Rozdział 11 Powrót

1.1K 95 1
                                    

Święta... Prezenty... I tak dalej...

Pakowałyśmy się wszystkie w trójkę od 8 rano do 11. W trójkę, bo Sophie zostaje w Hogwarcie. Jej mam wyleciała do Ameryki z kochankiem, zupełnie o niej zapominając, a ojciec... Też. Wyszłyśmy trzymając się pod pachę, ramię w ramię. Na myśl, że za parę godzin będziemy w domach, czułam falę gorąca i tęsknoty. Przez bramę Hogwartu przejechało ze sto wozów a na miejscu wszystkie ustawiły się w rzędzie i stanęły.

-Pirszoroczni, do mnie!-usłyszałam znajomy głos. W stronę Hagrida pobiegło kilkadziesiąt osób, w tym ja, Ashley i Rozalie. Mężczyzna tworzył z uczniów czteroosobowe grupki, każda wsiadała do innego wozu. My zajęłyśmy miejsca jako ostatnie, w trójkę. W ciągu piętnastu minut wszyscy uczniowie, którzy na święta wracali do domów, siedzieli w czarnych dorożkach, tylko że bez koni. Ktoś zapukał. Pewnie to Severus. Drzwi się otworzyły.

-Ty id... Przepraszam, panie Hagridzie, myślałam, że to ktoś inny.- Zawstydzona wybąkałam.

-Mów mi Hagrid. Jesteście pirszoroczni?-spytał jak gdyby nigdy nic- W sumie tak, cholibka, trochę nieogarnięty jestem.- Ashley przyjrzała mu się od stóp do głów. Popatrzyła na mnie-przytaknęła głową mówiąc ruchem warg "faktycznie". Wiadomo, Ash nigdy nie widziała ludzi nie mających tyle pieniędzy, by codziennie chodzić w sukience lub garniturze. Ale ona tego nie rozumie. -Nikt nie dojdzie?-Kiwnęłyśmy głowami. Usiadł koło Rozalie, a praktycznie wcisnął się, Rozalie aż musiała nogi podkurczyć. Podróż na stację w Hogsmeade minęła nieźle. Oprócz tego, że Hagrid ciągle opowiadał o dziwnych stworzeniach. Gdy wysiadłyśmy dopiero się skapnęłam, że dorożki jechały same, bez zwierząt ani niczego. Przeszłam dookoła wozu i natknęłam się na coś twardego, niewidzialnego.

- Uważaj! Zmaltretujesz te biedne zwierzątka!-Krzyknęła Rozalie.

-O jakie zwierzęta ci chodzi?- byłam zdziwiona.

-No te!- Rozalie zaczęła gładzić powietrze. Pewnie zauważyła, że dziwnie się na nią patrzę, bo powiedziała:

-Nie widzisz ich?

W tym momencie jak z pod ziemi wyrósł Hagrid.

-O cholibka, współczuję panienko!-zwrócił się do Rozalie.

-Czego?-zapytała patrząc na Hagrida jak na szaleńca.

-Testrale widzą tylko Ci, co widzieli czyjąś śmierć. Rodzice?-zapytał mężczyzna, po czym wyciągnął z pod kożucha czerwone jabłuszko, podniósł je, a ono zniknęło. Potem na ziemię upadł ogryzek.

-Jak te tesytrale wyglądają? - zapytałam Rozalie.

-Wyglądają jak wychudzone konie, które mają skrzydła. Są czarne, ale nie mają grzywy ani ogona z włosia. Mają po prostu ogon, taki jak tygrysy...

-Ej, dziewczyny! Spóźnimy się!- Ashley zawsze trafia w nieodpowiednim momencie.

-Idziemy!- odkrzyknęłam, złapałam Rozalie za nadgarstek i pobiegłam w stronę głosu przyjaciółki. Z tyłu było tylko słychać mamrotanie:

-To testrale... Cholibka, czekajcie na mnie! Dzisiejsza młodzież...

W pociągu siedziałyśmy już tylko w trójkę. Nikt się nie dosiadał. Usłyszałyśmy głośne "Ciuf-ciuf" i zaczęłyśmy plotkować o chłopakach.

-Dziewczyny, ja... - Ashley wyraźnie chciała coś ważnego powiedzieć-Ja... Ja zakochałam się!- ostatnie słowa wykrzyczała.

-Co?!- jednocześnie wrzasnęłyśmy ja i Rozalie.

-W kim?

-Kiedy?

-Wwww... Wwww... W JAMESIE!!! - znowu zaczęła krzyczeć.

-CO?!- głośniej krzyczeć się nie dało.

-Proszę ciszej! Skarbeńka, jesteście głodne?

-Tak.-powiedziałam. Z plecaka wyciągnęłam sakiewkę i podałam Sklepikarce stojącej w drzwiach.-Poproszę WSZYSTKO!- dałam nacisk na ostatnie słowo. Trochę chciałam się pochwalić, przyznam.-No i może dodatkowo jeszcze 2 czekoladowe żaby.

-Dumbledore!

-Pokaż Ashley!- Rozalie trafiła rzadszą kartę:Fatalne Jędze.

-A ty?- Ash zwróciła uwagę na mnie.-Co masz?

-Nic... Też Dumbledore.

-Wiedziałam, że jesteśmy jak siostry!- Ashley tylko jeszcze bardziej się uśmiechnęła, jeśli w ogóle się dało.

Usłyszałyśmy gwizd.Byłyśmy na miejscu.

Przysięgam Uroczyście, Że Knuję Coś Niedobrego [do korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz