JK klęczał na rozgrzanej kostce brukowej i gapił się w cylinder Hondy CBR jak zahipnotyzowany. Ręce miał umazane smarem do łokci, spodnie całe w benzynie, a zagadka pozostawała zagadką. Motor nie odpalał, jak powinien.
— Kurwa, to muszą być świece — mruczał pod nosem.
Yoongi, kumpel, z którym prowadził warsztat, łypnął na niego oczami.
— A nie są? — zapytał zdezorientowany. — Były zalane. Teraz jak wymieniliśmy to, powinien odpalić.
JK chwilę milczał, wciąż gapiąc się w maszynę.
— Ale nie odpala. Paliwo jest w baku, akumulator ma naładowany — dedukował. — Pierwszy raz nie mam pojęcia, o co chodzi.
Obaj nie wiedzieli. Yoongi tak samo, jak JK patrzył w cylinder, jak szpak za przeproszeniem w wiadomo co, ale nic nie przychodziło im do głowy, zarówno jednemu, jak i drugiemu.
— Może przewody? Co myślisz? — rzucił Yoongi bezsilnie.
JK wzruszył ramionami.
— No trzeba będzie spróbować. Nie mamy innego wyjścia — odpowiedział mu tak samo zrezygnowany.
— Myślę, że zaśniedziały i też są do wymiany — zawyrokował Yoongi optymistycznie. — Klient mówił, że chwilę stał w garażu i w sumie to pojęcia nie ma, od kiedy były takie zalane — próbował chyba wmówić to zarówno sobie, jak i JK'owi.
— No to wymienimy przewody, ale jak to nie one, to ja się chyba muszę poddać. Pojęcia nie mam, co innego by to mogło być — mówił poirytowany.
Pierwszy raz naprawdę nie miał pojęcia, co dolegało maszynie, którą znał na pamięć. Mógłby w nocy go ktoś obudzić, a on wymieniłby każdą część, z której była złożona.
Yoongi poniósł się z kolan.
— Najwyżej powiemy, że nie wiemy. Nie weźmiemy kasy i tyle — stwierdził gorzko.
— Porażka — prychnął JK. — Wiem o motorach tyle, że mógłbym to recytować przez sen, a tu taka bzdura mnie pokonała.
Yoongi klepnął go w ramię.
— Nie zawsze jest się alfą i romeą — zakpił.
— Taaa angielskie pedały są najgorsze, dobrze, że nie przyjmujemy samochodów. Chyba bym się pochlastał — zakpił JK.
Yoongi się jednak nie zaśmiał i JK siłą rzeczy spojrzał na niego. Patrzył jak zahipnotyzowany w przesmyk między kamienicami doprowadzający do placu, na którym był ich warsztat i jeszcze kilka innych pawilonów.
— Alfa i romea. On jest idealnie w twoim typie — stęknął.
JK obejrzał się za siebie przez ramię. W przejściu stał chłopak. W białej, luźnej koszulce na ramiączkach, panterkowej rozpiętej koszuli narzuconej na nią i jasnych chinosach, wyglądał jak celebryta, tyle że na nogach miał klapki zamiast skórzanych mokasynów ze złotymi klamrami. Ciemne nieco przydługawe włosy pofalowane miał na końcach, a na nosie lustrzane okulary przeciwsłoneczne. Przez ramię miał przewieszoną brązową torbę.
— No gej jak się patrzy — dodał Yoongi. — Tyle że chyba nie angielski, bo założę się, że ma skośne oczy pod tymi wymuskanymi okularkami — zakpił.
JK poczuł dziwną wibrację. Chłopak faktycznie był idealnie w jego typie. Szczupły, dość wysoki i zadbany. Takie trochę chucherko, ale lubił właśnie takich, bo choć sam był obdarzony przez matkę naturę nieco muskularnym ciałem, to lubił pożerać wzrokiem i dotykać dłońmi raczej te wątłe. Czuł wtedy ogromne pożądanie i nie dlatego, że miał fizyczną przewagę, o nie, wręcz przeciwnie. Swoim dotykiem lubił dawać władzę temu komuś nad swoimi doznaniami.
Odwrócił się z powrotem do motoru.
— Taki sobie — burknął, choć wciąż miał widok chłopaka pod powiekami.
Yoongi szturchnął go w ramię.
— Ej, idź, zagadaj, jakiś zagubiony się wydaje — powiedział półgębkiem.
— Daj mi spokój — burknął JK. — Nie szukam przygód.
Yoongi się żachnął.
— Aj, przestań już biadolić. Fajny jest. Zabaw się wreszcie. Może wtedy ci ten pędzel Jin-hwan z głowy wywietrzeje — syknął na niego.
— Nikt mi nie musi wietrzeć, a już na pewno nie Jin-hwan — burknął znów JK.
— Taaa, jasne, gadasz, jakbym był twoją matką — sarknął. — Jej możesz kity wciskać, ale nie mi. Wiem, że wciąż rozpaczasz po tym złamasie — wygarnął mu. — Nie był wart funta kłaków — złorzeczył na byłego chłopaka JK'a. — Zobacz, jaki on ładniutki — chwalił tego w wejściu. — Słodziutki, jak mój Mochi* — zaśmiał się, ale szybko opanował rozbawienie, bo chłopak właśnie zawrócił i chciał wyjść z zaułku. — No idź! Bo ci zwieje! — warknął ostro i popchnął JK'a, a ten oklapł tyłkiem na kostkę brukową.
— Co robisz, pajacu! Chyba cię coś pogięło — warknął JK.
Yoongi zwiesił ramiona. Chłopak wyszedł z zaułku na ulicę.
— No i podwójne randki właśnie przeszły nam koło nosa. Ale z ciebie fajtłapa — pożalił się na kumpla.
JK spojrzał na niego zdegustowany.
— Nie fajtłapa, tylko za dużo błędów popełniłem, żeby się wreszcie czegoś nie nauczyć.
— Aaaaa miauczysz znowu — westchnął poirytowany Yoongi i machnął na niego rękę lekceważąco, ale szybko znów odzyskał rezon. — Wrócił! — niemalże krzyknął i znów powalił JK'a na chodnik, widząc chłopaka wyłaniającego się z przesmyku między kamienicami. — No idź, kurwa idź, zagadaj — poszturchiwał JK'a. — Bo ci obiję mordę, jak nie pójdziesz.
JK obejrzał się znów przez ramię, gdy się pozbierał z kostki brukowej. To był właśnie ten moment, którego nie lubił. Chłopak był idealnie w jego typie. Taki delikatny, zadbany, śliczniutki, jak cukiereczek. Wiedział, że jak tylko spojrzy mu w oczy, to przepadnie. Już czuł jego delikatną dłoń w swojej. Całego go czuł tu i ówdzie, zwłaszcza pod sobą. Nie spał z nikim od wieków i sperma uderzała mu już lekko do głowy.
Wstał z chodnika.
Będę tego żałował — powiedział do siebie w myślach, ale ruszył w kierunku chłopaka, słysząc za sobą zadowolony rechot Yoongiego.
— Hej, tygrysku! Zgubiłeś się?
💜💜💜💜💜💜💜💜💜
No to lecimy ^^
Będzie lekko i krótko, przyjemnie ;) bez głębszych filozofii. Muszę odpocząć :)
Do następnego!
Sev.
CZYTASZ
My bad || Taekook
FanfictionKim Tae-hyung to zwykły chłopak, poszukujący pracy. Ukończył kurs pielęgnacji i stylizacji paznokci, a znajomy polecił go do pracy w niewielkim salonie, w kórym sam pracuje. W zaułku, w kórym mieści się salon znajduje się również niewielki warsztat...