5

300 21 7
                                    

Wzięłam w pracy kilka dni wolnego na naukę, bo zbliżały się egzaminy, a ostatnio trochę ją zaniedbałam. Jednak stosy książek mnie zmęczyły, a myśli krążyły wokół Mike'a.
Od czasu wypadu na plażę minęło dwa tygodnie, a on nie pojawił się ani razu. Nawet nie zadzwonił, bo nie podałam jemu numeru telefonu, więc czego właściwie oczekiwałam. Myślałam, że przynajmniej wpadnie do baru, ale nic z tego. Zabawił się mną i tyle go zobaczę.

Kilka dni temu przyszedł do baru facet podający się za jego pracownika i wręczył mi list i ogromny bukiet herbacianych róż, moich ulubionych. Mike przepraszał w nim za milczenie, ale musiał pilnie wyjechać służbowo. Zapewniał, że od czasu ostatniego spotkania nie może przestać o mnie myśleć i nie może się doczekać, kiedy znów się spotkamy. Poprosił abym podała posłańcowi swój numer telefonu, by mógł, choć przez chwilę usłyszeć mój głos. Pomyślałam sobie wtedy, że albo facet się mną bawi, albo rzeczywiście jemu też zależy na tej znajomości, skoro zadał sobie tyle trudu, wysyłając pracownika.  

Zgłębiałam właśnie wiedzę na temat ludzkiej psychiki, kiedy zabrzęczała moja komórka. Wyświetlił mi się numer prywatny. Na ogół nie odbieram takich telefonów, zatem i tym razem tego nie zrobiłam. Po chwili dostałam smsa, to był Mike. Pisał, że brakuje jemu naszych rozmów i że lada chwila się spotkamy. Uśmiech samoistnie pojawił się na mojej twarzy, bo też się stęskniłam. Zastanawiałam się jak to możliwe, że znam faceta od kilku tygodni, a on na dobre zagościł w moim życiu i chyba sercu. Broniłam się przed uczuciem, które we mnie rosło, ale na próżno. Postanowienie, że nie pozwolę żadnemu facetowi wkraść się do mojego serca spaliło na panewce. Zanim skończyłam drugi raz czytać smsa, zadzwonił dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, dlatego też zdziwił mnie widok przeogromnego bukietu, który zasłaniał posłańca.

- Czy mieszka tu pani Zuzanna Nowak?

- Tak, to ja.

- Kazano mi niezwłocznie dostarczyć te kwiaty do pani rąk.

Bukiet odsunął się na bok, a za nimi stał Mike i uśmiechał się szeroko.

- Witaj piękna nieznajoma - jego głos brzmiał bardzo miękko i spokojnie - jak pisałem, widzimy się lada chwila - znów przywołał ten swój cudny uśmiech.

- Witaj nieznajomy, wejdziesz czy będziesz tak stał na korytarzu? - Zaśmiałam się odbierając od niego ciężki bukiet. - Dziękuję, jest naprawdę piękny i ogromny. Pytanie tylko gdzie go wstawię, bo nie mam takiego wazonu, już nie wspominając, że zajmie on połowę mojego mieszkania - chichotałam, wstawiając go do mało eleganckiego wiaderka, bo tylko tam się mieścił.

Mike miał na sobie czarne spodnie i błękitną, jedwabną koszulę. Rękawy podwinięte do łokci, co dodawało jemu luzackiego stylu. Włosy miał elegancko zaczesane i ułożone na bok. Krótko przystrzyżone boki i dłuższa góra.

- Obciąłeś włosy! - patrzyłam na niego.

- No tak. Potrzebowałem zmiany, a co źle wyglądam?

- Nie! Nie! - machałam rękoma. - Bardzo dobrze wyglądasz! Podoba mi się, to co widzę - uśmiechnęłam się i wróciłam do kwiatów, które musiałam wstawić do wody.

Kiedy uporałam się z kwiatami, podszedł do mnie, mocno przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Rozpłynęłam się w tej samej chwili, prosiłam w myślach, by mnie nie puszczał i nie przestawał. Całą sobą wrzeszczałam chwilo trwaj i nie mijaj!

- Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłem. Przepraszam, że tak nagle i na tak długo zniknąłem, ale przygotowuję się do kilku koncertów i musiałem wyjechać, dopiąć parę spraw. Słyszałem, że masz kilka dni wolnego, dlatego zbieraj się, kierowca czeka na dole.

- Zbierać się? Dokąd mnie zabierasz?

- Niespodzianka! Chcę żebyś kogoś poznała.

Puściłam w jego stronę podejrzliwe spojrzenie, ale posłusznie poszłam się przebrać, by po chwili oznajmić, że jestem gotowa. Założyłam białą sukienkę w chabrowe kwiaty i półbuty na niskim obcasie. Rozpuściłam czarne, długie włosy, które opadały luźno na plecach. Mike wstał, złapał mnie za ramiona, powiedział, że ślicznie wyglądam i pocałował. Kolejny raz odłożyłam naukę na bok. Jak tak dalej pójdzie stracę stypendium i nie będzie mnie stać na kontynuację nauki w tej szkole. Ale teraz o tym nie chciałam myśleć. Jakoś sobie poradzę.

Przyjechał po mnie czarną limuzyną z przyciemnianymi szybami, co przyciągnęło ciekawskie spojrzenia sąsiadów i przechodniów.
Wnętrze robiło duże wrażenie, ful wypas, jak mówi Teresa, siostra Anny. Pomyślałam wtedy o niej, co by powiedziała gdyby tu była. Piszczałaby i z nadmiernym entuzjazmem oglądała wszystko, co znajduje się w środku. Na samo wspomnienie o jej wariackim usposobieniu uśmiechnęłam się. Mike usiadł obok, dał znać kierowcy, by ruszał i złapał mnie za rękę.

- To powiesz mi, dokąd jedziemy?

- Do mnie. - Teraz on zadziornie się uśmiechnął, co spowodowało, że poczułam niepokój. Nie przed nim samym, czy wizytą w jego domu, ale przed tym, co mnie tam czeka, a raczej, kto.

- Jak to do ciebie? Po co? - Nie za bardzo udawało mi się ukryć strach przed nieznanym.

- Spokojnie, nie masz, czego się bać. Znamy się od jakiegoś czasu, bardzo ciebie lubię i uznałem, że jesteś kobietą, którą mogę i chcę przedstawić mojej rodzinie.

- Rodzinie?! Teraz to przesadziłeś. Ja nie jestem gotowa na takie spotkanie, słabo znam ciebie, prawie nic o tobie nie wiem, a ty chcesz mnie przedstawiać rodzinie! Zobacz jak ja wyglądam! Nie dałeś mi szansy nawet, żebym psychicznie nastawiła się na coś takiego! - Broniłam się z całych sił, ale napotkałam tylko spokój i serdeczny uśmiech.

Objął mnie silnym ramieniem, pogładził po włosach i pocałował w czoło.

- Nie masz, czym się przejmować. Wyglądasz pięknie, jak zawsze. Chcę abyś poznała moje dzieci, bo chyba wiesz, że mam dwoje.

- Dzieci?! Nie, nie wiedziałam. Ty też o nich nic wcześniej nie wspominałeś.

- Justin ma 7 lat, a Lucy 6 lat.

- To wpuściłeś mnie teraz na niezłą minę. Nie dość, że właśnie dowiedziałam się, że masz dzieci, które za chwilę poznam, to jeszcze nic dla nich nie mam.

- Nie sądziłem, że aż tak się tym przejmiesz, a prezentów mają pod dostatkiem.

- U nas w Polsce jest taki zwyczaj, że jeśli idzie się do kogoś z wizytą, to w dobrym guście jest przyniesienie ze sobą podarku, zwłaszcza, jeśli są dzieci.

- Aha. Nie wiedziałem. Myślałem, że fakt, iż posiadam dzieci stanowią dla ciebie problem, zacząłem się już niepokoić.

- Dzieci nie są żadnym problemem, nie dla mnie. Kocham je i to bez znaczenia, jakie są i czyje są. Szkoda tylko, że nie dałeś mi znać wcześniej, co zamierzasz. - Dostał kuksańca w bok. Ja założyłam ręce na piersi i odwróciłam się w stronę okna, udając obrażoną. Uśmiał się ze mnie po pachy, uznał, że wiezie kolejne dziecko do domu.

Marsowa mina zniknęła z mojej twarzy, by ustąpić pełnej zachwytu i podziwu. Wjechaliśmy przez ogromną bramę z kutego żelaza, z pięknymi wywijasami stanowiącymi jej wzór. Auto sunęło powoli na przód żwirową drogą, nad którą rozciągał się tunel z wygiętych drzew. Wokół było pełno zieleni, jeden wielki ogród. Im bliżej byliśmy domu, tym wyraźniej widać było, jaki jest wielki. Stanęliśmy na podjeździe, szofer otworzył drzwi i wysiedliśmy. Mike był bardzo wyrozumiały, pozwalając mi w ciszy upajać się widokami. Przed domem stała duża okrągła fontanna, po środku, której stał cherubinek, trzymający dzban, przez który lała się woda. Front budynku otoczony był czterostopniowymi schodami, prowadzącymi do wielkich, dwuskrzydłowych drzwi, które ozdobione były kolorowym witrażem. Całość opierała się na dwóch okrągłych filarach, przypominających te w dworkach. Gdzie nie sięgnąć wzrokiem były zadbane rabaty z kwiatami. W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy i woń róż.

- Jak tu pięknie, aż brakuje mi słów, by wyrazić to, co czuję - Mike chwycił mnie za rękę i delikatnie do siebie przyciągnął.

- Dziękuję. A teraz chodźmy do środka.

DZIEWCZYNA ZNIKĄD Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz