruma z najbliższego otoczenia Rona, zaproponował, że wskaże mu jego miejsce.
— Czas usiąść — powiedział George do mnie — albo zderzymy się z panną młodą.
Przytaknęłam i ruszyłam za Krumem i Harrym.
— Twój przyjaciel chyba nie jest zachwycony, żem tu jest — powiedział Krum, gdy obaj weszli do namiotu.
— A może to twój krewny? — dodał, spojrzawszy na rudą kręconą czuprynę Harry'ego.
— Kuzyn — wymamrotał Harry, ale Krum już go nie słuchał.
Jego pojawienie wywołało poruszenie, szczególnie wśród kuzynek Fleur. Był on w końcu sławnym graczem Quidditcha.
Gdy ludzie wciąż wyciągali swoje szyje, by dobrze się mu przyjrzeć, Ron, Hermiona, Fred i Samuel pospieszyli do przejścia.
Harry, Ron i Hermiona zajęli swoje miejsca w drugim rzędzie, tuż za Fredem i George'em. Ja usiadłam po stronie panny młodej, a Samuel po przeciwnej, zerkając na mnie co kilka chwil.
Stremowanie zaczęło udzielać się powoli każdemu z przebywających w namiocie, a powszechne szepty były sporadycznie przerywane przez nagłe wybuchy podekscytowanego śmiechu. Pan i pani Weasley przechadzali się między ławkami, uśmiechając się i machając do krewnych. Mama Rona miała na sobie zupełnie nowe szaty w kolorze ametystu, a do tego pasujący do kompletu kapelusz.
Chwilę później Bill i Charlie podeszli na przód namiotu, obaj wygładzając swoje szaty wyjściowe z wielkimi białymi różami na guzikach. Fred zagwizdał przeciągle, co wywołało chichotanie wśród kuzynek Fleur, zachichotałam z nimi. Tłum zamarł w ciszy, gdy rozbrzmiała muzyka wydobywająca się z tego, co wydawało się złotymi balonami.
Obróciłam się, by spojrzeć na wejście. Z gardeł zgromadzonych czarownic i czarodziejów wydobyło się wspólne głębokie westchnięcie, gdy monsieur Delacour i Fleur ruszyli przejściem. Fleur poruszała się z gracją, jej ojciec natomiast uśmiechał się radośnie i szedł prawie w podskokach. Panna młoda miała na sobie prostą białą suknię, która zdawała się emitować silną, srebrzystą poświatę. Jeśli jej zwyczajny blask był w stanie sprawić, że każdy na nią patrzył, tak dziś jej piękność mogłaby zniewolić każdego. Ginny i Gabrielle, obydwie w złotych sukienkach, zdawały się wyglądać jeszcze ładniej niż zazwyczaj. A gdy Fleur sięgnęła po rękę Billa, ten wyglądał tak, jakby nigdy nie spotkał Fenrira Greybacka.
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 7
FanfictionOstatni rok Cassandry jako uczennicy Hogwartu. Cassie mierzy się z własną traumą, aby odzyskać swoją utraconą magię. Po otrzymaniu tajemniczego spadku, po zmarłym dyrektorze Dumbledore razem z kuzynem i przyjaciółmi, rusza w zaplanowaną podróż w pos...