Rozdział 15

121 10 3
                                    

Gdy miałam sześć lat, matka opowiadała mi bajki na dobranoc, gdzie zawsze to dobro przezwyciężało zło. Piękną baśń kończyła słowami i żyli długo i szczęśliwie, ale zapomniała wspomnieć, że zło ma szafirowe oczy i co najmniej sześć stóp wzrostu.

Moja dusza cierpiała, ale w żaden sposób nie okazałam tego dziewczynom. Na swoich barkach trzymałam ciężar własnych lęków. Moje serce krwawiło, bo mężczyzna, którego pragnęłam był mordercą. Ktoś taki był ostatnią osobą, której powinno się pożądać, a jednak wciąż moje serce przyśpieszało na widok loków opadających na jego czoło.

Złość, którą czułam do siebie nie sposób było opisać. Okazałam się na tyle słaba, że pragnienie przejmowało nade mną kontrolę. Mając wiedzę na temat przewinień Dylana, wciąż pragnęłam go równie mocno, jak wtedy, gdy uważałam, że był bez skazy.

Byłam jedyną osobą, która mogła go zdemaskować. I również tą, która traciła dla niego głowę.

Zbawienie go w nasze sidła wcale nie było trudne. Zgodnie z poleceniem Melody zaprosiłam do go laboratorium chemicznego, gdzie mieliśmy się spotkać. Odpisał niemal od razu.

Wsadziłam słuchawkę w prawe ucho, odcinając się od wszelkich dźwięków dochodzących z tej strony. Poprawiłam włosy i zakryłam nimi sprzęt tak, aby Dylan nie rozproszył się przez widok małego urządzenia.

— Połączyłaś się już przez słuchawki? — spytała Melody.

— Tak.

Podniosła telefon i przyłożyła go do ucha.

— Słyszysz co mówię?

Z lekkim opóźnieniem usłyszałam jej głos w prawym uchu.

— Głośno i wyraźnie.

— Wspaniale.

Lia trzasnęła drzwiami i zaczęła biec w naszą stronę.

— Nadchodzi! On nadchodzi! — Zatrzymała się i zmierzyła mnie wzrokiem. Opowiedziałam jej uroczym uśmiechem. — Rose wyglądasz jak nieźle w tych moich ubraniach.

Zmusiła mnie, żebym założyła jej dżinsowe spodenki z dziurami, które odsłaniały połowę mojego tyłka i krótki czarny top, który aż nadto podkreślał ukryty pod nim stanik. Materiał lekko mnie ściskał przez co ciężko było mi zaczerpnąć tchu, a jeszcze trudniej było wsunąć go sobie przez głowę bez uszkodzenia makijażu.

— Nie tak dobrze jak ty — stwierdziłam z uznaniem. Tylko ktoś z tak wielką obsesją na punkcie swojego wyglądu mógłby wytrzymać w czymś taki cały dzień. Ja po zaledwie kwadransie miałam ochotę uwolnić się z obcisłego materiału.

Lia wprawiła w ruch swoje włosy.

— Oczywiście, że nie — powiedziała, wywracając oczy.

— Wszystko gotowe? — dopytałam. W naszym planie nie było miejsc na pomyłkę. Nie mogłyśmy pozwolić sobie na żadne potknięcie. Miałyśmy tylko jedną szansę.

— Tak. — Uśmiechnęła się Lia. Sięgnęła do kieszeni spodni, z której wyciągnęła nóż. Stal zabłyszczała w blasku zachodzącego słońca. — Osobiście zajmę się twoim byłym.

— Gdyby ktoś zauważył, że wniosłaś na teren uczelni nóż, miałybyśmy poważne kłopoty — skarciła ją Melody.

Lia wzruszyła ramionami.

— Muszę dbać o nasze bezpieczeństwo. W konfrontacji z mordercą nie ma dla niego żadnej taryfy ulgowej.

Rozległ się stłumiony odgłos kroków. Otworzyłam drzwi do magazynku i wepchnęłam je do środka.

DARK FLAMES [TRYLOGIA FLAMES] +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz