Po ich rozmowie Louis pracował nad sobą i relacjami między innymi ludźmi. Jego lęk często nawracał i dawał się we znaki w nawet najbardziej nieoczekiwanych chwilach. Nie raz podczas zwykłego spaceru po królewskim ogrodzie zdawało mu się jakby brakowało mu powietrza a oczy zachodziły mgłą. Wszystko jednak szło w dobrym kierunku.
W każdą sobotę, po swoich zajęciach Harry umawiał się z Zaynem (przeważnie na dwie godziny, w kawiarni, obok uczelni Stylesa), by dowiedzieć się czegoś więcej o stanie zdrowia Louisa.
Na samym początku było mu trudno słuchać o częstych atakach paniki lub nerwicy jakie przeżywał, przez które nie raz chciał sobie coś zrobić. Całe szczęście zostawał od tego odwiedziony, jednak to nie odejmowało mu strachu, a wręcz przeciwnie. Zawsze chciał wtedy niemalże natychmiast wsiąść na rower i pojechać do pałacu, aby go przytulić. Nie umiał znieść myśli, że jego ukochany sobie nie radzi i za wszelką cenę chciał pomóc mu w przebrnięciu kolejnych dni.
Widok Tomlinsona pogrążonego w smutku i własnej beznadziei utkwił w jego głowie i wyrył się tam jak starożytne hieroglify. Zdecydowanie zostanie on z nim przez wiele lat.
Z czasem, co w pewnym stopniu koiło jego nadszarpnięte nerwy, słyszał od Malika coraz to lepsze wieści. Nie raz opowiadał, że Louis z własnej, niewymuszonej woli zdołał wstać z łóżka i posprzątać swój pokój. Dodatkowo rozmowy z nim nie ograniczały się tylko do pojedynczych słówek a pełnych zdań, w których można było doszukać się nutki nawet podekscytowania czy zadowolenia.
Miesiące mijały, a Louis z każdym kolejnym sprawiał wrażenie, że powoli dochodził do pełni sił. Harry nie mógł być z tego powodu bardziej szczęśliwy, zwłaszcza z racji, że prawdopodobnie za kilkadziesiąt dni będzie mógł w końcu zobaczyć go na własne oczy.
Bowiem, tak jak ustalili, zabronione im było się widywać, aby nie niszczyć zdrowia psychicznego Harry'ego. Oczywiście, tak czy siak nie obyło się bez wylanych łez, kiedy dusił się szlochem wtulając w Nialla, lecz po niecałych trzech tygodniach udało mu się dojść do względnego porządku. Wiedział, że jego rozpacz na nic się zda, zamiast tego postanowił swój wolny czas na nowo zagospodarować godzinami fotografowania natury czy architektury.
Tylko on będzie wiedział, że w swoim aparacie umieszczał kadry z tych miejsc lub tych rzeczy, które kojarzyły mu się z jego ukochanym.
Budzik zadzwonił w tym samym momencie, kiedy zrobił ostatnie zdjęcie. Puścił urządzenie, pozwalając mu swobodnie zawisnąć na szyi, wyciągając telefon z tylnej kieszeni spodni, wyłączając alarm. Usiadł na ławkę i czym prędzej zaczął pakować sprzęt do futerału. Po zapięciu zamka założyć torbę na jedno ramię i zaczął kierować się do dobrze znanej już kawiarni.
Podwinął rękawy koszuli, kiedy promienie słońca padały na jego ciało i założył okulary przeciwsłoneczne. Lipiec niósł za sobą nietypowe upały, a to nie sprzyjało jego jesiennym upodobaniom. Słuchając jednak śpiewu ptaków udawało mu się na chwile zapomnieć o tym nieudogodnieniu i z uśmiechem na ustach szedł przed siebie wraz z nowymi nutami wydostającymi się z dziobów wróbli.
Po minionych pięciu minutach przechodził już przez przejście dla pieszych, które prowadziło niemalże pod same drzwi kawiarni. Zmarszczył brwi widząc mnóstwo dziennikarzy na ulicy, mimo to, nie zastanawiając się nad tym zbyt długo, popchnął szklane drzwi i wszedł do klimatyzowanego pomieszczenia.
Westchnął cicho czując przyjemny chłód. Spojrzał w lewo na stolik, przy którym zawsze spotykał się z Zaynem i przystanął w miejscu, otwierając przy tym usta w szoku.
Siedziały tam dwie osoby, lecz tylko na jednej skupił całą swoją uwagę.
— Lou — wyszeptał i zapominając o jakiejkolwiek kulturze przepychał się między stolikami. Gdy tylko znalazł się blisko szatyna od razu rzucił się na niego, zgarniając w objęcia.
JE LEEST
When The Sun Goes Down || l.s
FanfictionLouis jest księciem Walii. Wiecznie uśmiechnięty i niosący pomoc innym, aby żyło im się jak najlepiej w Zjednoczonym Królestwie. To, czego nie wie nikt to fakt, że ten sam radosny nastolatek nie potrafi przetrwać chociażby jednego dnia bez swoich u...