Usłyszałam jakiś szelest i delikatny powiew powietrza koło twarzy, który załaskotał mnie w nos. Na początku kompletnie to zignorowałam i obróciłam się na drugi bok z cichym pomrukiem. Otuliłam się ciaśniej kołdrą i zaczęłam powoli zapadać z powrotem w głęboki sen. Nagle usłyszałam leciutki huk w okno, jednak zbytnio się tym nie przejęłam ze względu na to, że blisko okien od pokoju rósł dosyć pokaźny dąb, a jego gałęzie niejednokrotnie uderzały w szyby podczas wietrznych nocy czy dni. Zadowolona usypiałam dalej beztrosko, jednak głuchy odgłos powtórzył się i był jeszcze głośniejszy niż przedtem. Zmarszczyłam czoło. Czułam, że było coś nie tak... To odczucie nie dawało mi spokoju, więc otwarłam delikatnie oczy zastanawiając się co się dzieje. Kolejne uderzenie w okno już mocno mnie zaniepokoiło, więc poderwałam się gwałtownie z łóżka. Na początku zakręciło mi się mocno w głowie, a oczy nie mogły przyzwyczaić do ciemności, ale to co zobaczyłam przeszło moje oczekiwania. Myślałam, że ktoś próbuje się włamać ewentualnie jakiś niedoszły kochaś pomylił znowu okna mojego pokoju z pokojem Catrice. Jednak jak się okazało to była kartka z biurka. Przetarłam zaskoczona oczy. Tak, to była ona choć brzmi to niezwykle absurdalnie, że kawałek kartki próbuje wybić szybę w oknie.
- To mi się tylko śni... - wydukałam nie mogąc pojąć co właściwie widzę.
Patrzyłam oniemiała jak delikatny skrawek papieru z coraz większym impetem uderza w okno, a litery na nim połyskują dziwnie złotawym światłem. Nie wiedziałam co zrobić i czy powinnam się wybudzić, ale szybko oprzytomniałam, gdy zobaczyłam delikatne pęknięcie na szybie od kolejnego uderzenia.
- Cholera, to jednak nie jest sen!
Rzuciłam się w kierunku okna i bez chwili namysłu złapałam za rozjarzoną kartkę, przerażona cisnęłam ją do szuflady biurka i zamknęłam na klucz. Oparłam się tyłem o biurko, oddech miałam przyspieszony, a ręce spocone. Czułam jak jedwabna piżama przykleiła się mojego mokrego ciała. Poczułam pieczenie na ręce i dostrzegłam, że jest ona zaczerwieniona.
- To dziadostwo mnie poparzyło... - mruknęłam pod nosem czując jak dalej mocno łomocze mi serce w piersi.
Nie wiedziałam za bardzo czego byłam świadkiem, ale zdecydowanie takie sytuacje zdarzały się w książkach fantasy, które czasem lubiłam czytać. Przymknęłam oczy i wypuściłam głośno powietrze z płuc. Usiadłam na łóżku i starałam się uspokoić. Już myślałam, że problem mam z głowy, ale jednak byłam w błędzie. Biurko zaczęło delikatnie się trząść, a odgłos dobijania z szuflady wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia. Odsunęłam się na skraj łóżka, aby w razie czego mieć szybszą drogę ucieczki do drzwi. Huk był coraz bardziej donośny, aż w końcu nabrał na ogromnej sile i szuflada dosłownie wyleciała z impetem na podłogę, a rozjarzona kartka wyfrunęła w powietrze. Pisnęłam i osłoniłam się rękami instynktownie w nadziei, że pomoże mi to pozostać w jednym kawałku. W tym samym momencie do pokoju wpadli rodzice. Ostre światło z górnej lampy oślepiło mnie na moment. Usłyszałam wściekły głos mojej matki.
- Lalin co ty wyprawiasz?! Jest środek nocy, próbujemy z ojcem spać!
Obróciłam się w kierunku okna, aby wskazać co się dzieje, ale okazało się, że tuż obok szuflady na ziemi, leżała nieruchomo i wyglądając do tego naprawdę zwyczajnie kartka z zapiskami nieznajomego. Podeszłam do niej szybko i schwyciłam w dłonie nie mogąc uwierzyć, że akurat teraz musiała się uspokoić. Przecież sobie tego nie uroiłam?! Westchnęłam zrezygnowana czując na sobie oceniające spojrzenie Jane. Byłam tego pewna, teraz rozpęta się piekło... gorsze od tego co było przed chwilą...
- Ja... - wydukałam niepewnie nie odrywając wzroku od kawałka papieru.
Jane fuknęła poirytowana i podeszła do mnie wyrywając mi równocześnie znalezisko z ręki. Usłyszałam jak tata wychodzi z pokoju wzdychając ciężko. Jak zwykle uciekał kiedy miało dojść do starcia między mną, a mamą.
- Po prostu przyśniło mi się coś złego mamo. - mruknęłam zawstydzona nie chcąc prowadzić głupiej dyskusji. Liczyłam, że szybkie ucięcie tematu uratuje mnie od niepotrzebnego czepialstwa mojej matki.
- Dlatego wyrywasz szufladę z biurka i piszczysz na cały dom? Lalin ile ty masz lat?- warknęła Jane.
Spojrzała na kartkę i już miała coś dopowiedzieć, gdy dostrzegłam dziwny błysk w jej oczach, a wyraz jej twarzy drastycznie się zmienił. Mogłabym powiedzieć, że wręcz zbladła.
- Skąd to masz? - zapytała nieco ciszej jakby obawiała się, że ktoś może nas usłyszeć.
Zmarszczyłam brwi, wydawała się niezwykle poruszona. Moja matka to chodzący okaz opanowania, to przykład wręcz niezniszczalnej kobiety, a nie przerażonego jagnięcia. Zresztą... czemu ją ta kartka aż tak mocno zafrapowała?
- Lalin, odpowiedz... skąd to masz?
Poirytowany głos matki wyrwał mnie z zamyślenia. Popatrzyłam na nią pytająco.
- Znalazłam na ulicy, gdy zderzyłam się z takim jednym chłopakiem. Chce zwrócić mu te kartkę. Nie powinnam jej zabierać...
- Nie powinnaś i to zdecydowanie... - mruknęła z zamyślonym spojrzeniem.
- Czy możemy nie robić scen? proszę...- sięgnęłam po kartkę papieru.
Jane gwałtownie odsunęła się ode mnie.
- Konfiskuje tę kartkę. Nie będziesz jej zwracać.
Popatrzyłam na nią oniemiała, od kiedy to ona rości sobie prawa do konfiskowania moich rzeczy?
- Ale... mamo.
- Nie. Zostaw to mnie. Nie powinnaś następnym razem tak postępować. Nie wiadomo kim jest ten chłopak, lepiej to wyrzucić.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale wiedziałam, że ta sprawa jest już zamknięta. Moja matka nie znosiła wszelakiego sprzeciwu, a żadne dosłownie żadne argumenty nie były dla niej wystarczająco dobre. Co miałam zrobić? Powiedzieć jej, że ten świstek papieru może wybić szybę i przyprawić ją o zawał serca? Wysłałaby mnie od razu do psychiatryka... Odprowadziłam ją wzrokiem do drzwi, moja matka bez słowa opuściła moją sypialnie. Nie dawało mi spokoju to jak drastycznie zmieniło się jej zachowanie po zobaczeniu tej notatki. Czyżby znała jego właściciela i niekoniecznie chciała abym miała z nim do czynienia? To by było w jej stylu... Położyłam się z powrotem do łóżka zastanawiając się jak dalej potoczy się ta noc, jednak musiałam być naprawdę mocno zmęczona, ponieważ zasnęłam w jednej chwili. Jednak niestety noc nie była dla mnie w ciągu dalszym łaskawa. Wiem tylko, że dręczyły mnie koszmary. Śnił mi się nie tylko chłopak na którego wpadłam, ale również zło. I to w najczystszej postaci, jeśli wierzyć moim odczuciom podczas tych okropnych snów. Próbowałam uciec, lecz nie mogłam, wciągała mnie lepka i gęsta ciemność, z której dobywały się krzyki przerażenia oraz szlochy przemieszane z mroczną inkantacją. Ta ciemność pochłaniała również ogromną posiadłość w stylu angielskim. W środku widziałam bardzo wyraźnie chłopaka do którego należał rękopis, patrzył na mnie z mieszaniną zdziwienia, ale i ukrytą prośbą w spojrzeniu. Z posiadłości wybiegła nagle starsza kobieta odwracając moją uwagę od tego co się działo. Słyszałam jej głos i urywane słowa, wołała mnie po imieniu i kazała odszukać coś, jednak nie byłam w stanie zrozumieć jej słów. Wszystko pochłonęła ciemność, a ja obudziłam się z wrzaskiem kompletnie zlana potem i z pulsującym bólem głowy. Usiadłam z cichym syknięciem bólu trzymając się za głowę i zerknęłam w kierunku szafki nocnej. Telepał się na niej budzik, który przeraźliwie wył przypominając mi o obowiązku szkoły i istnienia mimo, że z chęcią ukryłabym się dziś pod kołdrą i została w domu. Sięgnęłam ręką, aby go wyłączyć jednak niechcący go strąciłam. Zaklęłam cicho pod nosem i wstałam, aby go podnieść i wyłączyć. Spojrzałam na jego tarcze, wskazówki pokazywały dokładnie szóstą rano. Przygryzłam lekko wnętrze policzka, noc dała mi w kość pod każdym względem i powinnam się zastanowić co tak właściwie miało miejsce, ale z drugiej strony powinnam również zejść na dół i zjeść śniadanie jeśli nie chce się spóźnić na zajęcia. Odetchnęłam głęboko i wbrew sobie wybrałam opcję drugą, nie chcąc ściągać na siebie gniewu Jane. Wzięłam szybki prysznic i ogarnęłam się na tyle żeby nie straszyć nikogo w szkole. Naciągając na nogę czarne rajstopy pozwoliłam sobie na chwilę refleksji, zastanawiałam się na ile sytuacja z nocy była realna i co się wydarzyło po tym jak moja matka zabrała kartkę z zapiskami... a co jeśli zastanę na dole wybite okno i pobojowisko? Odepchnęłam te myśli na bok, ostatnie o czym marzę to rodzinna debata kto wybił szybę w oknie i dlaczego. Zakładając, że sytuacja z nocy była prawdziwa, a moje chore sny powstały w afekcie stresu to powinnam zadać sobie pytanie jakim cudem to możliwe? I dlaczego akurat musiało mnie to spotkać... I co jeszcze istotniejsze, co w tych zapiskach tak zaniepokoiło moją mamę? Twarda z niej sztuka, więc nie prędko zdradzi mi prawdę. Sądząc po konfiskacie kartki i wyraźnej reprymendzie jak do pięcio letniego dziecka, mimo iż mam siedemnaście lat oznacza, że zależy jej na odizolowaniu mnie od tego. Powinnam zapomnieć o tej sytuacji, wypchnąć ją z pamięci i udać, że nic się nie wydarzyło jednak reakcja mojej mamy pobudziła tylko moją ciekawość, a sam incydent z nocy wzniecił we mnie chorą potrzebę odszukania tego chłopaka. Kim on był? I co skrywa ten rękopis... Poprawiłam czarną plisowaną spódnicę i zeszłam na dół do kuchni. Na szczęście okna były nienaruszone jak i jadalnia, salon i kuchnia. Moja mama krzątała się w ciszy przy blacie i kończyła nakładać na talerze francuskie tosty. Usiadłam przy stole cicho odchrząkując, podejrzewałam, że moja mama wciąż jest na mnie wściekła za tę noc... Jane obróciła się do mnie i zaszczyciła chłodnym spojrzeniem.
- Dobrze, że wstałaś o czasie, pamiętaj aby nie spóźnić się do szkoły. Twój ojciec zdążył już zaspać przez czyjeś nocne ekscesy.
Przytaknęłam bez słowa i wzięłam się za jedzenie, aby nie odpowiedzieć niczego kąśliwego. Wystarczy już rodzinnych sprzeczek. Nałożyłam sobie odrobinę dżemu na grzankę. Cicho przeżuwałam patrząc tępo przed siebie. Nurtowało mnie gdzie mama upchnęła tę kartkę. Muszę ją odzyskać za wszelką cenę... Nagle z rozmyślań wybił mnie piskliwy śmiech. Skrzywiłam się momentalnie. Moja siostra... Chociaż bufor między mną, a moją mamą w postaci Catrice wyjątkowo się przyda. Usłyszałam tylko jak zamaszyście odsuwa krzesło od stołu i od razu zaczęła paplać bez opamiętania. Mama od razu się rozpromieniła i podchwyciła jej „gorące" ploteczki o jej chłopaku, bracie, imprezach i innych rzeczach, które Catrice wielbiła ponad wszystko. Dokończyłam szybko śniadanie i postanowiłam wykorzystać te okazję aby trochę pomyszkować.
- Idę na górę dopakować książki do torby i uciekam na zajęcia. - odparłam wstając od stołu.
Mama przytaknęła i wróciła do rozmów z Catrice. Pierwszy raz miałam ochotę ucałować starszą siostrę za jej talent do paplania bez opamiętania. Na szczęście sypialnia rodziców znajdowała się na piętrze, więc mogłam bez problemowo się tam włamać. Weszłam po cichu do środka i od razu rzuciłam się w miejsca, w które często mama lubiła chować rzeczy, które konfiskowała Catrice. Pod łóżkiem, w szufladzie toaletki, w ostatniej szufladzie komody, za książkami w regale. Niestety nigdzie nie znalazłam tego czego szukałam. Dla pewności przewertowałam nawet kilka książek z półki jednak bez skutku. Nigdzie nie było kartki. Westchnęłam zrezygnowana. Potrzebowałam więcej czasu i przede wszystkim swobody aby przetrząsnąć inne miejsca w sypialni czy też w domu bez ryzyka złapania. Brzmiało to wszystko idiotycznie, ale czułam, że muszę odszukać ten świstek papieru i dowiedzieć się co się właściwie u diabła wydarzyło w nocy i jaki związek ma z tym moja mama. Usłyszałam dźwięk kroków po schodach, zamarłam niczym przerażona łania. Podbiegłam do drzwi i od razu wypadłam z sypialni i ruszyłam do schodów. Zderzyłam się wręcz z mamą.
- Lalin spóźnisz się. - skarciła mnie Jane. Popatrzyła nagle na mnie ze zdziwieniem. - Gdzie ty masz rzeczy na zajęcia? Mówiłaś, że idziesz się spakować.
Słowa utknęły mi w gardle. No tak, zbrodnia doskonała to to nie była i na śmierć zapomniałam zabrać rzeczy z pokoju dla podkreślenia wiarygodności kłamstwa. Chyba pora popracować nad złymi uczynkami... może tak w końcu posiadanie starszej siostry imprezowiczki, która non stop łgała w końcu na coś się przyda?
- Lalin?
- Ah, tak. Torba... zapomniałam, bo chciałam jeszcze coś zjeść, ale wygląda na to, że nie mam już czasu. Już idę, obiecuję. - uciekłam wzrokiem od pytającego spojrzenia mamy.
Zawróciłam szybko po swoją torbę i już po chwili wychodziłam z domu pod ostrzałem podejrzliwego spojrzenia Jane. Pewnie musiała się domyślić, że coś chciałam zrobić co by jej się nie spodobało. Muszę obrać inną strategię, a przede wszystkim zachować pokerową twarz...
Idąc na zajęcia postanowiłam chwilę odpocząć od tematu jednak było to dosyć trudne. Zaczęłam się zastanawiać czy mogę powierzyć te tajemnicę Cass, przydałaby się jej pomoc i może świeży punkt widzenia. W połowie zajęć w szkole, w końcu udało mi się natrafić na Cassandrę przy szafkach, była na szczęścia sama bez swojego chłopaka... Gwarantowało mi to względny spokój i udaną rozmowę z przyjaciółką bez zbędnego ciamkania podczas ich pocałunków.
- No i co? Udało się znaleźć przystojniaka? - wyszczerzyła się niewinnie Cassandra.
Popatrzyłam na nią oniemiała. Nie zdążyłam się nawet z nią przywitać, a ona już węszyła sposobność do plotek o moim życiu miłosnym...
- Cass, nie wyobrażaj sobie za wiele... - żachnęłam się i zaczęłam otwierać swoją szafkę aby schować niektóre podręczniki.
- Czyli oddałaś mu ten świstek i idziecie na randkę!
Widziałam, że była wręcz pewna swojej teorii, ale w bardzo niezdrowy sposób, więc szybkim gestem dłoni ją uciszyłam.
- Wybacz, ale to twoja rozbujała fantazja. Cass, ja nawet nie mam tej kartki, więc nie mam po co go szukać.
Zobaczyłam kątem oka zawiedzioną minę przyjaciółki.
- Jeśli ją wywaliłaś do śmieci, przysięgam, że siłą zaciągnę Cię na wysypisko i będziesz ją szukać!
Roześmiałam się, gdy zobaczyłam, że mówiła to ze śmiertelnie poważną miną. Widzę, że ostatnio system wartości mojej przyjaciółki dosyć mocno się zmienił... dawniej randki były daleko w tyle...
- Oczywiście, że nie! Jane ją skonfiskowała. - odburknęłam
- Nie gadaj! Serio Twoja mama ją wzięła? Ale dlaczego?!
Dlatego, że omal w nocy nie wybiła szyby w moim pokoju. Potem mnie poparzyła, narobiła chaosu przez co udarłam się jak upiór i moja mama ją odkryła uznając za coś złego, przez co postanowiła ją zabrać od tak dla zasady chociaż wiem, że chodzi o coś więcej...
Patrzyłam przez chwilę na Cass nie wiedząc za bardzo co powiedzieć i czy mogę jej ufać jak dawniej. Kiedyś nie bałam się jej powiedzieć nawet najbardziej absurdalnej rzeczy, a teraz... miałam obawy. A przede wszystkim wszystko w środku mnie krzyczało, aby przemilczeć część tej historii.
- Aa... znalazła ją u mnie na biurku i uznała, że nie mogę widywać się z obcymi i w sumie nie wiadomo kim jest chłopak.
- Wiadomo? Super, bogatym przystojnym facetem.
Parsknęłam.
- Wytłumacz to mojej mamie, a nie mnie. Może argument z bogatym by ją przekonał? - zaśmiałam się ponownie.
- Jednak to pokręcone, bo jak twoja siostra Catrice lata po klubach i poznaje setki nieznajomych nie uznaje tego za taki problem. - stwierdziła Cass bawiąc się końcami swoich blond włosów.
Wzruszyłam ramionami.
- Jest pełnoletnia, a dwa dobrze wiesz, że moja siostra jest traktowana na innych zasadach. Gwiaaaaazda. - przy ostatnim zdaniu przewróciłam oczami.
Cassandra zachichotała i pociągnęła mnie w kierunku stołówki.
- To musisz odbić swoje znalezisko.
- Nie jest to takie proste, Jane ukryła ją w nietypowym miejscu, a nie mam swobody przeszukania domu kiedy po południu są wszyscy. - westchnęłam zrezygnowana.
Dostrzegłam diabelski błysk w oczach przyjaciółki.
- To trzeba zrobić to za nim wrócą. Urwiemy się z lekcji godzinę wcześniej i poszukamy twojej zguby. Proste. - zatarła ręce.
Uśmiechnęłam się do niej głupkowato. Nie uciekałam nigdy z lekcji, ale okazja była warta tego.Przed ostatnią lekcją poszłam pod klasę Cassandry, akurat wychodziła z lekcji chemii. Widziałam jak zadziornie się uśmiecha. Samej ciężko było mi się powstrzymać przed uśmiechem. Wspólne knucie i ucieczka z lekcji przypomniało mi jak dawniej byłyśmy ze sobą blisko.
- No to idziemy. - Cass od razu pociągnęła mnie za rękę w kierunku wyjścia.
Szłyśmy szybko korytarzem licząc, że nie spotkamy żadnego z naszych nauczycieli. Przez chwilę miałam wrażenie, że z jednej z klas wychodzi moja nauczycielka od angielskiego, ale moja przyjaciółka nie pozwalała mi zwolnić ani na chwilę.
- Miałyśmy nie zwracać na siebie przecież uwagi... - mruknęłam - A pędzimy na złamanie karku jakby się paliło, kiedy wszyscy idą spokojnie w kierunku klas.
Cass westchnęła i wypchnęła mnie gwałtownie przed budynek szkoły.
- Wyluzuj świętoszko, wychodzimy z ostatniej lekcji, a nie uciekamy z więzienia. Chociaż jakby się tak dłużej nad tym zastanowić...
Walnęłam ją w ramię.
- W takim razie chodź, a nie gadaj. - westchnęłam uśmiechając się do niej, ale jednocześnie patrząc na nią oskarżycielsko.
Cass zaśmiała się i ruszyłyśmy chodnikiem w dół ulicy. Po drodze pokazałam jej miejsce, gdzie zderzyłam się z tajemniczym nieznajomym i trochę więcej opowiedziałam co się wydarzyło, kiedy Jane skonfiskowała notatkę. Oczywiście pomijając kilka dosyć istotnych, nietypowych szczegółów... Śmiałyśmy się i spiskowałyśmy wspólnie tworząc wymyślne teorie na temat Jane, chłopaka z ekskluzywnej szkoły, a przy okazji mojej siostry. Cieszyłam się, że chociaż na chwilę odzyskałam moją dawną przyjaciółkę. Może to egoistyczne, ale dorastanie i posiadanie chłopaków zdecydowanie potrafi zniszczyć więź między dziewczynami i zdecydowanie ten fakt mi się nie podobał. Po chwili z krótkiego zamyślenia wyrwało mnie mocne trzepnięcie w ramię, Cass popatrzyła na mnie nagląco. Stałyśmy przed moim domem, a ja jak zaklęta gapiłam się w jego fasadę za ogrodzeniem. Może moja mama bywała surowa i faworyzowała siostrę, ale miała świetny gust dzięki czemu jej to wszystko po części wybaczam. Wraz z tatą odremontowali i odświeżyli stary, przepiękny dworek. W sumie kochałam to miejsce bardzo mocno, miało swój wyjątkowy urok. Włożyłam klucz od bramki i weszłyśmy na posesję. Czarna, zdobiona bramka zaskrzypiała nieprzyjaźnie. Przyspieszyłam kroku, moje mokasyny stukały rytmicznie o chodnik. Od razu wpakowałam klucz do zamka i wpadłyśmy do domu z impetem. Ściągnęłyśmy buty i rzuciłyśmy rzeczy obok skórzanego narożnika w salonie.
- Nie ma czasu na szczegółowy plan, rozdzielmy się. - skwitowałam - Ja wezmę dół, a ty górę. Kartka jest nietypowa, lekko pożółkła, bardziej kremowa w sumie. Cechy szczególne? Ozdobne, nienaganne pismo, a pod spodem podpis William Baretto. Pamiętaj, że mamy tylko godzinę.
Cassandra kiwnęła głową i puściła się pędem po schodach. Niewiele myśląc poszłam w jej ślady i zaczęłam przeszukiwać wszystkie półki, szuflady i inne zakamarki, gdzie można by ukryć potencjalnie kartkę. Nie miałam pojęcia ile czasu minęło, jednak po za nic nie znaczącymi rachunkami, fakturami czy kartkami na święta lub zapiskami mamy nie znalazłam kompletnie niczego. Zrezygnowana westchnęłam i spojrzałam z niesmakiem w kierunku kuchni. Pod zlewem znajdowały się pojemniki na śmieci i wiedziałam, że to miejsce również powinnam odhaczyć. Niechętnie podeszłam do szafki i ją otworzyłam wyjmując kosz. Grzebiąc w śmieciach przez chwilę poczułam jakieś zwątpienie i zaczęłam rozważać nawet dlaczego ja to właściwie do cholery robię, ale wtedy jak boomerang wracało do mnie wspomnienie z nocy, a potem mina mojej mamy i jej determinacja, aby skonfiskować notatkę...
- Lalin!
Przerwałam grzebanie w odpadkach nasłuchując.
- Lalin, chodź szybko!
Cassandra wydarła się jeszcze głośniej niż przedtem. Rozemocjonowana wrzuciłam z powrotem śmieci do kosza i pobiegłam na górę. Głośny tupot odbił się echem na schodach. Zaglądnęłam do sypialni rodziców licząc na to, że to tam Cass odnalazła to co trzeba, jednak nigdzie jej nie było. Rozejrzałam się w innych pokojach, nawet w gabinecie ojca, ale moja przyjaciółka przepadła. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
- Cass?! Gdzie jesteś?! - krzyknęłam.
Wypadłam z powrotem na korytarz rozglądając się za moją towarzyszką zbrodni.
-Jestem na strychu!
Przytłumiony głos Cassandry dobiegł moich uszu. Podeszłam do końca korytarza, a we wnęce zobaczyłam opuszczoną drabinkę na strych. Zdziwiona uniosłam brwi do góry, jak jej się tam udało dostać? Moi rodzice nie używają strychu... no chyba, że jednak zaczęli go używać. Wspięłam się ostrożnie po drewnianej drabince, która złowrogo zatrzeszczała pod ciężarem mojego ciała. Wzdrygnęłam się, ale mimo wszystko wspięłam się na samą górę naglona przez przyjaciółkę.
- Co się stało? Znalazłaś to czego szukałyśmy?
Spytałam rozglądając się z zaciekawieniem po niewielkiej przestrzeni. Dostrzegłam stosy zakurzonych pudełek kartonowych i dziwnych skrzyń. Nie przypominałam sobie aby rodzice je tu przynosili. Jane była przeciwna przechowywaniu rzeczy na strychu, uważała to za zły nawyk, który prowadzi do trzymania śmieci i gromadzenia niepotrzebnych rzeczy, które tylko zbierają kurz. Już chciałam zajrzeć do któregoś z pudełek, gdy Cassandra pociągnęła mnie mocno za rękę ścigąjąc tuż obok siebie na podłogę. Wzniosły się dookoła nas tumany kurzu brudząc tym samym moją czarną plisowaną spódnicę. Strzepnęłam część brudu jednak nic to nie pomogło. Westchnęłam. Cass pstryknęła mi koło ucha za co zgromiłam ją wzrokiem.
- Nie dąsaj się. Może nie znalazłam kartki, ale mam coś równie interesującego.
Popatrzyłam na nią zaciekawiona. Co mogło w moim domu oprócz skrytki w pokoju Catrice być tak interesujące? Cass wyciągnęła zza pleców niewielką drewnianą skrzyneczkę w kolorze bordo z niesamowitymi złotymi, metalowymi ornamentami. Jednak najbardziej przykuwał uwagę sporych rozmiarów, złoty półksiężyc z kamieniem umiejscowiony na zamknięciu skrzyneczki. Nie mogłam się oprzeć, ta skrzyneczka była tak piękna i tajemnicza jednocześnie, że musiałam ją dotknąć.
- Wiedziałam, że tak zareagujesz. Nie mam pojęcia skąd Twoja matka takie rzeczy ma, ale zdecydowanie nie powinna ich trzymać na strychu jak starego zardzewiałego roweru. Może być sporo warte...
Wciąż wpatrywałam się jak zaczarowana w niewielkie puzderko.
- Nie pamiętam go kompletnie. Pokaż, też chcę je obejrzeć.
- Jasne, w końcu to twoja rodzinna pamiątka - wyszczerzyła się do mnie zadowolona.
Usłyszałam, jak o dach zaczęły uderzać krople deszczu. Spojrzałam zachłannie na skrzyneczkę ponownie. Nie rozumiałam za bardzo dlaczego rodzice ją tu ukryli. Była niezwykła i piękna... Sięgnęłam ręką po znalezisko, moje palce musnęły chłodny kamień półksiężyca w metalowym okuciu. Schwyciłam pewnym ruchem puzderko i wtedy poczułam coś dziwnego. Jakbym spotkała się z przeszłością, jakby brakujący element wskoczył na miejsce, a moim sercem wstrząsnęła niewyobrażalna tęsknota. Moje źrenice rozszerzyły się momentalnie, wszystko zaczęło dookoła wirować. Czułam nieodpartą chęć otwarcia skrzyneczki... Czyjś szept delikatnie wkradł się do moich uszu.
"Lalin, przywitaj swoje prawowite dziedzictwo."
Przez ułamek sekundy dostrzegłam czyjeś oczy, otulone delikatnie zmarszczkami. W tym samym ciemno zielonym kolorze co moje własne...
- Lalin?
Głos Cassandry wytrącił mnie z dziwnego poczucia transu. Zamrugałam kilka krotnie zdziwiona.
- Ja... - czułam się kompletnie skołowana. - mówiłaś coś wcześniej do mnie?
Cass patrzyłam na mnie dziwnym wzrokiem.
- Nie, Lalin. Wyglądasz trochę blado. Dobrze się czujesz?
Popatrzyłam na błyszczący kamień pudełeczka.
- Chyba tak. Powinnyśmy chyba już wracać na dół, obawiam się, że zaraz mogą wrócić moi rodzice.
- Będziesz to ze sobą zabierać? Jest niezwykła...
Skinęłam głową. Wciąż byłam zaintrygowana dlaczego moja matka to tu ukryła i dlaczego na strychu znajduje się aż tyle rzeczy. Ostatni raz rzuciłam okiem na ułożone starannie kufry i pare kartonowych pudeł. Dostrzegłam na kufrach podobne zdobienia do tych ze skrzyneczki. Zaś na jednej na zamknięciu znajdowało się coś co wyglądało jak herb, przedstawiający węża. Przez chwilkę zawahałam się czy nie powinnam przejrzeć tego co jest w środku, ale nie było mi dane tego zrobić gdyż usłyszałam wyraźne trzaśnięcie drzwiami.
- Cholera, ktoś wrócił! - pisnęłam i włożyłam szybko puzderko kieszeni mojej spódnicy.
Wypadłyśmy ze strychu, ledwo udało się nam domknąć wejście na strych. Czułam jak krew pulsuje w całym moim ciele. Wpadłyśmy do mojego pokoju, od razu schowałam znalezisko pod łóżko.
- Lalin ktoś idzie! - szepnęła Cass
Wskazałam jej na łóżku aby usiadła. Musiałyśmy zachowywać się naturalnie. Klamka od drzwi drgnęła i do środka weszła moja mama. Spojrzała na nas zaskoczona, starałam się uspokoić oddech i łomocące w piersi serce, ale było to praktycznie niemożliwe. Modliłam się w duchu, żeby moja matka nie dostrzegła tego.
- O, witajcie dziewczynki. Cassandro, miło Cię znowu widzieć! - Jane uśmiechnęła się ciepło.
- Dzień dobry Pani Evans! Lalin zaprosiła mnie na wspólną naukę do sprawdzianu, wcześniej dziś skończyliśmy zajęcia, mam nadzieję, że nie przeszkadza to Pani. - Cass uśmiechnęła się niewinnie i zatrzepotała rzęsami.
Zdusiłam parsknięcie śmiechem. Jane rozpromieniła się.
- Fantastycznie, że w końcu znowu spędzacie ze sobą więcej czasu. W porządku Cassandro, możesz nawet zostać u nas na obiedzie. Będzie pieczeń w fantastycznym sosie myśliwskim, który robi Henry, radzę skorzystać z zaproszenia.
Po wymianie standardowych uprzejmości z Cass Jane opuściła w końcu moją sypialnię. Wypuściłam z ulgą powietrze, czułam się tak spięta, że aż rozbolały mnie mięśnie.
- Przykro mi, że nie udało się znaleźć tego czego szukałyśmy. - westchnęła Cass.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie przejmuj się, w zamian odkryłyśmy jednak coś innego. Śmiem twierdzić, że może i bardziej ciekawego.
Cass parsknęła.
- Tylko jeśli chcesz to opchnąć na ebayu i za tę kasę ostro zabalować albo kupić te piękną torebkę od Marca Jacobsa... chociaż myślę, że starczyłoby na jedno i drugie.
Przewróciłam oczami i rzuciłam poduszką w przyjaciółkę. Ta zachichotała wesoło i mi oddała niszcząc tym samym moją fryzurę.
- Cass! - ryknęłam i zaczęłam się śmiać ładując w nią kolejnymi poduszkami
Śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy przez kilka chwil po czym z radosnego nastroju wytrącił mnie dzwonek komórki. Cassandra momentalnie rzuciła się do swojej torebki i wyjęła komórkę. Westchnęłam cicho spodziewając się co zaraz usłyszę.
- To Mike. - rzuciła przepraszająco Cass
-W porządku, musiałaś mu odpisać. Pewnie martwił się gdzie się podziałaś.
Przyjaciółka skinęła głową.
- To co? Schodzimy na obiad? Szczerze mówiąc zgłodniałam.
- Właśnie... jeśli o to chodzi to muszę już iść.
Zmarszczyłam brwi.
- Hej, przecież to tylko obiad Jane nie wyłapała, że grzebałyśmy w jej rzeczach.
- Nie, nie o to chodzi po prostu...
Wzniosłam oczy do nieba, no tak. MIKE.
- Wiem, Mike nie może już wytrzymać bez swojego powietrza, którym jesteś ty.
Cass schowała komórkę do torebki i poprawiła włosy przed lusterkiem.
- Lecę, zobaczymy się jutro w szkole.
Po czym wypadła z mojego pokoju jak burza bez słowa pożegnania. Zdziwiona jeszcze chwilę siedziałam na łóżku i zastanawiałam się co jej się nagle stało.
- Zasrany Mike... - mruknęłam.
Chociaż to nie wina Mike, a może bardziej samej Cass. Odsunęłam myśli o przyjaciółce na bok i wyciągnęłam z pod łóżka skrzyneczkę. Obejrzałam ją bardzo dokładnie. Była misternie wykonana z niesamowitymi szczegółami. Gdy patrzyłam na kamień w kształcie półksiężyca w złotym okuciu czułam coś dziwnego... nie potrafiłam określi tego uczucia, ale było wyraźne. Kamień opalizował i mienił się hipnotyzując mnie. Obróciłam skrzyneczkę i dostrzegłam pod spodem wyryte inicjały i herb z księżycem. Przejechałam palcem po żłobieniu zastanawiając się do kogo ona należała. Inicjały V.A kompletnie nic mi nie mówiły...
- Lalin! Obiad!- głos taty wybił mnie z rozmyślań.
Ukryłam od razu skrzyneczkę pod łóżko i zeszłam od razu na dół. Przy stole siedziała już Catrice wściekle wystukując smsa, mama rozkładała naczynia, a tata przyniósł parujące półmiski z jedzeniem. Dostrzegłam na moim krześle torebkę mamy, więc ją złapałam by odłożyć na bok. Wtem dostrzegłam znajomą kartkę. Między papierami z kancelarii była zaplątana pożółkła kartka z tak dobrze już znanym mi starannym pismem. Wstrzymałam powietrze. Mam teraz szanse odzyskać to czego szukałam. W końcu! Kątem oka dostrzegłam, że Catrice wciąż wystukuje wiadomości z zaciętą miną, a mama wyszła z jadalni. Nie zastanawiając się ani chwili wyciągnęłam kartkę i szybko schowałam do kieszeni spódnicy. Prawdopodobnie mocno ją zmięłam, ale nie miało to teraz znaczenia. Najważniejsze, że mam to czego szukałam. Odłożyłam szybko torebkę na miejsce i poszłam do kuchni. Nie chciałam znowu wzbudzać podejrzeń i przekładać rzeczy mojej matki, nienawidziła tego.
- Lalin, weź sałatkę i zanieś ją do jadalni.
- Dobrze tato - odparłam z miną niewiniątka i zaniosłam półmisek do jadalni.
Jane zabrała torebkę i ręką wskazała moje miejsce.
- Siadaj Lalin, jedzenie jest już gotowe i będziemy podawać.
Skinęłam głową i bez słowa przysiadłam przy stole. Schwyciłam za srebrny widelec i od niechcenia zaczęłam się nim bawić. W duchu czułam ogromną satysfakcję. Teraz pozostawało mi dowiedzieć się czemu moja matka tak dziwnie zareagowała na te kartkę, a przede wszystkim dlaczego ją zachowała i ze sobą nosi.. i na końcu pozostaje jeszcze kwestia właściciela owego rękopisu. Uczucie przemożnej chęci zwrotu tego świstka powrócił z jeszcze większą siłą. Poczucie, że moja matka coś wie o tej kartce nie dawało mi również spokoju. Kiedy tato podał nam na talerze cały posiłek zabrałam się od razu do jedzenia. Przeżuwając powoli pieczeń patrzyłam zaciekawiona na moją mamę. Co ona wie na temat tej kartki? I dlaczego tak jej się obawiała... Czułam, że musi chodzić o coś więcej.
CZYTASZ
Lalin Evans Akademia Absolutu - Dziedzictwo
FantastikJedna zwykła dziewczyna imieniem Lalin, której rodzina skrywa od lat ogromny sekret, nie tylko przed nią, ale i przed wszystkimi dookoła wypierając się swojego dziedzictwa. Jednak nie na długo. Los i tak przypieczętuje przyszłość tej rodziny i dopad...