Rozdział 10

149 7 16
                                    

Po skończonych zajęciach udałam się prosto do akademika. Szłam żwirową ścieżką, a kamyczki trzeszczały pod podeszwą moich startych adidasów. Nie mogłam pozwolić sobie na parę nowych butów, bo gdy moje konto zasilało się pensją kelnerki, od razu spłacałam ratę kredytu studenckiego.

Przetarłam zmęczone powieki. W nocy nie zmrużyłam oka, bo wciąż myślałam o sprawie Sage, która nie dawała mi spokoju. Miałyśmy odwiedzić jej brata w warsztacie, ale nie potrafiłyśmy zgrać ze sobą własnych planów. Ja wciąż pracowałam, a Melody uczyła się do zbliżających się egzaminów. To jednak nie stanowiło większej przeszkody. Problem wydawał się o wiele bardziej złożony i chociaż żadna z nas nie wyznała tego na głos, wiedziałam, dlaczego jeszcze nie złożyłyśmy Jasonowi wizyty.

Odwlekałyśmy tę wizytę w czasie, nie dlatego, że trudno było nam znaleźć wolną przerwę między zajęciami, a dlatego, że obawiałyśmy się prawdy, która była przed nami na wyciągnięcie ręki.

Leniwie przyłożyłam rękę do warg i cicho ziewnęłam. Marzyłam tylko o tym, aby rzucić się na poduszkę i zdrzemnąć się, zanim będę musiała pójść do pracy. Wypicie kawy nie wchodziło w grę. Odkąd zaczęłam pracować w kawiarni, miałam poważny uraz co do tego napoju. Sama pobudzająca woń świeżo parzonych ziaren przyprawiała mnie o dreszcz obrzydzenia.

Przesunęłam zamkiem błyskawicznym mojej torebki i włożyłam rękę do jej wnętrza. Macałam jej zawartość na oślep, a gdy poczułam zimny chłód puszki, na mojej twarzy pojawił się przeciągły uśmiech. Wyciągnęłam napój i chwyciłam w palce zawleczkę. Przyłożyłam spragnione wargi do zimnego metalu i wzięłam porządny łyk napoju energetyzującego, który miał postawić mnie na nogi.

Pod wejściem do akademika stał spory tłum gapiów. Gdy podeszłam bliżej wejścia, gwar rozmów przybrał na sile. Stanęłam jak wryta, a moje serce podążyło w dziki galop. Wewnętrzna część dłoni pokryła się potem, a gwałtowny przypływ ciepła sprawił, że zaczęło kręcić mi się w głowie. Ostatni raz taki tłum zebrał się, gdy doszło do wypadku z udziałem Sage.

Pośród studentów czekających przed budynkiem, ujrzałam znajomą twarz. Poderwałam się z miejsca i ruszyłam na spotkanie ze współlokatorką. Wiedziałam, że obecność kogoś znajomego sprawi, że dziwne otępienie, które czułam, zniknie bezpowrotnie.

— Melody? — Złapałam ją za nadgarstek. Dziewczyna wzdrygnęła się wystraszona, ale gdy mnie ujrzała, uspokoiła się i posłała mi lekki uśmiech. — Co tutaj się dzieje? — zapytałam, obejmując wzrokiem cały tłum gapiów.

— Ktoś włączył alarm przeciwpożarowy i ewakuowali cały budynek. Podobno to fałszywy alarm, ale wciąż jeszcze nie można wejść do środka. — Stanęła na palcach, aby dostrzec, czy drzwi do budynku były otwarte. Skrzywiła się, gdy dostrzegła, że studenci nie byli jeszcze wpuszczani do budynku.

— Świetnie — mruknęłam pod nosem. Do zmiany w pracy miałam jeszcze trzy godziny, więc byłam skazana na to, żeby poszwendać się po uczelni.

— Możemy pójść do parku — zaproponowała Melody, jakby czytała mi w myślach. — Mam ze sobą pamiętnik Sage. Możemy go jeszcze raz przeglądnąć.

Przystałam na jej propozycję, bo miałam dość siedzenia w zamknięciu, a świeże powietrze wydawało mi się idealnym rozwiązaniem, żeby uspokoić zszargane nerwy. Wydostałyśmy się z otaczającego nas tłumu i ruszyłyśmy w przeciwnym kierunku do przestarzałego budynku naszego akademika.

Melody wyciągnęła zeszyt w groszki i otworzyła go na stronie, którą zaznaczyła czerwoną tasiemką. Z naszej trójki najczęściej oddawała się lekturze tego zeszytu. Ja z kolei najmniej dzierżyłam go w dłoniach, lecz nie dlatego, że nie byłam ciekawa jego treści. Za każdym razem, gdy go dotykałam, czułam na sobie przenikliwy wzrok Lii. Rozumiałam to, bo naruszanie prywatności jej przyjaciółki było niewłaściwe przez kogoś takiego jak ja, ale gdy Lia zdecydowała się włączyć mnie do swojego śledztwa, powinnyśmy przestać mówić o jakiejkolwiek granicy w prywatnym życiu Sage.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz