Rozdział 22

133 4 0
                                    

W sobotę szybko zaczęłam przygotowania do wieczornej imprezy. Z lekkim trudem umyłam włosy i związałam je w prowizoryczny kok – jak tylko się przebiorę na miejscu, to dopracuję całość.

Torby z moim mini dobytkiem leżały spakowane od samego rana i z rozbawieniem zauważyłam niezadowoloną minę pana Marcina na ich widok. Cały świat może się nie zgadzać z moją decyzją, ale niech mnie kule biją, jeśli mi to w czymkolwiek przeszkodzi.

Nim się obejrzałam jechałam już w pełnym makijażu na tylnym siedzeniu dużego, terenowego auta.

- Czy jest pani tego pewna? – zdaje się, że to pytanie padło nieskończoną już ilość razy, a ja za ciągle byłam zaskoczona słysząc je.

- Mam rozumieć, że kula w ciele poza zniszczeniem kilku tkanek mogła też uszkodzić mi mózg?

Pan Marcin wpatrywał się we mnie zaszokowany. Chyba wcześniej nie użyłam wobec niego sarkazmu.

Przewróciłam oczami.

- Czy naprawdę myśli pan, że gdybym miała jakiekolwiek wątpliwości, to podzieliłabym się nimi z panem w połowie drogi?

- Lepiej późno, niż wcale – zaburczał obrażony.

Co z tymi ludźmi ostatnio?

- Jestem po prostu nieco zmęczona ciągłym podważaniem moich decyzji. Można mi doradzać i bardzo to lubię, ale nienawidzę narzucania mi swojego zdania. Myślałam, że już dawno to ustaliliśmy.

- Ale pani Matyldo. Tu chodzi o pani życie i zdrowie...

- Właśnie! – przerwałam mu niemal natychmiast. – MOJE. Moje życie i moje zdrowie. Nie dałam nikomu przyzwolenia na dysponowanie czymkolwiek z tej listy. Doceniam, że mam w życiu dużych i silnych mężczyzn, którzy chcą się mną opiekować, ale jeszcze chwila, a sama zacznę szukać tego Siergieja, żeby sobie z nim porozmawiać.

Jeśli wcześniej ochroniarz miał coś jeszcze do dodania, to teraz zrezygnował. Bardzo słusznie.

Może i z tym zamachowcem palnęłam naprędce, ale korzystając z ciszy zaczęłam to analizować. To nie był taki głupi pomysł. Każdego da się przekupić, o ile zna się jego słabe punkty – tego nauczył mnie dziadek. Może na co dzień nie brzmiało to tak dramatycznie i nie biegałam z łapówkami po okolicy, ale zdecydowanie przydawało się w trudnych negocjacjach. Raz to dobra butelka whisky dla magazyniera, kiedy indziej to dobra bomboniera dla sekretarki, żeby znalazła jakiś miły termin spotkania, a czasami to pieniądze dla zawodowego zabójcy, jak widać. Albo coś innego.

Odchrząknęłam.

- Co my tak właściwie wiemy o tym Siergieju?

Pan Marcin wyglądał jakby prosił niebiosa o łaskę. Odetchnął bardzo głęboko kilka razy i dopiero na mnie spojrzał.

- Niewiele. Czy potrzeba czegoś konkretnego?

- Owszem. Mógłby pan zlecić sporządzenie jego profilu?

Ochroniarz zbladł.

- Słucham?

- No wie pan – machnęłam ręką. – Coś jak CV. Chcę wiedzieć, kto mnie szuka, jak wygląda itd. Jestem pewna, że nawet zbiry mają takie teczki, skoro oferują się w tych aukcjach. Mylę się?

- Nie, oczywiście, że nie.

Uśmiechnęłam się triumfalnie.

- Wspaniale! Ile potrzebuje pan na to czasu?

Mężczyzna poprawił się na siedzeniu, jakby nagle zrobiło mu się niewygodnie.

- W poniedziałek dostarczę papiery.

Mafijny DługOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz