O północy z Ochoty przyszedł raport - upadli... Załamało się dowództwo. Pojedyncze jednostki wciąż walczyły, lecz cofały się kanałami. Wychodzili tutaj na Śródmieściu, cuchnący od ścieków, brudni od ropy i krwi towarzyszy. Mówili, że dotarli jeszcze bardziej zdziesiątkowani niż weszli do rur. Niemcy wrzucali granaty, kilkoro z powstańców było absolutnie przerażonych i rozgoryczonych. Widzieli śmierć najbliższych. Najpewniej polegli osłonili ich ciałem.
Szkopy wymordowały szpitale na Woli i Ochocie. Z relacji pojedynczych ocalałych krew lała się strumieniem po schodach, kobiety i dziewczyny leżały na każdym metrze podłóg - martwe, zgwałcone, w rozdartych ubraniach, ograbione z jakiejkolwiek biżuterii... Jak...? Jak można być takim zwierzęciem?... Nie mogłam pojąć i chyba nie chciałam pojąć.
Nie spałam. Nie byłam w stanie. Zwyczajnie czułam jak Czesia i Kielce są nieprzerwanie bici i męczeni. Bez wątpienia Szwaby próbowały z nich wyciągnąć tak wiele jak tylko byli w stanie. Leżałam na swojej kojce. Przenieśliśmy się do głębokich piwnic, gdzie konstrukcje miały większe szanse na przetrwanie. W bombardowaniach zginęły setki cywili. Ażeby to chociaż żołnierze byli, ale to byli niewinni ludzie, którzy tylko chcieli przeżyć, dożyć rychłego zwycięstwa i wolnej Polski...
W pokoju kręcił się Monter i Warszawa. Kazali mi iść spać już dobre dwie godziny temu. Uległam, kładąc się na łóżku i odwracając plecami do nich, aby płomień świecy mnie nie rozbudzał. Ale cóż mogłam poradzić na mrowienie całego ciała, nieprzerwany ból głowy (gdy kryłam się w piwnicy poprzedniej nocy, odłamki rozbiły mi skroń) i przede wszystkim głód. Warszawa też praktycznie nie jadł. Oddawaliśmy niemal wszystko powstańcom, którzy byli główną siłą walk. Oni musieli jeść najwięcej.
Na Starówce Niemcy zdobyli ruiny Zamku Królewskiego i powoli przesuwali się na przód. Ale nasz opór nie malał. Wręcz przeciwnie. Z każdym utraconym życiem, z każdą poniesioną stratą, z każdą utraconą ulicą, z każdą kulą, bombą, nalotem, z każdym burczeniem pustego żołądka, promieniem słońca - rośliśmy w siłę. Nabieraliśmy nadziei, że jutro ujrzymy jeszcze wspanialszy wschód i zachód, że jutrzejszy wiatr doda nam sił, a deszcz obmyje spocone i zakurzone ciała. Każdy dzień nabierał jeszcze żywszych barw, miał sens. Walczyliśmy za ziemię dziadów, za siebie, rodziny i przyjaciół, za miłość i przyjaźń, za śmiech, krzyk, za nasze dzieci, wnuki i prawnuki i każde następne pokolenie. Nadzieja karmiła mnie i duchy przeszłości. Tylko dzięki sile tych dzieci żyłam i byłam w pełni życia.
- Pani generał? - usłyszałam cichy głos Łowicz.
Odwróciłam się zmęczona, przecierając oczy.
- Słucham? - ziewnęłam delikatnie, przysłaniając usta dłonią.
- Katowice się obudziła.
Spojrzałam na kobietę, której głowa patrzyła teraz na mnie, uśmiechając się delikatnie. Widać, że była zmęczona.
- Nie musiałaś jej budzić. - mruknęła słabym głosem.
- Wyjść, pułkowniku. - mężczyzna rzucił krótkie spojrzenie na dokumenty leżące na stole, stanął na baczność, zasalutował i wyszedł. - Nie spałam. - zwróciłam się do kobiety z kojącym uśmiechem.
Warszawa nie był zadowolony. Rzucił mi krótkie spojrzenie, dające jasno znać, że nie popiera takiego zachowania.
- Jak się czujesz? - kucnęłam przy jej posłaniu.
- Lżejsza. - zaśmiała się cicho, rzucając krótkie spojrzenie na uciętą do połowy uda kończynę (docinaliśmy).
Cały pokój parsknął smutnym śmiechem. Ciężko było nam się pogodzić z myślą, że Katowice jest niepełnosprawna. Za dwa dni będziemy podejmowali próby wywiezienia jej z miasta. Najlepiej przez Wisłę, ale Niemcy już mają na nią oko i ciężko tam choćby podejść. Nawet nocne łodzie nie mają pewności, że przepłyną.
CZYTASZ
Grad
Fanfiction"Śmierć nie potrafi liczyć, jest analfabetką, jest ślepa i głucha. Ona po prostu przychodzi." Czarny całun Śmierci nakrył całą ziemię, a w ciemności błyszczy jedynie krew i żar. Wielu nie zobaczy słońca już nigdy więcej. Czy to na początku, czy już...