POV Stormie
Nie spuszczałam wzroku z Aslana. Z przeraźliwie wyjątkowych oczu. Ciężko się było na nich skupić, gdy niemal stykaliśmy się klatkami piersiowymi. Gdy byłam nadto świadoma jego obecności, która prawie mnie rozproszyła. Gdy na wyciągnięcie ręki miałam jego bliznę, która była bardziej wyjątkowa niż oczy. Wystarczyło bym wspięła się na palce by zrównać ze sobą głowy, pochylić ją i dosięgnęłabym językiem zabliźnionej skóry. To wszystko mogłabym zrobić w tej jednej sekundzie, w której pochylił się by spojrzeć do mojego wnętrza. Nie znalazłby tam niczego, czego nie chciałabym mu pokazać. Oboje byliśmy boleśnie świadomi wykorzystywania najmniejszych słabości. I oboje byliśmy niezłymi aktorami, starannie pilnując by z niczym się nie zdradzić.
Byłam z siebie zadowolona, że nie dałam się wyprowadzić z pantałyku. Że nie poddałam się chorym fantazjom, tylko zachowywałam trzeźwość umysłu. Prowadziłam dwie gry. Jedną, którą toczyłam z władcą i drugą, którą toczyłam ze sobą.
I ta gra ze sobą była trudniejsza do wygrania.
Zmusiłam się do nabrania dystansu. Nie cofnęłam się uważając to za uwłaczające. Zamiast tego przeszłam obok szturchając go ramieniem. Natychmiast poczułam dziwną pustkę, którą zabiłam w zarodku. Nie mogłam dalej przyzwyczajać się do jego obecności. Nie jeśli miałam przyszłościowo patrzeć na życie.
— Masz jakiś konkretny plan, panie Carrington? — zagadnęłam, podchodząc do własnych raportów.
— W rezydencji dowiesz się więcej — powtórzy, śledząc moje poczynania. — Będzie na nas czekać jeden z lokalnych gliniarzy ze sprzętem, dzięki któremu bezpieczniej dostaniesz się do środka.
Napięłam wszystkie mięśnie. Rzuciłam krótkie spojrzenie by dowiedzieć się, że nie żartował.
— Nie pracuję z policją. Nie współpracuję z ludźmi, których nie znam — zaznaczyłam dosadnie.
Jak mogłam być ich głównym problemem i z nimi współpracować? Każda osoba zgłaszająca zaginięcie nie musiałaby tego robić, gdyby nie zlecenia, których się podejmowałam. Nie musieliby podejmować się pracy z prokuratorami by wyjaśnić nagłe pożary, zanieczyszczenia wszelakiego rodzaju zbiorników wodnych i nie musieliby się zastanawiać skąd wzięło się ciało, czy kości. Byłam ich widmem i zwiastunem problemów. Nie mogli mnie złapać, nie mogli powiązać mnie z żadną ze spraw, bo nawet nie wiedzieli o moim istnieniu. A teraz on chciał, żebym z jakimś podjęła współpracę. Bym bazowała na jego sprzęcie.
Aslan zwariował.
— Nie sądzisz chyba, że dam sobie założyć jakikolwiek ich sprzęt? — zakpiłam. — Zapomnij o tym. Działam na swoich zasadach i na swoich sprzęcie.
— Nie dostaniesz nic, co nie byłoby dobrze sprawdzone, Stormie — mruknął, zmęczony moim uporem. — Zabierz sobie broń i ubrania, w których wygodnie będzie wygodnie ci się włamać. Nic co zostawia ślady.
— Przestań traktować mnie jak amatorkę, Carrington! — warknęłam, zirytowana jego postawą.
Nic mnie tak nie wyprowadzało z równowagi, jak to co on robił. To nie była moja pierwsza akcja. Nie byłam amatorką. W tym pierdolonym zawodzie byłam jak dinozaur. To ode mnie powinni się uczyć jak wykonywać tę robotę dobrze.
— To ważna misja, Blake. Jeden błąd i wszystko leci łeb na szyje.
To ważna misja. Niemal siłą wyrwałam mu teczkę z ręki. Podeszłam do swojego centrum dowodzenia. Czytając dość okrojony raport, szczerze się zawiodłam. Był to zlepek informacji, który w jakiś stopniu był powiązany ze zdobytymi przeze mnie informacjami. Był to niewielki zbiór, ale z tej części byłam w stanie coś powiązać. Dostanie się do środka i wydobycie zapisków mogło być dalszym tropem do mojego śledztwa. Mogłam zdobyć informację dla Aslana i zabrać część dla siebie. Przychodząc do mnie ze zleceniem zrobił mi małą przysługę, o której nie musiał wiedzieć.
CZYTASZ
Na Drodze Wyboru +18
ActionAslan Carrington to szanowany władca Kalifornii. Niezwykle szarmancki, kulturalny, ale i równie bezwzględny. Ludzie się go boją, i to nie za sprawą blizny rozchodzącej się po obwodzie jego szyi. Bowiem Aslan to człowiek, któremu nic nie było w stani...