Nigdy nie publikowałam w takim tempie! Wszystko dzięki Waszemu poganianiu i zachętom 😃 Mam nadzieję, że miło spędziliście czas, a historia Gai i Dominika dostarczyła wielu emocji.
Która scena zapadła Wam w pamięć?
Ja bawiłam się bardzo dobrze 😊
Dziękuję za każde polecenie i zostawianie gwiazdek pod rozdziałami. Wasze wsparcie jest na wagę złota, jeżeli tak jak ja chcielibyście zobaczyć to opko na papierze 😉
PS Nie bijcie za zakończenie!
______________________________________
Prawie 3 lata później
Wyciągnęłam z plecaka komórkę z przywieszoną małą pandą - znakiem rozpoznawczym dla mojej randki w ciemno - i napisałam krótką wiadomość: „Czekam przy fontannie". Rozejrzałam się, próbując odgadnąć, czy ktoś z obecnych może być mężczyzną, na którego czekam. Nie wiedziałam o nim nic, poza pseudonimem internetowym i tym, jak sam siebie opisał. Metr osiemdziesiąt, dobrze zbudowany, szatyn, lubi czytać książki i robić zdjęcia. Po to się właśnie mieliśmy spotkać - na sesję zdjęciową, za którą miałam dostać okrągłą sumkę.
- Cześć - zagadał do mnie mężczyzna koło czterdziestki z pospolitą twarzą, w pospolitym prochowcu. Nie wyłowiłabym go z tłumu nigdy.
- Cześć, jesteś Viper20? - uśmiechnęłam się całą sobą, bo wiatr podwiewający pod spódniczkę wydłużał czekanie i miałam nadzieję, że nie będę musiała tu dłużej sterczeć. Dlatego bez wahania zgodziłam się na jego propozycję, kiedy powiedział:
- Może skoczymy się czegoś napić?
Wylądowaliśmy w najbliższym lokalu, przy stoliku wciśniętym w najdalszy kąt. Jak tylko usiedliśmy, poczułam, że dosunął swoje kolana tak, żeby stykały się z moimi. Nie odsunęłam się.
- Czego się napijesz? - zapytał. - Może jakiegoś drinka? Grzańca? Nie krępuj się. Póki jesteś ze mną, nie musisz za nic płacić.
- Dzięki - zaśmiałam się trochę nerwowo - ale nie mogę pić. Nie mam dowodu.
Nachylił się nad stołem i zwrócił do mnie konspiracyjnym szeptem:
- Ile masz lat?
- Czternaście - wyznałam z lekkim zawstydzeniem i uciekłam wzrokiem.
- Nie martw się, zamówię niby dla siebie. - Mrugnął znacząco.
- W takim razie poproszę „sex on the beach". - Znowu zachichotałam, a jego uśmiech stał się szerszy.
Poklepał mnie po dłoni z aprobatą. Kiedy podeszła kelnerka zamówił drinka i colę, a jak tylko się odwróciła po przyniesieniu napojów, podsunął wysoką szklankę z dwoma słomkami w moją stronę.
- Pij - powiedział, a jego oczy lśniły, kiedy obserwował moje usta zaciśnięte na słomce. - I jak?
- Pycha! - udałam zachwyt, choć piłam lepsze drinki i ten na szczęście nie był specjalnie mocny.
- To dobrze, to dobrze - powtarzał i zaczął się wiercić na krześle, a jego kolana ocierały się cały czas o moje. - Jak skończysz, to pójdziemy do mojego studia.
- A gdzie to jest?
- Tu, niedaleko.
Jego studio, które tak przede mną zachwalał, okazało się pokojem w pobliskim hotelu.
- Gdzie będziemy robić zdjęcia? - zapytałam, jak tylko weszliśmy, bo nie widziałam żadnego wyposażenia, którego można się spodziewać po fotografie. Zwykły pokój hotelowy był raczej z tych obskurnych.
- Tutaj. - Wskazał dwuosobowe łóżko przykryte burą kapą.
- A co będę musiała robić? Nigdy nie pozowałam do profesjonalnych zdjęć - udałam zakłopotanie.
- Zdejmij płaszczyk i wszystko ci powiem.
Obserwował każdy mój ruch, kiedy zdejmowałam płaszcz i bluzę. Rzuciłam je na łóżko obok plecaka, uważając, żeby nie zasłonić mikrofonu, po czym rozejrzałam się niepewna, co mam dalej z sobą począć.
- Tutaj sobie usiądź, a ja już wyciągam aparat. - Posadził mnie na skraju łóżka i zaczął grzebać w torbie. Zauważyłam, że ręce mu trochę drżą.
Byłam już znudzona tą zabawą i czekaniem na akcję.
- Długo to będzie trwało, bo mam jeszcze zadanie do odrobienia na jutro? - zamarudziłam, żeby go sprowokować.
- Nie, nie. Szybciutko. No to jedziemy. Popatrz tu w obiektyw i odchyl się trochę. O tak. - powiedział i pstryknął zdjęcie. - A teraz rozchyl nogi.
- A po co?
- Poza będzie ciekawsza. No już.
Posłusznie rozchyliłam nogi, choć tylko na kilka centymetrów. Zza aparatu dochodziło coraz głośniejsze sapanie.
- Bardziej! Teraz rozepnij guziki w bluzce. Pewnie jest ci ciepło.
Rozpięłam.
- Najlepiej ją zdejmij. - Przestał się kryć z intencjami. - Masz pod spodem stanik?
Usiadłam na łóżku, bo tego było za wiele.
- Nie jestem głupia! - zaprotestowałam. - Zanim się rozbiorę, chcę pieniądze!
Wyciągnęłam do niego rękę i czekałam, aż wysupła z torby kopertę. Sprawdziłam, co jest w środku i uśmiechnęłam się szeroko.
Wstałam, obciągnęłam spódnicę i zaczęłam zapinać bluzkę.
- Co ty robisz? - zapytał. - Nie skończyliśmy. Kładź się!
Prychnęłam lekceważąco. Starałam się nie patrzeć na obleśną wypukłość w jego spodniach.
- Dostałaś kasę, to się rozbieraj! - wrzasnął z palcem wycelowanym w łóżko.
- Mamy to! - krzyknęłam, a mężczyzna cały czas patrzył na mnie z oburzeniem.
Zamiast paść nago u jego stóp, wyjęłam z plecaka odznakę i wyciągnęłam w jego stronę.
- Sierżant Gaja Morańska. Jest pan aresztowany. - Po czym, nie zważając na jego osłupienie, podeszłam do drzwi i je otworzyłam, wpuszczając resztę policjantów ubezpieczających całą akcję.
Nie słuchałam wymówek pedofila, jego płaczów i złorzeczeń - te były praktycznie zawsze takie same. Miałam poczucie dobrze spełnionego obowiązku, bo chociaż czekała mnie kąpiel z szorowaniem ostrą gąbką, to sprzątnęliśmy dzisiaj jednego śmiecia więcej z internetu.
W drodze na posterunek sprawdziłam komórkę. Musiałam oddzwonić do mamy i prawie zignorowałam wiadomość z nieznanego numeru, bo brzmiała jak spam z dziecięcą rymowanką:
„Chodzi lisek, ogon ma. Nie wiadomo, komu da".
Jednak po chwili do niej wróciłam, bo pojawiło się we mnie podejrzenie. Czy to jakiś nowy rodzaj oszustwa? Jeżeli tak, to kiepsko trafili. Można powiedzieć, że podwójnie kiepsko, bo odkąd po raz ostatni widziałam Dominika, miałam alergię na lisy, przez co byłabym w stanie ścigać oszusta do upadłego.
Don Domenico di Nocniko nie zadzwonił. Nie wysłał ani jednej wiadomości czy listu. Po prostu zapadł się pod ziemię. A ja tęskniłam za nim jak głupia. Nadal na samo jego wspomnienie w moim brzuchu pojawiało się nieprzyjemne uczucie ni to zawodu ni żalu.
Przełknęłam jak gorzką pigułkę fakt, że pewnie znalazł sobie kogoś we Włoszech i ma już rodzinę. Wolałam tę wersję od tej, w której dostał kulkę w łeb, a jego kości bieleją gdzieś pod południowym słońcem. Wypłakałam swoje i nie chodziłam już pod zamkniętą Frenezję, żeby przesiadywać na krawężniku czy zaglądać przez brudne okna. Ułożyłam sobie życie po swojemu. Dlatego teraz prawie upuściłam komórkę, czytając wiadomość do końca:
„Co słychać, Mały Lisku?".
KONIEC
CZYTASZ
UKARANA
RomanceZaginiona przyjaciółka i palące poczucie winy napędzają młodą policjantkę do działania. Nie potrafi bezczynnie czekać na wynik śledztwa, dlatego bez wahania stawia na szali swoją karierę i zamyka w piwnicy mężczyznę podejrzanego o skrzywdzenie przy...