Rozdział 3

81 8 6
                                    

              Siedziałam w swoim pokoju na podłodze a na około mnie leżały dokumenty, które zabrałam z uczelni. Obok leżała też naszywka, która miała na sobie mocne ślady użytkowania. Nie byłam w stanie zliczyć nocy w których ściskałam ją zastanawiając się kim bym była, gdyby ludzie, będący moimi biologicznymi rodzicami nie oddali mnie do domu dziecka. Kiedy w wieku osiemnastu lat dowiedziałam się, że w dokumentach nie znajduje się nic co mogłoby odpowiedzieć na moje pytania, które zadawałam sobie od lat postanowiłam odpuścić dla własnego zdrowia psychicznego. Próbowałam sobie tłumaczyć, że skoro nie chcieli, żebym ich poznała to nie będę tego zmieniać i skupiłam się na swojej przyszłości. To było ważniejsze niż rozszarpywanie starych ran. Naiwnie sądziłam, że udało mi się zamknąć temat raz na zawsze. Tamtego wieczoru w klubie widząc oczy Knighta znowu zaczęłam myśleć o swoich korzeniach. Teraz widząc logo firmy, dla której pracował, ba, będąc praktycznie jej właścicielem, sądziłam, że wyjazd do Włoch będzie ogromnym błędem. Przeanalizowałam jednak całą umowę, konsultowałam ją nawet z Royem, który mieszkał w pokoju obok i studiował prawo i wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na zerwanie jej warunków. Rozmyślałam więc nad sytuacją zastanawiając się jak bardzo się wkopałam.

Do drzwi zaczął dzwonić dzwonek. Raz, drugi, trzeci, po czwartym przestałam liczyć jednak nie ruszyłam się z miejsca. Dzwonek w końcu ucichł jednak po chwili drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. Podniosłam wzrok z miną nie wyrażającą absolutnie niczego i zobaczyłam swoją przyjaciółkę, której twarz z kolei wyrażała wiele emocji na raz.

- Co się stało? – zapytała Sara, kiedy już jej serce zaczęło bić w miarę normalnie. Umówiłyśmy się poprzedniego dnia, że po rozmowie z rektorem spotkamy się u blondynki a potem pojedziemy na pizzę uczcić mój sukces. Nie pojawiłam się w domu Brownów. Sara dzwoniła do mnie wiele razy, ale każde połączenie kończyło się przekierowaniem na pocztę głosową. Znając moją przyjaciółkę to niewiele myśląc wsiadła w samochód i zaczęła poszukiwania od mojego mieszkania. Później okazało się, że rozmawiała jeszcze z dziwną-pseudo-asystentką Rektora i dowiedziała się, że spotkanie już dawno się skończyło. Sara wyglądała jakby odetchnęła z ulgą, że jestem cała i zdrowa, ale wyraz jej twarzy się zmienił, gdy przyjrzała mi się uważniej.

- Kochanie, wszystko dobrze? Wyglądasz jak byś straciła chęci do życia. Odwołali twój wyjazd? – Klęknęła obok mnie i ze zmartwieniem w oczach złapała za moją dłoń.

- Nie – rzuciłam krótko nie mogąc się zdobyć na dodanie czegokolwiek.

- To co się stało? – Sara wyglądała na coraz mocniej zagubioną. Spojrzała na mnie więc podbródkiem wskazałam rozrzucone po podłodze kartki i naszywkę. Dziewczyna znała historię przedmiotów, które miałam ze sobą, kiedy oddano mnie do domu dziecka. Nie rozumiała pewnie czemu siedzę wśród tego bałaganu, kiedy na co dzień bardzo dbałam o porządek i na taki chaos reagowałam wielką irytacją. Sięgnęła po kartki i zaczęła czytać.

- Dobra, widzę, że umowy nie pisał pierwszy lepszy prawnik. Warunki są surowe, ale sama musisz przyznać, że są one dla ciebie równie korzystne co dla nich. Nie bardzo wiem co jest nie ta.... Och, pieczątka jest sama taka jak twoja naszywka – dodała Sara a w jej oczach błysnęło zaskoczenie pomieszane ze zmartwieniem i chyba przerażeniem.

- A przedstawicielem firmy, która tak hojnie obdarowała studentkę architektury wnętrz z uczelni na drugim końcu Europy jest sam Lucas Knight, syn założyciela firmy jak zdążył poinformować mnie rektor – dodałam głosem wyprutym z emocji.

- To dobrze czy źle? Kim jest Lucas Knight? – zapytała.

- Pamiętasz gościa, który przyglądał mi się w klubie w zeszłym tygodniu?

Błękit w głębi - seria KOLORY CZ. I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz