Rozdział 7.

6.4K 376 49
                                        

– O mój Boże! – Harper siedziała po turecku na swoim łóżku i piszczała. – To od niego? Od Rocco dostałaś kwiat? Był tutaj? Pukał do drzwi? A może ma już twój numer i ci napisał? Co napisał? No był tutaj, czy nie? Dlaczego nic nie mówisz, dziewczyno?!

– Bo mi nie pozwalasz – powiedziałam spokojnie. 

– Czego ci nie pozwalam? Dlaczego mówisz do mnie szyfrem?!

Koleżanka nie mogła się uspokoić. Bardzo chciała poznać całą historię z różą.

– Harper – zaczęłam i się zaśmiałam. – Nie dajesz mi dojść do słowa. Bombardujesz mnie pytaniami i nie dajesz szansy na odpowiedź.

Dziewczyna wykonała gest dłonią, jakby zapinała swoje usta na zamek i wpatrywała się we mnie wyczekująco.

– Widziałam go.

–Gdzie? Był pod drzwiami?

– Harper!

– Przepraszam. – Zacisnęła usta w cienką linię.

– Nie chciałam robić hałasu z samego rana, bo spałaś i wyszłam zrobić projekty na balkon. – Popatrzyłam na kwiat i zrolowałam łodygę, a płatki zaczęły kręcić się w koło. – Wyprowadzał psa na ogród. Później mnie zauważył i zerwał ten kwiat. – Harper rozchyliła usta. –  Podał go Temidzie i kazał jej go przynieść pod drzwi. Kiedy zorientowałam się, co się dzieje, psa już nie było. Różyczka leżała na wycieraczce.

– Olivia… – Harper zasłoniła ręką usta. – To jest takie romantyczne – zapiszczała ponownie i wstała na równe nogi.

– Daj spokój. Przerasta mnie to – wyznałam szczerze. – Nie powinnam wchodzić z nim w żadną relację.

– A ty znowu to samo. Niby dlaczego? A tak w ogóle, odezwał się dziś do ciebie?

– Przywitał się tylko.

– O cholercia!

– Co? To źle, że się odezwał? – Poczułam niepokój.

– Jak stare, dobre małżeństwo – odparła z zadowoleniem.

– Jesteś niemożliwa, Harper. – Pokręciłam głową.

Ruszyłam do swojej walizki, którą już dawno powinnam rozpakować. Podniosłam z niej różowy top na cienkich ramiączkach i czarne, jeansowe spodenki z wysokim stanem. Dobrałam najzwyklejsze czarne trampki i czarne wiszące kolczyki, które były imitacją pióra.

– Mogę cię o coś prosić? - Czułam, że Harper stała tuż za mną.

Brzmiała na przejętą.

– Jasne – rzuciłam i zerknęłam przez ramię.

– Zaprosisz mnie na wasze wesele? Proszę! Tak bardzo proszę! – Ułożyła dłonie, jak do modlitwy. – Mogę być na kuchni albo mogę zostać kelnerką. Tylko nie chcę, żeby mnie to ominęło.

– Jaki ślub?! Przestań, ale to już!

Kolejno chwyciłam za swój ręcznik i jak najszybciej udałam się pod prysznic, żeby ochłonąć.

Tamtego dnia miałam zajęcia na uczelni dopiero po południu. Zabrałam torebkę, w której schowałam tablet z projektami, bo nie wiedziałam, czy zdążę jeszcze wrócić do pokoju. Musiałam udać się do Marii. Zapukałam do drzwi i czekałam, aż zostanę zaproszona do środka.

– Wejść!

– Dzień dobry. Przyszłam porozmawiać o tym, co właściwie mam robić.

Maria podniosła wzrok znad jakichś papierów.

Motyl | zakończona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz