Pogardę widzę w wzroku który na mnie zerka
Czemu to jest mój własny to dla psychologa rozterka
Widzę pogardę w wzroku cudzym
Bynajmniej nie odbiło się to na pozytywnym postrzeganiu mym
Pogardę widzę wśród obcych ludzi
Umysł nawet na poczucie inne się nie łudzi
Gardzę cechami wieloma
Za dużo z nich ma osoba ma
Zwyczajnie sobą samym gardzę
Jak bardzo chyba nikt nie wie
Pogarda do charakteru
Do wad zbyt wielu
Pogarda do ułomności mych
Przyczyną połowy żali mych
Pogarda do pustego wzroku
Dręczącego mnie na każdym kroku
Patrzę pusto pełen zmęczenia
Nie ma dla mnie wybawienia
Pomagam innym jak mogę najlepiej
A siebie cenie coraz mniej
Tęsknota jest ale co z tego
Kolejna "osłoda" losu mego
Nie ma nic znaczenia co się tyczy mnie
I tak to nieistotnym zdaje się
Pogarda do własnego zmęczenia
Bo nie zrobiłem nic takiego by być godnym jego zasłużenia
Pogarda do swoich wyborów
Powodujących w głowie masę sporów
Pogarda do naiwność
Czy serio aż tak wmawiam se pragnienie miłości?
Pogarda do o przerwaniu o samotności snów
Dręczących mnie czy to pełnia czy nów
Pogarda do niepewności
Ile to razy zdawały mi się omamy bliskości
Pogarda do swojego stanu
Jak długo pociągnę żyjąc w melancholii i pełny w umyśle saganu
Pogarda od siebie i innych
Taką już koleją jedzie pociąg losów mych