Rozdział 11.

6.7K 372 69
                                        

Stałam przed drzwiami gabinetu Rocco od trzech minut. Co chwilę unosiłam rękę, a zaraz po tym ją opuszczałam, nie mogąc się przełamać, by zapukać. Po kolejnych dwóch minutach to on otworzył drzwi niespodziewanie. Oparł się o futrynę i spokojnie powiedział:

– Miałem dać ci wybór, ale nie wytrzymam kolejnej minuty, wiedząc, że jesteś za drzwiami.

Zanim zaczęłam się zastanawiać, skąd mężczyzna wiedział, że biłam się z myślami, czy go odwiedzić, wychylił się w drzwiach i pokazał na jeden z rogów korytarza. Znajdowała się tam jedna z kamer. Poczułam się zawstydzona i zażenowana. Musiałam wyglądać w jego oczach jak niezdecydowany dzieciak.

– Wejdziesz? – zapytał i na ułamek sekundy zerknął na mój dekolt. Pożałowałam tak odważnego wyboru.

– Może innym razem?

Mężczyzna chwilę się nad czymś zastanawiał. Taksował z uwagą moją twarz.

– Kiedy będziemy już razem, często będziesz tutaj przebywać – powiedział z pewnością.

– Razem? – Uniosłam brwi, będąc zaskoczona jego otwartością.

Rocco nie rozważał innego scenariusza. Podobała mi się ta jego pewność siebie, ale też czułam, że trochę mnie przytłaczała.

– Dam ci czas, spokojnie – rzucił zwyczajnie.

– Dziękuję. – Parsknęłam bardziej z nerwów niż rozbawienia.

– Wejdziesz? – ponowił prośbę.

– Nie – powiedziałam nerwowo, ale nadal nie byłam pewna, czego chcę.

– Okej. – Wzruszył ramionami i zaczął zamykać drzwi.

– Ej! – Wyciągnęłam rękę w przód, by je zatrzymać. Przypomniałam sobie, po co, tak właściwie przyszłam. – Potrzebuję kod.

Westchnął niezadowolony. Bardzo łatwo można było go zirytować.

– Dwa, trzy, dziewięć, dziewięć. To dzisiejszy kod. Jutro o czternastej będzie zmieniony. Wtedy znów będziesz musiała pytać o nowy I mnie odwiedzić.

Przygryzłam wargę i pokiwałam głową na znak, że rozumiem. To wtedy poczułam, że nie chciałam tak zwyczajnie kończyć tej rozmowy.

– Wejdę – powiedziałam cicho i bez większego zastanowienia.

Rocco wciągnął do siebie dużo powietrza. Jego klatka znacznie się uniosła. Wyprostował się i wypuścił powietrze z powrotem. Nie byłam pewna, ale miałam wrażenie, jakby również stresował się tą sytuacją. Popchnął drzwi, by otworzyły się szerzej, a wtedy zauważyłam leżącą na wielkiej czarnej, zamszowej kanapie, Temidę.

– Nie zrobi ci krzywdy – zapewnił.

– Nie byłabym tego taka pewna – odparłam z grymasem na twarzy.

Bałam się jej.

– Ale ja jestem pewien. –  Wyciągnął do mnie rękę.

Zerkałam co chwilę,  to na jego rękę, to na jego twarz. Zaskoczył mnie i ponownie nie wiedziałam co zrobić. Po krótkiej chwili postanowiłam złączyć z nim swoją dłoń. Jego ręka była o wiele większa od mojej. W zasadzie mogłam ją całą schować w jego uścisku. Zdecydowanie poczułam się pewniej. Postawiliśmy kilka kroków w przód, a wtedy usłyszałam, jak drzwi się zamknęły.

– Temida, do nogi – polecił, a ja w strachu na to, że pies do nas podejdzie, przybliżyłam się znacznie do Rocco.

– Może lepiej jej nie denerwować i zostawić w spokoju? – szepnęłam.

Motyl | zakończona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz