Święta... Prezenty... I tak dalej...
Pakowałyśmy się wszystkie w trójkę od 8 rano do 11. W trójkę, bo Sophie zostaje w Hogwarcie. Jej mam wyleciała do Ameryki z kochankiem, zupełnie o niej zapominając, a ojciec... Też. Wyszłyśmy trzymając się pod pachę, ramię w ramię. Na myśl, że za parę godzin będziemy w domach, czułam falę gorąca i tęsknoty. Przez bramę Hogwartu przejechało ze sto wozów a na miejscu wszystkie ustawiły się w rzędzie i stanęły.
-Pirszoroczni, do mnie!-usłyszałam znajomy głos. W stronę Hagrida pobiegło kilkadziesiąt osób, w tym ja, Ashley i Rozalie. Mężczyzna tworzył z uczniów czteroosobowe grupki, każda wsiadała do innego wozu. My zajęłyśmy miejsca jako ostatnie, w trójkę. W ciągu piętnastu minut wszyscy uczniowie, którzy na święta wracali do domów, siedzieli w czarnych dorożkach, tylko że bez koni. Ktoś zapukał. Pewnie to Severus. Drzwi się otworzyły.
-Ty id... Przepraszam, panie Hagridzie, myślałam, że to ktoś inny.- Zawstydzona wybąkałam.
-Mów mi Hagrid. Jesteście pirszoroczni?-spytał jak gdyby nigdy nic- W sumie tak, cholibka, trochę nieogarnięty jestem.- Ashley przyjrzała mu się od stóp do głów. Popatrzyła na mnie-przytaknęła głową mówiąc ruchem warg "faktycznie". Wiadomo, Ash nigdy nie widziała ludzi nie mających tyle pieniędzy, by codziennie chodzić w sukience lub garniturze. Ale ona tego nie rozumie. -Nikt nie dojdzie?-Kiwnęłyśmy głowami. Usiadł koło Rozalie, a praktycznie wcisnął się, Rozalie aż musiała nogi podkurczyć. Podróż na stację w Hogsmeade minęła nieźle. Oprócz tego, że Hagrid ciągle opowiadał o dziwnych stworzeniach. Gdy wysiadłyśmy dopiero się skapnęłam, że dorożki jechały same, bez zwierząt ani niczego. Przeszłam dookoła wozu i natknęłam się na coś twardego, niewidzialnego.
- Uważaj! Zmaltretujesz te biedne zwierzątka!-Krzyknęła Rozalie.
-O jakie zwierzęta ci chodzi?- byłam zdziwiona.
-No te!- Rozalie zaczęła gładzić powietrze. Pewnie zauważyła, że dziwnie się na nią patrzę, bo powiedziała:
-Nie widzisz ich?
W tym momencie jak z pod ziemi wyrósł Hagrid.
-O cholibka, współczuję panienko!-zwrócił się do Rozalie.
-Czego?-zapytała patrząc na Hagrida jak na szaleńca.
-Testrale widzą tylko Ci, co widzieli czyjąś śmierć. Rodzice?-zapytał mężczyzna, po czym wyciągnął z pod kożucha czerwone jabłuszko, podniósł je, a ono zniknęło. Potem na ziemię upadł ogryzek.
-Jak te tesytrale wyglądają? - zapytałam Rozalie.
-Wyglądają jak wychudzone konie, które mają skrzydła. Są czarne, ale nie mają grzywy ani ogona z włosia. Mają po prostu ogon, taki jak tygrysy...
-Ej, dziewczyny! Spóźnimy się!- Ashley zawsze trafia w nieodpowiednim momencie.
-Idziemy!- odkrzyknęłam, złapałam Rozalie za nadgarstek i pobiegłam w stronę głosu przyjaciółki. Z tyłu było tylko słychać mamrotanie:
-To testrale... Cholibka, czekajcie na mnie! Dzisiejsza młodzież...
W pociągu siedziałyśmy już tylko w trójkę. Nikt się nie dosiadał. Usłyszałyśmy głośne "Ciuf-ciuf" i zaczęłyśmy plotkować o chłopakach.
-Dziewczyny, ja... - Ashley wyraźnie chciała coś ważnego powiedzieć-Ja... Ja zakochałam się!- ostatnie słowa wykrzyczała.
-Co?!- jednocześnie wrzasnęłyśmy ja i Rozalie.
-W kim?
-Kiedy?
-Wwww... Wwww... W JAMESIE!!! - znowu zaczęła krzyczeć.
-CO?!- głośniej krzyczeć się nie dało.
-Proszę ciszej! Skarbeńka, jesteście głodne?
-Tak.-powiedziałam. Z plecaka wyciągnęłam sakiewkę i podałam Sklepikarce stojącej w drzwiach.-Poproszę WSZYSTKO!- dałam nacisk na ostatnie słowo. Trochę chciałam się pochwalić, przyznam.-No i może dodatkowo jeszcze 2 czekoladowe żaby.
-Dumbledore!
-Pokaż Ashley!- Rozalie trafiła rzadszą kartę:Fatalne Jędze.
-A ty?- Ash zwróciła uwagę na mnie.-Co masz?
-Nic... Też Dumbledore.
-Wiedziałam, że jesteśmy jak siostry!- Ashley tylko jeszcze bardziej się uśmiechnęła, jeśli w ogóle się dało.
Usłyszałyśmy gwizd.Byłyśmy na miejscu.
CZYTASZ
Przysięgam Uroczyście, Że Knuję Coś Niedobrego [do korekty]
Fanfic"Wtedy zrobiłam coś, czego sama się nie spodziewałam: podbiegłam do niego i go pocałowałam. James, zaskoczony, przez chwilę nie wiedział, co zrobić, po czym wsunął rękę w moje włosy i oddał pocałunek namiętnie. Nie pamiętam, ile się całowaliśmy, ale...