Ocknęłam się, poczułam woń Zakazanego Lasu, która wypełniała mi nozdrza. Zaczerpnęłam łapczywie powietrza i otworzyłam oczy.
Harry leżał na ziemi, z twarzą w przeciwnym do mnie kierunku. Oczy ponownie zaszły mi łzami, ale dziecko poruszyło się lekko w brzuchu, co rozpaliło we mnie iskierkę spokoju. Nie odczuwałam skurczy, więc zdaje się, że był to jedynie kolejny efekt zdenerwowania. Nie poruszyłam się, mimo że odzyskałam już pełną władzę w ciele, leżałam dokładnie tam, gdzie zaciągnęła mnie Narcyza, z lekko otwartymi ustami i oczyma. Spodziewałam się usłyszeć okrzyki triumfu i uciechy z powodu śmierci Harry'ego, ale zamiast tego rozbrzmiewały wokół mnie jakieś szepty, pomruki i tupot nóg.
— Panie... Panie mój...
Lekko przekręciłam głowę, gdyż nie widziałam Voldemorta.
— Panie mój...
— Dosyć. — jego surowy ton przeciął powietrze niczym trzask pejcza.
Śmierciożercy zaczęli rozchodzić się na boki, ponownie wracając na skraj polany. Bellatriks klęczała na ziemi, podczas gdy Voldemort usiłował się z niej podźwignąć. Coś się stało, kiedy ja zemdlałam, a Voldemort ugodził Harry'ego Morderczym Zaklęciem. Czyżby też upadł? Na to wyglądało. On tak jak ja na krótko stracił widocznie przytomność, ale już ją odzyskał.
— Panie, pozwól mi...
— Nie potrzebuję niczyjej pomocy — rozległ się zimny głos Voldemorta i widziałam Bellatriks wyciągającą pomocną rękę do swojego pana. — Chłopak... jest martwy?
Na polanie zapadła głucha cisza. Nikt do Harry'ego nie podchodził, ale widziałam ich spojrzenia, tak na nim skoncentrowane, że zdawały się wciskać go jeszcze bardziej w ziemię. Wstrzymałam oddech, bojąc się, że gdy drgnę, ktoś to zauważy.
— Ty — powiedział Voldemort, po czym rozległ się huk i ktoś krzyknął z bólu. — Sprawdź to. Powiedz mi, czy jest martwy.
To Narcyza krzyknęła, a teraz szła w kierunku Harry'ego, serce znów zabiło mi mocniej. Ciotka pochyliła się nad nim i nie mogłam dojrzeć, co się dzieje, lecz gdy po chwili podniosła się, powiedziała głośno:
— Martwy!
Wszyscy zaczęli krzyczeć, wyć z uciechy, i tupać nogami, a ja poczułam, że serce pęka mi na kawałki, straciłam kolejną bliską osobę... przymknęłam powieki i dostrzegłam rozbłyski czerwonego i srebrnego światła.
Zrozumiałam, że teraz jedyne co dla mnie ważne, to zadbać o dziecko i zabić węża oraz Voldemorta. Napędzała mnie chęć zemsty, chęć pomszczenia, matki, wuja, ciotki, i oczywiście Harry'ego.
— Widzicie? — zaskrzeczał Voldemort, przekrzykując tumult. — Harry Potter zginął z mojej ręki i już nikt nie może mi zagrozić! Patrzcie! Crucio!
Zacisnęłam mocno powieki, wiedziałam, że Voldemort nie zostawi w spokoju ciała Harry'ego, spoczywającego na mchu w Zakazanym Lesie, lecz będzie chciał je zbezcześcić, by ukazać wszystkim chwałę swojego zwycięstwa. Poczułam ból, ten potworny ból powodowany zaklęciem, ale nie rozumiałam, dlaczego go czuję, skoro Harry nie żyje? Zagryzłam mocno zęby i zacisnęłam dłonie w pięści, a na czoło wystąpiły mi krople potu. Otworzyłam oczy, zaklęcie Voldemorta poderwało Harry'ego w powietrze. Powtórzyło się to kilka razy. Okulary spadły mu z nosa, a kiedy ciało opadło na ziemię po raz ostatni, polana rozbrzmiała wybuchami śmiechu i głośnymi drwinami. Odetchnęłam, nie mogąc już dłużej powstrzymać tego odruchu, który nastąpił, gdy ból przerodził się w niewyobrażalne zmęczenie.
— A teraz — rzekł Voldemort — udamy się do zamku i pokażemy im, co się stało z ich bohaterem. Kto zaciągnie tam ciało? Nie... zaraz...
Znowu wybuchły śmiechy, a po chwili poczułam, że ziemia pode mną drży.
— Ty go zaniesiesz — powiedział Voldemort. — Pięknie będzie wyglądał w twoich ramionach i wszyscy go zobaczą. Podnieś swojego przyjaciela, Hagridzie. I okulary... załóż mu okulary... niech go wszyscy rozpoznają.
Hagrid poszedł do Harry'ego, stawiając ciężkie kroki powodujące trzęsienia warstwy ziemi.
— A Ty Black... już pewnie jesteś w stanie wstać, wstawaj! — krzyknął.
Chciałam się nie poruszać, jednak poczułam ból w przedramieniu, a i w obawie o życie dziecka, wstałam.
— Doskonale, tak... doskonale, pójdziesz obok Hagrida, z ręką w górze. Manum tuam — powiedział, a ręka uniosła mi się mimowolnie w górę, spojrzałam na nią. Na moim prawym przedramieniu widniał czerwony, rozpalony Mroczny Znak, nie czarny, jaki już miałam okazję widzieć, a krwiście czerwony, ociekający krwią.
— Ruszaj — rozkazał Voldemort.
Mechanicznie podeszłam do Hagrida, który łkał nad niesionym przed siebie ciałem Harry'ego. Nie śmiałam się do niego odezwać, w myślach wytwarzałam najsilniejszą przepełnioną na przemian złością, bólem i radością tarczę, która miała chronić dziecko, skupiłam się na nim i całą siłą woli zmusiłam się, by ostrożnie dotknąć drugą dłonią swojego brzucha na tyle dyskretnie, by uszło to uwadze pozostałych, kroczących za nami.
Hagrid wlókł się przez las, rozgarniając sobą gałęzie gęsto rosnących drzew. Czułam, jak krew sączy się z ręki, znak był inny, nie goił się, nie zmieniał koloru, ale może tak miało być, jednak to, że był na prawej, a nie jak u pozostałych na lewej ręce, skłaniało mnie do wniosku, że jednak mój znak, jest inny od pozostałych. Zaczął padać deszcz, ochłodziło się i niebo gęsto zasnute było teraz chmurami i Dementorami.
Mokre gałęzie zaczepiały się o szatę i włosy, ale nie dekoncentrowałam się, szłam dalej przed siebie w ciemności, błocie, wśród triumfalnych wrzasków śmierciożerców, czekałam, żeby ujrzeć pozostałych, miałam nadzieję, że nie zobaczę wszystkich mi bliskich. To zrani ich do żywego. Miałam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone dla nich, ale nie chciałam dokładać im widoku siebie, pokonanej, upokorzonej, bezsilnej i naznaczonej piętnem Voldemorta.
Za śmierciożercami szły dwa olbrzymy; dochodził mnie trzask łamanych przez nie drzew i wrzask pobudzonych przez tumult ptaków szukających schronienia przed opadami. Zwycięski pochód kroczył przez Zakazany Las ku błoniom i po chwili dostrzegłam przez zasnute od łez powieki, że zrobiło się nieco jaśniej.
— ZAKAŁA!
Hagrid ryknął tak niespodziewanie, że aż odskoczyłam nieco w bok.
— Teraz rozpiera was radość, tchórzliwe chabety, żeście nie walczyły, co? Macie uciechę, bo Harry Potter jest... jest martwy...
Urwał, znowu zanosząc się płaczem. Spoglądałam na stado ośmiu centaurów. Kilku śmierciożerców obrzuciło je obelgami. Jednak nikt poza mną i Hagridem, nie zwrócił na nich uwagi. Gdy dotarliśmy na skraj lasu, owionęło mnie świeższe, jeszcze chłodniejsze powietrze.
— Zatrzymać się.
Stanęłam, a i Hagrid został zmuszony przez Voldemorta do posłuszeństwa, bo zatrzymał się gwałtownie, lekko się zataczając. Ogarnęło nas lodowate zimno i usłyszałam chrapliwe oddechy Dementorów patrolujących brzeg lasu. Już się ich nie lękałam, teraz nic nie było istotniejsze i straszniejsze niż to by dziecko przeżyło a winny całego zła, jakie spotkało mnie i moich najbliższych zginął. Dementorzy przy tym wszystkim, byli niczym.
Voldemort przeszedł blisko mnie i chwilę później przemówił magicznie wzmocnionym głosem, który potoczył się przez błonia:
— Harry Potter nie żyje. Został zabity, gdy uciekał, ratując siebie, podczas gdy wielu z was niemal oddało za niego życie. Niesiemy wam jego ciało jako dowód na to, że wasz bohater zginął. Zwyciężyliśmy. Moi śmierciożercy przewyższają was liczebnie, a Chłopca, Który Przeżył, już nie ma. Zakończmy tę wojnę. Każdy, kto postanowi dalej walczyć, mężczyzna, kobieta czy dziecko, zostanie uśmiercony, podobnie jak wszyscy członkowie jego rodziny. Wyjdźcie z zamku, padnijcie przede mną na kolana, a daruję wam życie. Życie zachowają też wasi rodzice i wasze dzieci, wasi bracia i wasze siostry. Przebaczę wszystkim i razem zbudujemy nowy świat. Syriuszu Black, zwracam się do Ciebie, wyjdź do mnie i zobacz, kto został wcielony w moje szeregi, nie zawiedziesz się... — uśmiechnął się złośliwie — mamy niedokończone porachunki, jednak i te, mogę puścić w niepamięć, jeśli oddasz mi cześć.
Na błoniach i w zamku zaległa cisza. Voldemort był tak blisko, że wstrzymałam oddech.
— Idziemy — rzekł Voldemort, a Hagrid i ja posłusznie ruszyliśmy naprzód.
Teraz jednak to Voldemort szedł przodem, a wokół jego ramion wił się wielki wąż, już uwolniony z zaczarowanej klatki. Nie mogłam jednak nic zrobić, każdy mój ruch, mógłby być teraz śmiertelny dla dziecka, bo pewnie Voldemort przewidział, że nic innego nie zrani mnie bardziej niż jego utrata. Ta bezsilność była najgorsza, szłam więc dalej, przez powoli rozjaśniającą się ciemność... Wiedziałam, że niebawem spotkam wszystkich, zobaczą mnie, nie ma co dalej tłumić myśli, ponownie odblokowałam swoją podświadomość, by każdy mógł do mnie dotrzeć.
— Harry — łkał Hagrid. — Och, Harry... Harry...
Zacisnęłam mocno szczękę we wściekłości, aż poczułam metaliczny posmak w ustach, a po chwili i z nosa zaczęła płynąć mi krew; otarłam ją z wolna, skrajem szaty na ramieniu, przez co zauważyłam jak Narcyza, nieznacznie uniosła kąciki ust w coś na miarę uśmiechu.
Żyje, on żyje. — usłyszałam jej głos, jednak z dala niczym spod wody. Byłam przekonana, że Narcyza, próbuje się uspokoić i powtarza sobie, że Draco, żyje i jest cały.
Zbliżaliśmy się do zamku i wytężyłam wzrok, bo poprzez chełpliwe okrzyki śmierciożerców i tupot stóp, ciężko było usłyszeć jakieś odgłosy życia niesione od zamku.
— Stop.
Pochód zatrzymał się. Śmierciożercy rozwinęli się w tyralierę naprzeciw drzwi szkoły. Drzwi frontowe były otwarte i z sali wejściowej padało na nas światło.
Czekałam. Za chwilę ujrzą nas wszyscy, za których Harry oddał życie, ujrzą go martwego w ramionach Hagrida, zobaczą też mnie, z mrocznym znakiem... pokonaną i upokorzoną przez Voldemorta.
— NIE!
Nigdy bym się nie spodziewała, że profesor McGonagall może wydać z siebie tak przeraźliwy dźwięk. Tuż za mną wybuchnęła śmiechem Bellatriks radująca się z rozpaczy McGonagall. Ludzie zaczęli tłoczyć się w drzwiach i na kamiennych stopniach. Wszyscy chcieli zobaczyć na własne oczy, czy to, co usłyszeli, jest prawdą. Na przód wysunął się ojciec i Sam, oboje bladzi jak ściana, wyczerpani i wściekli. Tuż za nimi stała cała Armia Dumbleadore'a, Zakon Feniksa i większość intuistów. Spojrzałam na Pansy, Henry'ego, Liama, Blise'a. Chciałam spojrzeć na Sama i ojca, ale zabrakło mi odwagi. Poczułam, że zawiodłam, zawiodłam wszystkich.
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 7
FanficOstatni rok Cassandry jako uczennicy Hogwartu. Cassie mierzy się z własną traumą, aby odzyskać swoją utraconą magię. Po otrzymaniu tajemniczego spadku, po zmarłym dyrektorze Dumbledore razem z kuzynem i przyjaciółmi, rusza w zaplanowaną podróż w pos...