ROZDZIAŁ 11 Magia to potęga.

15 3 0
                                    

Byłam pewna, że skoro Stworek potrafił uciec z jeziora pełnego inferiusów, to schwytanie Mundungusa zajmie mu najwyżej parę godzin, więc krążyłam po domu przez całe przedpołudnie w stanie gorączkowego oczekiwania a razem ze mną Harry ku udzielającemu się niezadowoleniu pozostałych, którzy także zaczęli się stresować, przedłużającą się nieobecnością skrzata.
Stworek nie wrócił następnego dnia, nie wrócił też dzień później. Na placyku przed domem pojawiły się za to dwie zakapturzone postacie i do późnej nocy spoglądały w kierunku domu numer dwanaście, którego nie mogły przecież widzieć.

— To na pewno śmierciożercy — powiedział Ron, kiedy wszyscy obserwowaliśmy je z okien domu — myślicie, że wiedzą, że tu jesteśmy?

— Nie sądzę — odpowiedziała Hermiona, choć miała przestraszoną minę — bo gdyby wiedzieli, to przysłaliby tutaj Snape'a, nie?

Obecność śmierciożerców na zewnątrz jeszcze bardziej pogłębiła ponurą atmosferę wewnątrz domu. Od czasu pojawienia się Patronusa pana Weasleya nie mieliśmy żadnych wiadomości od nikogo i nerwowe napięcie zaczynało dawać o sobie znać. Spędzałam sporo czasu w jednej z sypialni, którą obecnie zajmowałam sama i szukałam ewentualnych wskazówek, jakie mógł zawierać pozostawiony dla mnie w testamencie od Dumbleadore'a neseser. Dziś jednak towarzyszył mi Samuel.

— Próbowałaś monstrant contentum?

— Tak.

— A... te Ipsum Invenire?

— Tak.

— A...

— Tak i Aperi Te oraz Secretum Tuum Revel czy Da Quod Accepisti. Wszystko na nic! — krzyknęłam sfrustrowana.

Sam pokręcił głową i westchnął głęboko.

— Przepraszam — dodałam ciszej.

— Coś Ty, nie gniewam się, rozumiem, że masz już dość tego zgadywania.

— To prawda, przeszukałam go na każdy mugolski znany mi sposób, każdy zakamarek i nic, sprawdziliśmy go magicznie i także nic to nie dało. Chyba czas pogodzić się z tym, że to po prostu neseser...

— Nie, nie sądzę, coś — Sam znów rozpiął zamek i dokładnie badał każdy centymetr tkaniny, jakim neseser został wyłożony — musi być w nim coś magicznego.

Po dłuższym czasie niezwieńczonym sukcesem wzięłam neseser z jego rąk i powiedziałam zrezygnowana:

— Sądzę, że przyda się jedynie jako niezły dodatek do stylizacji, gdy w końcu zacznę pracę jako uzdrowicielka. Różdżka i kilka zwojów spokojnie się w nim mieszczą, a i miejsca na pióra nie brakuje.

Samuel uśmiechnął się posępnie akurat, gdy jego brzuch zaczął się buntować i głośno dał znać o tym, że najwyższy czas zjeść coś pożywnego.

— Tak, też uważam, że potrzebujemy czegoś do jedzenia, ale obawiam się, że Hermiona nadal nie znalazła sposobu, by transmutować tę czerstwą, zapleśniałą część chleba w coś, co nadawałoby się do spożycia. Mam ochotę na placuszki dyniowe, tak... chcę zjeść placuszki dyniowe.

Gdy tylko skończyłam to mówić, neseser lekko drgnął w moich dłoniach i materiał rozerwał się, a z wnętrza wyłonił się kopiaty półmisek, gorących, placuszków dyniowych.

— Czy Ty to widzisz? — spytałam zdumiona.

— Tak, ale przecież... to nie możliwe, to... to przeczy prawu Gampa.

Niepewnie sięgnęłam po jeden z placków i przysunęłam go pod nos.

— Pachnie dobrze, wręcz bardzo dobrze — oblizałam się i ugryzłam kęs — wy—boh—ne! — dodałam z pełnymi ustami gorącego jeszcze placka.

Sam także wziął jeden i zaczął się nim delektować, akurat, gdy światło w pokoju zgasło.

— Ron znów się bawi wygaszaczem — jęknął.

— Na to wygląda. Chodź, podzielimy się z nimi i może teraz rozgryziemy, o co chodzi.

Gdy schodziliśmy po schodach, światło zgasło jeszcze dwa razy. Wszyscy byli niespokojni, to jasne i każdy miał też na to swój sposób. Ron nabrał głupiego zwyczaju bawienia się wygaszaczem w kieszeni, co doprowadzało do szału każdego, ale zwłaszcza Hermionę, która dla skrócenia sobie czasu oczekiwania na Stworka studiowała Baśnie barda Beedle'a, a ustawiczne miganie świateł, wcale jej w tym nie pomagało.

— Czy mógłbyś wreszcie przestać? — krzyknęła, gdy światło w salonie, ponownie zgasło.

Zaśmiałam się, idąc po ciemku po schodach, uważając, by nie spaść. Sam szedł tuż za mną, niosąc miskę z plackami.

— Przepraszam, przepraszam! — powiedział Ron, pstrykając wygaszaczem i zapalając światło — Robię to machinalnie!

— A nie możesz znaleźć sobie jakiegoś pożytecznego zajęcia?

— Na przykład czytania książek dla dzieci?

— Ron, tę książkę zostawił mi Dumbledore...

— A mnie zostawił wygaszacz, może się spodziewał, że będę go używać!

Zapewne nie mogąc znieść tych sprzeczek, Harry wyślizgnął się po cichu z pokoju i niemal wpadł na nas.

— Czy to są placki dyniowe?

— Tak.

— Skąd?

— To dopiero ciekawa historia, ale może chodźmy do reszty, opowiemy przy posiłku.

Harry zawrócił się i wszedł za mną, dumnie niosącą w dłoniach wręcz z nabożnością odziedziczony neseser.

— Na Merlina, ale to pachnie! Skąd je masz? — spytał Ron, rzucając się na półmisek, który ledwo postawiony przez Samuela na stole został zaatakowany przez Gryfonów.

— Placki pojawiły się prosto z nesesera.

— Co? — spytała zdziwiona Hermiona, przełykając pospiesznie kęs — przecież to przeczy prawu Gampa.

— Dokładnie to samo powiedziałem, ale widziałem to na własne oczy więc — wskazał na półmisek.

— Jak to się stało?

Sam streścił, jak placuszki pojawiły się prosto spod materiału nesesera, gdy o nich powiedziałam.

— Niesamowite... Ciekawe co jeszcze potrafi.

Trzymając neseser, powiedziałam:

— Chcę pięć butelek kremowego piwa.

Neseser znów lekko zadrżał i Harry rozsunął jego zamek, a w środku leżało dokładnie pięć butelek kremowego piwa.

— Powiedz, że chcesz medalion Regulusa! — krzyknął podekscytowany Ron, sięgając po swoją butelkę.

Spojrzałam na nich nieco sceptycznie.

— Nie sądzicie, że to byłoby zbyt łatwe?

— Warto spróbować — powiedział z nadzieją w głosie Ron.

— Chcę mieć medalion Regulusa.

Neseser nie poruszył się i pozostawał pusty.

Ślizgonka z wyboru 7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz