Rozdział 5

8 3 0
                                    

Draven

   Szybkim krokiem przemierzałem pałacowe korytarze. Byłem zdenerwowany i nic poza ciszą i moim pokojem nie mogło mi pomóc. Ta dziewczyna działała mi na nerwy jak nikt inny. Miała problem o coś, na co nawet nie miałem wpływu. Sprzeciwianie sie królowi mogło oznaczać mój koniec, choć bardzo chciałem mu coś odpowiedzieć i nie byłby to miły komentarz.

Wszedłem na drugie piętro. Mieściły się tam pokoje dla Służby Królewskiej Wyższej, do której należałem. Nie nosiłem nic, co mogło by na to wskazywać, ale od dwóch lat, wbrew mojej woli, byłem jedynym Łowcą w królestwie.

Mój pokój nie był duży, ale przynajmniej prywatny. Miałem własną łazienkę i łóżko, którego, w przeciwieństwie do Służby Królewskiej Niższej, nie musiałem z nikim dzielić. Rzuciłem się na nie, nie ściągnowszy wcześniej peleryny. Było mi w niej gorąco, ale moje ciało nie chciało się ruszyć z miejsca, aby ją zdjąć.

Niestety nie było mi dane leżeć w spokoju, bo do mojego pokoju wszedł Hanniel.
   - Draven, Verena prosi, żebyś do niej przyszedł.
   - Chyba sobie śni, że do niej przyjdę.
   - Draven...
   Hanniel zamknął drzwi i oparł się o moją szafę.
   - Nie możecie się tak kłócić - powiedział z pewnym rodzajem troski w głosie.
   - Ona nic nie rozumie!
   - Więc jej wytłumacz.
   - Ona nie chce moich tłumaczeń!
   - Mogę z nią porozmawiać, żeby spojrzała na to z twojej perspektywy. Czy wtedy do niej pójdziesz?
   - Może.
   - Idę z nią pogadać, a ty zastanów się, jakich odpowiedzi udzielisz na wszystkie możliwe pytania.
   Nie czekając na odpowiedź, Hanniel wyszedł z mojego pokoju.
Miałem zastanowić się nad słowami, dzięki którym wytłumaczę Verenie, że moja praca jest ważna, ale i tak stąpałem po kruchym lodzie. Już dwa razy podpadłem królowi i trzeci raz mogło się to skończyć moją śmiercią.
Pierwszy raz podpadłem za panowania ojca króla Einara, ale moich błędów nie da się wymazać. Sprowadziłem wtedy do królestwa dziewczynę, nie sprawdziwszy wcześniej jej mocy, co poskutkowało tym, że król musiał ją zabić, bo nie była to dziewczyna z przepowiedni. Drugi raz był już za panowania obecnego króla. Zasnąłem w pracy, przez co mogliśmy stracić jedyną szansę na zburzenie granicy.

   Po jakimś czasie do mojego pokoju wrócił Hanniel. Powiedział, że Verena mnie wysłucha, więc udałem się do lochów.

   - Przyszedłeś - wyszeptała Verena zza krat.
   - Tak.
   - Ja już rozumiem. Wiem, że nie mogłeś nic zrobić.
   - Naprawdę?
   Verena pokiwała głową. Ucieszyłem się, że nie muszę jej niczego tłumaczyć, ale ona po chwili ciszy zadała pytanie:
   - Po co nosisz ten kaptur?
   - Takie zasady.
   - Nie możesz złamać chociaż jednej?
   - Złamałem już jedną, brzmiącą: "zakaz spania w pracy" i ledwo uszedłem z życiem.
   - Och... Te zasady są jakieś nienormalne. Kto to ustalał?
   - Nie mam pojęcia.
   - Nie możesz ich zmienić? Jesteś jedynym łowcą, prawda? Co może się stać jeśli zdejmiesz kaptur?
   - Nie wiem, ale nie chcę ryzykować życia.
   - Ja je zaryzykowałam. Fakt, nie wiedziałam o tym, ale mimo wszystko to zrobiłam i z resztą nadal je ryzykuję. A ty? Siedzisz w tym kapturze, nie wiedząc nawet, co się stanie jeśli go zdejmiesz. Nikogo tu nie ma. Nikt nic nie zobaczy. Nikt nie będzie wiedział.
   Jej słowa kusiły tak bardzo, że byłem w stanie zdjąć kaptur. Zahaczyłem o niego palcami. Poczułem pod palcami cienki materiał i powoli zacząłem ciągnąć go do tyłu.
"Nie, co ja robię?"
Cofnąłem dłoń. Materiał wrócił na swoje miejsce kilka milimetrów dalej.
Bez słowa opuściłem lochy. Czułem na sobie zdezorientowany wzrok Vereny, ale on mnie nie powstrzymał. Pędziłem przed siebie, nie myśląc o niczym poza głupim czynem, którego prawie się dopuściłem.

   Kiedy znów położyłem się na łóżku, moje myśli zaczęły się gryźć. Jedne mówiły, że dobrze postąpiłem, a drugie, że Verena miała rację i powinienem złamać tą bezpodstawną zasadę.
   - Drav... - zaczął Hanniel, który znowu wszedł do mojego pokoju.
   - Idź stąd!
   - Co się znowu stało?
   - Prawie złamałem regulamin. Nie pytaj się jak.
   - Zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę nie masz regulaminu?
   - Słucham?
   - Jedyny regulamin, jakiego musisz się trzymać to Regulamin Służby Królewskiej Wyższej, a w nim nie ma nic o zdejmowaniu kapturów przez łowców.
   - Jak ty...
   - Magia.
   - Ach, tak... To dlaczego przez całe życie wmawiano mi, że nie powinienem go ściągać?
   - Ponieważ przyjęło się, że w razie pomyłki "ofiara" nie powinna widzieć łowcy.
   - No właśnie, przyjęło się i to jest swego rodzaju zasada łowców. Nie mogę jej tak po prostu złamać.
   - A kto ci zabroni? Od razu mówię, że król nie ma tu nic do gadania.
   - Ja sam sobie zabraniam.
   - To siedź w tym kapturze do końca życia. Mam to szczęście, że magowie żyją dłużej niż łowcy, więc osobiście dopilnuję, żeby cię w nim pochowano.
   Wychodząc z pokoju, mag trzasnął drzwiami tak mocno, że byłem w stanie poczuć lekki wstrząs.
"Mów co chcesz" - powiedziałem do niego w myślach. - "Namawiaj ile chcesz, ale Verena nie zobaczy mnie bez kaptura".

Czerwień przelanej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz