Rozdział 22

342 71 15
                                    

Spodziewajcie się dzisiaj dwóch rozdziałów, bo jakieś to to krótkie i wiem, że Was nie usatysfakcjonuje 😉
____________________________

Widziałem, że ma ochotę czmychnąć jak lis, który spotkał na leśnej ścieżce człowieka. Nie dałem jej szansy.

- Nic ci się nie stało? - rzuciłem zamiast przywitania i chwyciłem ją za ramiona, żeby sprawdzić, czy jest cała.

Obmacałem jej ręce wzdłuż aż do nadgarstków i patrzyłem przy tym uważnie w jej twarz, czy się nie krzywi z bólu.

- Wszystko w porządku. Było... - Wzruszyła ramionami, jakby nie wiedziała, jak to ująć w kilku słowach.

- Opowiesz mi wszystko. Chodź. - Chwyciłem jej dłoń i pociągnąłem w stronę mieszkania. - Zuzka już wróciła?

Wmurowała się stopami w chodnik. Przestawiłbym ją jedną ręką, ale niepokojące było, że nie zadrwiła z mojej opiekuńczości, a do tego unikała patrzenia w moje oczy.

- Nie wróciła, krąży gdzieś wokół Seszeli. - Rozejrzała się dookoła, jakby chciała mi pokazać, za którym to rogiem. - Chodźmy lepiej na kawę.

Pokręciłem tylko głową i wbiłem w nią uparcie wzrok. Nie miałem zamiaru rozmawiać o takich tematach w miejscu publicznym. Poczułem wibrację komórki w kieszeni, ale nie zrobiłem żadnego ruchu, żeby po nią sięgnąć. Dalej gapiłem się na Małego Liska i odniosłem drobny sukces, bo w końcu przyznała się, w czym problem:

- Nie chcę być z tobą sam na sam - powiedziała, po czym wbiła wzrok w ziemię, jakby wyznała coś wstydliwego.

Zacisnąłem szczęki. Próbowałem wyczytać coś - cokolwiek - z jej twarzy, ale trzymała nadal opuszczoną głowę i ryła czubkiem buta trawę, która wyrosła między płytami chodnika.

Nie chciałem jej płoszyć ani się kłócić. Nie, kiedy nie wiedziałem, co ją spotkało przez ostatnie dni. Zrobiłem krok w tył.

- Wiesz, że możesz powiedzieć „nie"? - oznajmiłem z uniesionymi do góry rękami. - Nigdy nie musiałem narzucać się żadnej kobiecie i nie zamierzam zaczynać. Wystarczy, że popatrzysz mi w oczy i powiesz stanowczo „nie", a ja posłucham.

Podniosła wprawdzie głowę, ale tylko po to, żeby rzucić mi szybkie spojrzenie i mnie wyminąć. Ruszyłem za nią bez słowa.

W mieszkaniu panowała cisza i charakterystyczna stęchlizna niewietrzonych pomieszczeń. Nawet nie popatrzyłem w stronę sypialni. Na myśl, że ktoś mógł jej zrobić krzywdę przez te dwa dni, aż mnie skręcało. Moja komórka znowu zawibrowała, więc tym razem wyjąłem ją z kieszeni, ale na widok słowa „mama" na wyświetlaczu odrzuciłem połączenie z wiadomością, że jestem na spotkaniu. Cóż, nie skłamałem. Mama, nie dając za wygraną, przesłała wiadomość, że będę miał gościa i mam przygotować pokój gościnny. Schowałem komórkę z powrotem do marynarki, bo to nie był moment na zastanawianie się, co takiego wymyśliła i kogo zwali mi na głowę.

- To był całkowity niewypał - odezwała się dziewczynka ze wzruszeniem ramion, zanim zdążyłem o cokolwiek zapytać. - Zwykłe szkolenie, praca na przyjęciu, umówiona wypłata. Nikt nikogo nie orżnął ani nie zerżnął.

Prawie sapnąłem z ulgi, że nie wydarzyła się żadna z tych rzeczy, jakich się obawiałem. Rozprostowałem palce, które nieświadomie zacisnąłem w pięść, choć w takim razie powodem jej nastroju musiałem być ja.

- Tyle zachodu i pieniędzy, żeby zwerbować kelnerki bez pytania o doświadczenie? - Zmarszczyłem brwi, bo nie trzymało się to kupy.

- Każda z nas miała numerek. - Wskazała miejsce nad piersią, gdzie się znajdował.

UKARANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz