Skarra lubił panować nad sytuacją i mieć nad wszystkim kontrolę. Mówiąc wszystkim, miał na myśli dosłownie wszystko, co obejmowało jego osobę. Na boisku, w szatni, w życiu prywatnym. Może źle to o nim świadczyło, ale on nie mógł, albo przede wszystkim nie chciał nic na to poradzić. Dlatego też starał unikać się okoliczności, gdzie wiadome było, że nieważne jak bardzo by próbował, i tak nie mógłby wszystkiego kontrolować. Do takich okoliczności zaliczało się zakochanie. Był gotowy przyznać, że nikt nigdy nie podobał mu się na poważnie i poniekąd był z tego faktu dumny. Nie żeby zamierzał dzielić się tą wiedzą z kimkolwiek. Doskonale wiedział, że nieodkrywanie swoich wszystkich kart było idealną techniką na zaskoczenie przeciwnika. Chyba że akurat zakochało się w swoim przeciwniku. Na to Skarra nie miał żadnej poważnie brzmiącej rady ani tym bardziej pomysłu, co z tym faktem zrobić. Bo to, że zakochał się w Shakerze było dla niego oczywiste – tajemnicą pozostawało czemu.
Zawsze uważał miłość za jedną z tych idiotycznych rzeczy, która istnieje tylko po to, by uprzykrzyć ludziom życie. Cóż, w dalszym ciągu tak uważał, tyle że świadomość tego w niczym nie pomagała. Był w beznadziejnej sytuacji i gdy tylko to sobie uświadomił, uznał, że najlepiej będzie, jeśli to po prostu zignoruje (tak samo, jak ignorował wszystkie swoje inne problemy). Sęk w tym, że to nie było takie proste. Myślał o Shakerze, myślał o nim nieustannie; podczas treningu, pod prysznicem, a zwłaszcza wtedy, gdy nie mógł zasnąć. Nienawidził siebie za to, jednak jeszcze bardziej nienawidził Shakera, którego o to wszystko obwiniał. W końcu nikt nie kazał mu być tak cholernie uroczym.
Nie potrafił określić dokładnego momentu, gdy zaczął myśleć o Shakerze w taki, a nie inny sposób. Nie żeby wcześniej w ogóle mu to nie przyszło do głowy. Kiedy się jeszcze przyjaźnili, lubił patrzeć na niego ukradkiem, uśmiechał się, gdy Shaker się uśmiechał i nie mógł znieść myśli, że Shakerowi mogło zależeć bardziej na Spenzie (którego swoją drogą nie cierpiał) niż na nim. Być może to zaczęło się już wtedy. Wciąż pamiętał przerażenie, jakie wywołał w nim udawany wypadek pociągu i myśl, że być może już nigdy nie zobaczy Shakera. To był chyba ten moment, gdy uświadomił sobie, ile znaczy dla niego Shaker. Tyle że nie miał pojęcia, iż to uczucie rozrośnie się aż na taką skalę. Fakt, przygasło ono trochę wraz z ich kłótnią, ale i tak za każdym razem, gdy widział Shakera, coś go ściskało w klatce piersiowej, która nagle kurczyła się, miażdżąc wszystkie jego organy, w tym serce.
Podczas trwającego właśnie meczu, jaki Niepokonani rozgrywali z Supa Strikas, Skarra miał trudności ze skupieniem się na piłce, ciągle uciekając wzrokiem do postaci Shakera. Tamten jak zawsze był świetnie przygotowany i nim Skarra się obejrzał, odebrał mu piłkę. Patrzył chwilę za nim w niedowierzeniu i dopiero, gdy Vince zaczął na niego krzyczeć, ruszył za Shakerem. Na moment zniknęli wszyscy; zawodnicy Niepokonanych i Supa Strikas, kibice, a nawet irytujący komentatorzy. Był tylko on i Shaker, sam na sam, tak jak kiedyś, gdy jeszcze się przyjaźnili. Poczuł jak przyjemne ciepło rozlewa się po jego wnętrznościach, a rytm serca przyspiesza. Podbiegł do Shakera na tyle blisko, że słyszał jego szybki oddech. Dzieliły ich może centymetry, ale dystans stopniowo się zmniejszał i to właśnie dzięki niemu. Zrobił wślizg, starając się odebrać Shakerowi piłkę, jednak tamten podskoczył wraz z nią między nogami. Nawiązali kontakt wzrokowy, podczas którego Shaker posłał mu triumfujący uśmiech. Skarra wstrzymał oddech i niewiele myśląc, uniósł nieznacznie nogę do góry. Shaker nie przewidział tego ruchu, jako że nie tylko stracił piłkę, ale też przewrócił się. Gwałtownie obrócił się do Skarry, obrzucając go zdegustowanym spojrzeniem. Skarra od razu poderwał się z ziemi, wyciągając do niego rękę.
– Serio, Skarra? Naprawdę myślisz, że wystarczy jeden raz podać mi rękę, a ja zapomnę o twoim podłym charakterze? Chyba się przeliczyłeś. – Shaker podniósł się sam, z satysfakcją patrząc jak Skarra dostaje żółtą kartkę.
Skarra nie przejął się nią specjalnie. Tak samo było z wkurzonym Vincem, zremisowanym meczem (co oznaczało, że będą go musieli powtórzyć) i faktem, że cały świat widział, jak robi z siebie błazna. Mógł myśleć tylko o tym, że Shaker w dalszym ciągu pałał do niego taką samą nienawiścią. Zabolało go to, chociaż nie łudził się, żeby sprawa wyglądała inaczej. Fakt, czasami potrafił być kurewsko wredny, ale to była raczej nieodłączna część jego osobowości. Kiedyś nie zdawało się to przeszkadzać Shakerowi. Być może dlatego, że przyjaciele mieli taryfę ulgową.
Wracając do domu swoim starym samochodem, który zatrzymał jedynie dla sentymentu, uświadomił sobie jak ciężkie będzie przekonanie Shakera, że naprawdę mu na nim zależy, a nie jest to jedynie kolejna pokrętna gra, którą wymyślił razem z Vincem. Aż zahamował z wrażenia, pustym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń przed sobą, podczas gdy przez jego głowę przelatywały tysiące różnych myśli. Dopiero klakson poirytowanego kierowcy na niego zadział. Skarra zwyzywał tamtego za przeszkadzanie mu w tak ważnym momencie, jednocześnie ruszając, poirytowany własną postawą. Przecież zakochanie się nie mogło aż tak na niego wpływać. A jednak tak było, choć Skarra nie zamierzał się do tego przyznawać, nawet przed samym sobą.
Jakimś cudem dotarł do domu w jednym kawałku, biorąc pod uwagę jego nieostrożną jazdę i ciągłe zamyślenie. Od razu wszedł pod prysznic, gdzie oczywiście znowu musiał myśleć o Shakerze, bo jakżeby inaczej. Oparł głowę o zimne kafelki, zamykając oczy. Przez głowę przeszła mu myśl, by zwyczajnie się utopić, ale wtedy przypomniał sobie, że nie ma wanny. Westchnął ociężale, wydostając się z zaparowanej kabiny prysznicowej.
Jak wynikało z jego głębokich przemyśleń, jedynym logicznym rozwiązaniem było odkochanie się w Shakerze, i to jak najszybciej. W końcu nie mogło to być aż tak trudne. Ze zasłyszanych plotek dowiedział się, że Vince i Trener kiedyś byli małżeństwem, a teraz nie dość, że prowadzili przeciwne drużyny, to jeszcze się do siebie nie odzywali. Czyli była jeszcze dla niego jakaś nadzieja. Tylko... czy to było na pewno właśnie to, czego chciał? Nie sądził, żeby Shaker od razu oddał mu swoje ciało i duszę, ale miał chyba jakąś szansę?
Nawet nie wiedział, kiedy znalazł się w swoim pokoju. Automatycznym ruchem otworzył szufladę i odsuwając na bok poskładane skarpetki, wyciągnął z jej czeluści zdjęcie oprawione w popękaną ramkę. Uważał, by nie skaleczyć się szkłem, jednocześnie biorąc do ręki przedmiot. Było to zdjęcie jeszcze z czasów, gdy on i Shaker się przyjaźnili. Stali oparci o siebie plecami i uśmiechali się prosto do obiektywu. Skarra przejechał palcami po podobiźnie Shakera, nie przejmując się tym, że zahaczył opuszkiem o ostry róg szkła.
-------------------------------------------------------------------------------
miałam to już dawno wstawić, ale trochę o tym zapomniałam