Pięć godzin później lecieliśmy naszym prywatnym odrzutowcem. Ja miałam pomysł, aby dzieci poleciały klasą ekonomiczną, a my w spokoju sami, ale Brandon zauważył, że z ich pomysłami to jeszcze zdołają naćpać pilota. I w ten sposób przekonał mnie do odrzucenia mojego cudownego pomysłu.- Wiecie jak trudno było was przyjąć do jakiejkolwiek szkoły? - odparłam w pewnym momencie, chcąc pokazać, że złość wcale mi nie przeszła.
- Dlatego pójdziecie do prywatnej prowadzonej przez żonę mojego znajomego z młodości. - wtrącił się Brandy.
Mieli iść do szkoły, której dyrektorką była Kitty Larcher, zgodziła się ich przyjąć w drugim miesiącu szkoły, pomimo tego, że ich oceny wołały o pomstę do nieba. Wyłączając oczywiście Chelsea.
Nie sądziłam, że się zgodzi, ale Brandon powiedział, że ma na Philipa jakiegoś haka więc podobno Larcher nie miał wyjścia.
Nie wchodziłam w szczegóły, wiedząc, że mój mąż jak się zaprze to i tak mi nic nie powie.
- My po prostu jesteśmy przedsiębiorczy inaczej... - odparł Dylan.
Co, kurwa, przedsiębiorczy inaczej? Jeżeli on chciał zostać zawodowym hakerem a Barbie założyć swój harem to rzeczywiście byli przedsiębiorczy inaczej.
- A ty Chels, dlaczego poszłaś na te wyścigi? - postanowiłam ją zapytać, ale zamiast tego otrzymałam odpowiedź od Barbie.
- Był tam taki chłopak, który jej się podobał...
- Zamknij się - Chelsea wrzasnęła co w zupełności mnie zdziwiło, zazwyczaj była taka cichutka, chyba serio poczuła się zawstydzona. Czy coś.
- Chelsea - Brandon spojrzał na córkę - nie krzycz proszę.
- Dobra Brandon, to jej życie miłosne - zazwyczaj stawałam po stronie męża, ale tym razem córka miała rację. Nie powinniśmy się wtrącać w jej relacje romantyczne. O ile oczywiście się nie puszcza na lewo i prawo tak jak niektórzy.
Do niedawna myślałam, że moja strategia rodzicielska pod tytułem - maximum swobody przy wpajaniu wartości - jest najlepszą na jaką mogłam się zdecydować, a jednak ostatecznie okazała się nietrafiona.
Ale jak inaczej miałam ich wychowywać? Bić paskiem? Żeby mieli traumę?
- Dylan, możemy pogadać na osobności? - trąciłam swojego syna i wskazałam na inne miejsce w samolocie.
Od razu skinął głową i poszedł za mną. Z tej trójki miałam wrażenie, że to on miał największy wpływ na całą resztę, więc postanowiłam ponegocjować z liderem. A raczej, przemówić mu do rozsądku.
- Synku - nie wiedziałam jak zacząć, przez szesnaście lat nie obyłam się z tymi rozmowami. Każda mnie stresowała. - wiesz, że my nie chcemy dla was źle, czy nie mogliście normalnie skończyć szkoły, bez żadnych ekscesów?
- Wiem, że się na nas zawiodłaś - powiedział smutnym głosem, a ja jak zwykle dałam się podejść.
- Nie zawiodłam tylko... - nie no trochę się zawiodłam, ale jak miałam powiedzieć to dziecku, patrząc mu prosto w oczy? - tylko wiem, że stać was na więcej. Z twoją wiedzą, umiejętnościami networkingowymi Barbie i pamięcią Chelsea, moglibyście rządzić światem, więc przemyśl to dobrze.
Serio skarbie, przemyśl to dobrze. Nie schodź na złą drogę.
*
POV: Dylan
Dawno nie widziałem dziadka i z tego co pamiętałem to nie był najbardziej życzliwą osobą jaką spotkałem. Teraz, kiedy prawdopodobnie dostał donos od mojego ojca, z pewnością będzie dla nas jeszcze bardziej surowy. Czad.
CZYTASZ
Superior
Ficción GeneralII tom serii Dark Triad Po szesnastu latach mieszkania w Londynie, Aveline oraz Brandon cały borykają się z wychowaniem trójki dzieci. Pewnego dnia dochodzi do pewnego incydentu, który zmusza rodzinę do powrotu do Nowego Jorku. Miasto, które kiedyś...