Kolejne tygodnie nie przyniosły wielkich zmian ani odpowiedzi na pytania, kotłujące się w głowie Harry'ego.
Co do licha planuje Malfoy? Dlaczego nikt poza Harrym, nie widzi nic podejrzanego w jego zachowaniu? Czemu uczony, mądry i potężny czarodziej, jakim jest Dumbledore, nic sobie nie robi z ostrzeżeń Harry'ego i jego podpartych licznymi dowowami tez, że syn Lucjusza, w te wakacje również został śmierciożercą?
Do tego, że jego najbliżsi przyjaciele nie podzielali obaw Harry'ego, zdążył przywyknąć. Już jakiś czas temu przyłapał się na tym, że nawet nie próbuje dzielić się z nimi, swoimi kolejnymi hipotezami. Zrozumiał, że nawet najwierniejsi koledzy, nie mogą mu towarzyszyć w zbliżającej się wielkimi krokami konfrontacji z Voldemortem. Misja, którą powierzył mu Dumbledore oraz wszystko, czego uczył się i dowiadywał od wielkiego czarodzieja, jawiła mu się, jako samotna droga, którą lada chwila będzie musiał podążyć.
Westchnął i przerywając swoje rozmyślania, spojrzał na Nevilla i Rona, którzy razem z nim, szykowali się na najbliższy mecz quidditcha, w którym Ravenclaw, miał zmierzyć się ze Slytherinem. Ważne wydarzenie w szkolnych rozgrywkach, miało zadecydować, z kim w przyszłym miesiącu zagra Gryffindor, który pokonał w zeszłym tygodniu Puchonów.
Gryfoni rozluźnieni i podekscytowani sportowym widowiskiem, zaczęli zmierzać na błonia. Do wychodzących z dormitorium chłopców, przyłączyli się Dean i Seamus, którzy omawiali mocne i słabe strony obu drużyn.
- A wiecie, że Nott zastąpi Malfoya na stanowisku szukającego? - wtrącił Dean, a Neville i Ron jednocześnie zaprzeczyli.
Ron rzucił szybkie spojrzenie w stronę Harry'ego, jakby spodziewał się, że ten zaraz zacznie dzielić się teoriami na temat niecnych powodów nieobecności Malfoya na meczu. Ale Harry zmilczał. Nie był już jednak w stanie skupić się na niczym innym.
Gdy znaleźli się na błoniach i zajęli miejsca w sektorze Gryfonów, zauważył, że Malfoy nie pojawił się na trybunach. Harry niecierpliwie doczekał do gwizdka rozpoczynającego mecz i gdy miał już pewność, że Malfoy nie zamierza dopingować swojej drużyny, zerwał się na równe nogi i rzucając pierwszą lepszą wymówkę, lekko zaskoczonym, ale wciągniętym w wydarzenia na boisku kolegom, pognał w stronę szkoły.
Nie wiedział, gdzie powinien się udać, przez chwilę wahał się, między lochami, gdzie znajdowało się dormitorium Slytherinu, a biblioteką i Wielką Salą. Po krótkim namyśle, pognał w stronę lochów. Bezowocne kilkanaście minut, które spędził pod wejściem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, upewniły go, że jego działania nie mają sensu. Utwierdził się w tym jeszcze bardziej, sprawdzając wszystkie inne destynacje, w których mógłby być teraz Malfoy. Zrezygnowany i zmęczony bieganiem po całym zamku, pogodzł się z porażką.
Niespodziewanie, gdzieś między szóstym, a siódmym piętrem, wpadł na obiekt swych rozmyślań. Malfoy stał, opierając dłonie na parapecie okiennym. Był wyraźnie roztrzęsiony. Białe włosy niemal zlewały się kolorem z wychudzoną i bladą twarzą. Jego oczy za to ciskały gromy. Gdy tylko dostrzegł Harry'ego, jakby wstąpiła w niego furia. Obaj wyciągnęli różdżki, celując w siebie bez słowa.
- Ile razy mam Ci powtarzać Potter, żebyś przestał mnie prześladować? - wysyczał w końcu Ślizgon.
- Prześladować? No Ty chyba nie powinieneś używać tego słowa- odparł nagle zmieszany i jednocześnie podekscytowany Harry- z resztą, nie można już chodzić po zamku? Z tego co wiem, Hogwart nie należy do Malfoyów.
- Expulso! - krzyknął bez ostrzeżenia Malfoy, a Harry w ostatniej chwili zrobił unik.
- Ty... szujo - wydyszał Harry, patrząc w zwężone jak u węża, źrenice swojego wroga - serio atakujesz mnie tutaj?!
CZYTASZ
Zanim nadejdzie mrok
Fanfic"Harry momentalnie znalazł się przy nim. Białe włosy, rozsypane w nieładzie po walce, sprawiały, że Draco wyglądał inaczej niż zwykle. Ale Harry już nie dał się zwieść. Wiedział, że ma przed sobą bezwzględnego śmierciożercę. - To koniec - powiedzia...