5.

134 21 5
                                    

I dni mijały, tkwiliśmy w relacji której nikt z nas nie potrafił nazwać… po prostu czuliśmy sie razem dobrze, to tyle.
Jutro kończy sie czas naszego pobytu w tym hotelu, prawdopodobnie to nasz ostatni wspólny dzień. Muszę przyznać, było fajnie…

Zaprosiłem Fyodora do koreańskiego baru karaoke, takie miejsca nie są jakoś bardzo popularne w Japonii a tym bardziej w Rosji. Korzystając z tego ze nigdy tam nie był, mielismy okazje by spędzić ostatni wieczór właśnie tam.

Wszystko szło dobrze, skaleczylismy każdy możliwy język i nawzajem swoje uszy, ale dalej było zabawnie. Dobrze sie bawiliśmy do pewnego momentu.
Wyszedłem na chwile zapalić papierosa, Dostojewski w tym czasie opłacał kolejne piosenki. Zobaczylem jak nagle pod niepopularny bar w bocznej ulicy podjeżdżają auta. Czarne, drogie i z japońską rejestracją. Gdy zobaczylem stroje mężczyzn wysiadających z pojazdów, zrozumiałem że są z portowej mafii.
Wbiegłem do środka i nie myśląc o niczym złapałem swojego towarzysza za rękę. Pobiegłem ciągnąc go w ten sposób do tylnego wyjścia. Nie tracąc czasu na wyjaśnienia kazałem mu biec.
Dobieglismy do postoju taksówek, jedna z nich zabrała nas do hotelu.

Zaczekałem w aucie na Fyodora który przyniesie tutaj najpotrzebniejsze nam rzeczy - a bardziej to co zmieści. Prawdopodobnie w środku już na mnie czekali…

Pojechaliśmy prosto na lotnisko. Nie pytał dlaczego uciekamy i przed kim.
Mogłem uciekać sam, ale bałem sie ze dowiedzą się że był tu ze mną … i z jakiś przyczyn nie chciałem go zostawiać.

Kupiliśmy bilety na najwcześniejszy samolot, trafiło nam sie miasto w Niemczech.
Już po 3 godzinach siedzieliśmy spokojnie w apartamencie w Monachium.
Zapaliłem pierwszego papierosa w tym kraju i pierwszego od sytuacji w barze karaoke.

Stałem na balkonie z widokiem na spokojne miasto i jego piękną architekturę. Nie nacieszyłem sie zbyt długo tym obrazem, bo przerwał mi w tym dzwoniący telefon. To był nieznany numer, wiedząc ze mogę spodziewać sie najgorszego, odebrałem.

-Słyszałem że Santoka* znalazł odpowiednie miejsce dla ciebie. Przepraszam za moich chłopców, mam nadzieje że nie narobili ci problemów – mówił beztrosko Mori

-Nie mieli mnie skrzywdzić. Chcesz mnie spowrotem, racja?

-Tak – powiedział wzdychając – pamiętaj że będę czekał

Rozłączył sie.
Z jednej strony czułem ulgę że nikt mnie już nie bedzie szukał, z drugiej zupełnie nie mogłem mu ufać.

Nie zdążyłem wrócić do środka, telefon znowu zawibrował.

-To znowu ja, chcialem ci tylko opowiedzieć co tu się zmieniło. Pamiętaj że nie tylko ja na ciebie czekam, twój wierny uczeń Akutagawa nie umie uwierzyć w to że naprawde odszedłeś – mówił probojac mnie zachęcić do powrotu

-Nie interesuje mnie to – rzuciłem śmiejąc się pod nosem

-A Chuuya? Może on cie zainteresuje?

-…

-Biedaczek opróżnia litry alkoholu, Ozaki codziennie musi sie nim opiekować. Minęło tyle czasu a on ani razu nie zjawił się w pracy bez kaca po wczorajszej zabawie. Nie szkoda ci go? Przeciez go zostawiłeś – akcentował każde slowo po kolei, wiedział jak uderzyć

-Nie dzwoń do mnie więcej

Rzuciłem telefonem na łóżko a sam poszedłem pod prysznic.
Nawet lejąca sie woda nie potrafiła zagłuszyć mojego płaczu.

*Santoka - dyrektor oddziału specjalnego w którym pracuje np. Ango. To ten łysy z brodą który załatwił Osamu pracę w agencji

TW: SH (ten moment w fabule można ominąć)
Wyciągnąłem ostrze z pudełka w łazience i bez zahamowań zadawałem sobie coraz to głębsze rany.
Wyszedłem spod prysznica i ledwo ubrałem się w piżamę Usiadłem na zimnych płytkach zastanawiając się dlaczego właściwie to zrobilem… przeciez to ja go zostawiłem!

Nawet nie jestem pewien ile czasu tak siedziałem, trzeźwy umysł wrócił mi dopiero gdy w łazience znalazła sie druga osoba.

Rozdzielenie - fyozai Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz