Rozdział 4

2.7K 222 25
                                    

— Zejdziesz? — Dalia zerknęła w stronę drzwi, gdzie odnalazła Payton. — Przyszedł.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i skinęła. Było kilkanaście minut po ósmej, a nie spała już od dobrych dwóch godzin. Zastanawiała się co mogłaby zrobić, żeby dowiedzieć się, dlaczego jej znajomi tak się zachowują. Rudowłosa wzięła kule i wstała od toaletki.

Szczerze? Ostatnie czego chciała, to płaszczyć się przed Declanem. Niestety zdawała sobie  sprawę ze swojego słabego wyczucia czasu i miejsca, a konsekwencje zauważała dopiero po fakcie. Zawsze szybciej mówiła niż myślała i to było jej największym przekleństwem.

Dalia stanęła w wejściu do kuchni, odnajdując mężczyznę przy stole. Siedział na tym samym miejscu co tydzień temu tyle, że teraz nawet nie spojrzał w jej kierunku. Dziewczyna wzięła głębszy wdech i weszła do środka.

— Pójdę do ogrodu po jakieś warzywa do obiadu. — Mruknęła, Payton.

Panna Walker z uniesioną brwią obserwowała, jak staruszka w trybie ekspresowym opuszcza kuchnię, by po chwili między nią, a Declanem zrobiło się zaskakująco niezręcznie. Rudowłosa usiadła przy stole i wbiła w niego spojrzenie.

Siedział z kamiennym wyrazem twarzy. Na jego skronie opadały pojedyncze kosmyki czarnych włosów, a oczy swoim chłodem, mogłyby zmrozić niejednego. Dalia wzięła głębszy wdech i w końcu mruknęła:

— Przepraszam za wczoraj. — Declan zerknął na nią przelotnie. — Nie powinnam była w ogóle o tym wspominać. Nie chcę też narobić ci problemów. — Wzruszyła ramionami.

— Narobiłaś mi wstydu przed moimi uczniami. — Skrzyżował dłonie na klatce i w końcu odwrócił się w jej stronę.

— Nie przeginaj. — Dalia zmrużyła oczy. — Wiem kiedy i za co powinnam przepraszać, a to, że poprawiłam  im odrobinę humor przed lekcjami z tobą, nie zalicza się do powodu przez który powinnam przepraszać. — Mruknęła. — Przyjmujesz przeprosiny czy nie?

— Nie.

— Trudno. Ja odciążyłam swoje sumienie. — Uśmiechnęła się kąśliwie, wstając od stołu. Nim zdołała postawić choćby krok, w wejściu pojawiła się Payton.

— Już?

— Tak. — Mruknęła, kierując się do wyjścia.

— Nie zjesz śniadania? — Kobieta obdarzyła wnuczkę karcącym spojrzeniem.

— Nie jestem głodna...

— To chociaż posiedź z nami.

— Nie dziękuję. Wolę towarzystwo robaków z ogrodu. — Poczuła na sobie ciężkie spojrzenie Declana. — Będę na huśtawce.  — Payton niechętnie skinęła, odprowadzając wnuczkę spojrzeniem. 

Payton przymknęła oczy, kiedy drzwi za dziewczyną zamknęły się zdecydowanie głośniej niż powinny. Następnie przeczesała pasma swoich siwych włosów i zajęła miejsce naprzeciw mężczyzny.

— Przeprosiła? — Upewniła się. Declan sięgnął po filiżankę z kawą i pochwycił spojrzenie staruszki.

— Zmusiłaś ją? — Payton obdarzyła go litościwym spojrzeniem.

— A da się ją zmusić do czegokolwiek? — Declan pokręcił delikatnie głową. — Dobrze wiesz, że ma niewyparzony język...

— Za kimś musi to mieć. — Mruknął, a gdy dostrzegł ostrzegawcze spojrzenie kobiety, pospiesznie upił kawy.

— Jak chciałeś zabłysnąć, trzeba było się brokatem posypać... — Payton zamilkła i spojrzała na Declana, który skrzyżował ręce na klatce i z uniesioną brwią obserwował jej zmieszanie. — o Boże. Jestem tak jak ona.

Do utraty tchu [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz