XXXVII

119 9 3
                                    

Minął tydzień i od tego czasu Harry próbował skontaktować się z Louisem na wszystkie możliwe sposoby. Chciał na spokojnie porozmawiać i przeprosić go za to co zrobił. Po dłuższych przemyśleniach doszedł do wniosku, że zabranie mu leków faktycznie nie było najlepszym rozwiązaniem. Teraz już czasu nie cofnie, więc jedyne co mu pozostało to prosić o przebaczenie i pomóc Louisowi w walce z uzależnieniem. 

Nie chciał tego przed sobą przyznawać, ale w końcu nie miał innej możliwości. Widząc Tomlinsona w amoku, szukającego chociażby jednej tabletki, która dałaby mu jakiekolwiek ukojenie, z łatwością można było dostrzec problem i to zdecydowanie nie mały.

Rzucił telefon na drewniany stolik i przetarł twarz dłonią z ciężkim westchnieniem. Zaciągnął się wcześniej odpalonym papierosem i z roztargnieniem przyglądał się ciemnemu niebu. Gwiazdy rzucające jaśniejsze światło oraz księżyc uwydatniały na jego twarzy zmęczenie, przekrwione oczy oraz kilka niedoskonałości, które powstały w ciągu minionych dni. 

Znów rozmawiał z Zaynem, mieli stały kontakt od momentu, w którym Louis wyrzucił ich ze swojego pokoju. Był jego jedynym źródłem informacji zważywszy na to, że jemu samemu zabroniono odwiedzać króla. Całe szczęście chociaż Malik mógł przebywać obok Louisa i opiekować się nim, póki cała sytuacja nie ulegnie zmianie. 

— I co? — usłyszał. Był to Niall, który przekraczał właśnie próg balkonu. Zaraz usiadł na krzesełku obok Stylesa i uważnie mu się przyglądał.

— Dalej nie chce mnie widzieć — mruknął, nie chcąc pozwolić sobie na to, aby w oczach zabłyszczały mu łzy. — Chcę, żeby w końcu zrozumiał, że nie robiłem tego, żeby go zezłościć.

— Musisz dać mu czas — powtórzył to, co przez ostatnie dni. — Ty też go w końcu zrozum, Harry. Jest uzależniony, a ty odbierasz mu to w przeciągu chwili. To tak jakbym ja ci zabrał paczkę fajek i zabronił palić.

— Nie jestem uzależniony — burknął, ironicznie do chwili wydmuchując szary obłok, który już sekundy później ulotnił się w powietrzu. 

— Cokolwiek — przewrócił oczami, doskonale wiedząc, że ma rację. — A jak z nim? Zayn coś opowiadał? Rozmawiał z nim?

— Próbował, ale kończyło się to na kłótni i cichych godzinach — skrzywił się. — Chciałbym mu pomóc, Ni, ale nie wiem jak.

— Kiedy ci pozwoli, po prostu przy nim bądź, stary — spróbował, wstając i pocierając ramiona, by się ogrzać. Na dworze wciąż prószyło, a sople lodu zwisały na dachach budynków. — Jak skończysz to wracaj do środka, piździ jak nie wiem.

Po tym wyszedł, zostawiając Harry'ego ostatkami tlącej się nadziei, która powoli wypalała się, dokładnie tak samo jak papieros trzymany między palcami. 

—✧◦𖥸◦✧—

Mogłoby się wydawać, że Louis po kolejnym tygodniu napisze do Stylesa z prośbą o rozmowę. Często, jak zdarzały im się małe sprzeczki po krótkim czasie spotykali się, by wytłumaczyć sobie całe zamieszanie. Jednak, gdy nastał koniec stycznia, a żadne połączenie od Tomlinsona nie widniało na ekranie Harry'ego, ten postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.

Na samym początku dawał mu na spokojnie poukładać myśli, przestrzeń do odpoczynku i zregenerowania się przed poważną rozmową, natomiast w tym momencie nie miał już na to siły. 

Potrzebował wiedzieć na czym stoi.

Zakładając buty rozmyślał nad wszystkim co powinien powiedzieć i w jaki sposób mu to przekazać, aby już nic więcej nie pogorszyć. Przy owijaniu szalika dookoła swojej szyi starał nie dać się negatywnym emocjom i zamiast tego robił sobie nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

When The Sun Goes Down || l.sWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu