Rozdział 2

304 24 7
                                    

No dzień dobry! A raczej pasowało by bardziej dobry wieczór... Ale nie ważne!

Kolejny rozdział i rozwinięcie historii bohaterów. Nowe fakty i nowy bieg historii... Czy coś się wydarzy?

Ja już nie przeszkadzam! Miłego czytania <33

Do zobaczenia w następną sobotę :3

----------------------------------------------------

Jeździli po mieście, łapiąc kolejnych przestępców. Godzina, którą Dante chciał odciągać jak najdłużej w czasie, zbliżała się nieubłaganie, a on mógł tylko patrzeć na zegarek i spoglądać w jego stronę z błaganiem, żeby nagle zatrzymał swoją wędrówkę. Poczuł szarpnięcie. Tak się zamyślił, że nie zauważył, iż niechcący wjechał w słupek. Usłyszał śmiech tuż obok siebie, spojrzał więc na swojego patrol partnera.

- "Nie dostaniesz samochodu Gregory, nie chcę mi się jeździć na mechanika" - zacytował, po czym wybuchł śmiechem. - Naprawdę świetnie Dante, poprawiłeś mi humor. - Szatyn w końcu spojrzał w stronę zdenerwowanego czarnowłosego. Złość była doskonale widoczna na jego twarzy. Montanha próbował zachować pokerową minę, ale po chwili jego wargi znów wykrzywiły się w uśmiechu, a on sam nie mógł powstrzymać kolejnej salwy śmiechu.

- Nie za zabawnie ci? - zapytał, zaciskając dłonie na kierownicy. Był zły, bo kolejny raz będzie musiał płacić za stłuczkę, ale tym razem wyłącznie ze swojej winy. To chyba denerwowało go najbardziej.

- Później wezwiesz mechanika, teraz musimy jechać na komendę - powiedział, a Dante zamarł.

- Co?

- Co "co"? Kod ósmy jest nie?

- Która godzina? - zapytał z nutką strachu, rozglądając się po okolicy. Byli zbyt blisko budynku.

- Za dziesięć minut umówiona godzina spotkania - mruknął szatyn, spoglądając na swój telefon. Dopiero teraz dojrzał, że dostał kilka nowych SMS-ów od najlepszego przyjaciela. Uśmiech nie zniknął z jego twarzy, a jeszcze bardziej się poszerzył.

Dante za to czuł fale gorąca napadające jego ciało, brzuch zaczął go boleć i czuł, że jeżeli zaraz się nie uspokoi, nie ukryję drżących już niemiłosiernie dłoni. "Nie, nie, nie, tylko nie to" - Myślał gorączkowo, starając się, by nie wyglądać na przestraszonego. Musiał zachować twarz. "Będzie dobrze, uspokój się do cholery!" - Jego twarz zmieniła wyraz na znudzony i miała taka pozostać. Tylko że Dante w tamtym momencie nie wiedział jeszcze, co się wydarzy.

Skręcił w odpowiednią ulicę i kolejny raz tego dnia zostawił samochód na podziemnym parkingu. Tym razem jednak nie szedł sam, a wszyscy funkcjonariusze, którzy byli na komendzie, szli w stronę schodów, by przebrać się, lub udać na sale spotkań. Szedł ramię w ramię z szatynem, który nie odrywał wzroku od swojego telefonu. Dante raz musiał złapać go raz za ramię i przyciągnąć bliżej siebie, żeby nie wszedł w drzwi, ale nawet wtedy nie oderwał swojego wzroku od świecącego urządzenia.

Gdy wszyscy w końcu siedzieli w sali spotkań, przez drzwi wszedł długo wyczekiwany szef Rightwill.

- Niektórzy z was mają niestosowny strój na to spotkanie, ale nie będę wam zwracał teraz uwagi, kolejnym razem jednak proszę, żeby każdy był ubrany oficjalnie. - powiedział, rozglądając się po całej sali. - To zebranie zostało zwołane w jednej bardzo ważnej sprawie. Dostrzegłem swój błąd pozostawienia Juana Pisicieli na posadzie szefa przez dość długi okres, czas to zmienić. - W sali można było usłyszeć kilka nerwowych westchnień bądź odgłosów zdezorientowania. - Zastanawiałem się, kto mógłby pełnić tak ważną rolę. Wiem już, kto to będzie, jednakże teraz proszę Janeczku, oddaj swoją odznakę szefa policji. - powiedział, patrząc na mężczyznę. Ten wstał ze zdenerwowaną miną. Oddał odznakę, po czym wyszedł ze spotkania bez słowa. Każdy był zdziwiony.

Bo gdy jesteś obok - Rightpela/MoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz