Była jedenasta rano. Słońce od wschodu chowało się za mleczną mgiełką, a temperatura spadła tego dnia drastycznie do kilku stopni powyżej zera. Koniec jesieni nie rozpieszczał złocistą poświatą ani szeleszczącą pierzynką z liści. Było rześko, chłodno i wilgotno. Para unosiła się JK'owi z ust z każdym oddechem, gdy czekał pod budynkiem Sądu już czterdziestą minutę. Denerwował się. Co chwila poprawiał kurtkę na ramionach i chodził w tę i z powrotem po szerokim chodniku wyłożonym jasnymi, prostokątnymi kaflami.
— JK! — usłyszał nagle za swoimi plecami głos Tae-hyunga.
A chwilę później poczuł, jak wpada mu w ramiona z impetem.
— Tae!
— Jestem wolny! — cieszył się Tae-hyung, krzycząc mu do ucha. — Rozumiesz? Jestem wolny! Nic mnie z nim już nie łączy!
JK uścisnął go mocniej.
— Teraz jesteś już tylko mój — mówił jak w transie i całował go w szyję.
Rozprawa wydawała się ciągnąć w nieskończoność, choć odraczana była tylko dwa razy. O dwa za dużo, jak dla JK'a, ale wreszcie się doczekał.
Koniec.
Tae-hyung był cały jego. Wolny.
— Teraz chodźmy na spacer — zaproponował Tae-hyung. — I na bubble tea i na te drożdżówki, które lubisz — trajkotał. — Jestem głodny jak wilk.
Śniadania ze stresu nie zjadł i teraz gdy nerwy puściły, burczało mu w brzuchu, jakby hodował w nim stado żab.
JK objął jego policzki dłońmi i pocałował jego usta.
— Idziemy — powiedział z nieukrywaną radością i poprawił mu płaszcz, żeby chłód nie wdzierał się pod niego. — Dokąd dziś? Może na molo?
Obaj wzięli dzień wolny w pracy. Czekali na tę chwilę od dawna.
— Niech będzie molo — przytaknął Tae-hyung.
Było mu wszystko jedno, byle już stąd pójść i nigdy nie wracać.
Kiedy usiedli w restauracji i zamówili kawę, bubble tea i drożdżówki, JK się zamyślił.
— Nie jest ci ani trochę żal? — zapytał znienacka.
Tae-hyung wlepił w niego szeroko otwarte oczy. Po chwili się opamiętał i zmieszał. Wiedział, o co chodziło JK'owi.
— Już nie.
— Już? — dopytał JK.
Strasznie go to gryzło. Był „tym drugim" i na zawsze miał już być. To go bolało w duszę. Zawsze marzył o małżeństwie, rodzinie, przynależności, a z Tae-hyungiem być może to miało nie być nigdy możliwe.
— Było mi żal, gdy się zmienił — wyjaśnił Tae-hyung. — Gdy przestał mnie traktować jak partnera. Tak, wtedy było mi żal, a teraz, to była tylko formalność. Wciąż chyba kipi we mnie złość, za to, co zrobił z naszym związkiem. Tylko tyle.
— A gdyby obiecał...
Tae-hyung natychmiast pokręcił głową.
— Nie chcę odpowiadać na to pytanie, JK — zaprzeczył surowo. — Tak, kochałem go kiedyś, ale teraz kocham ciebie — zapewnił. — Przecież ty też kochałeś Jin-hwana. Ale życie ułożyło nam inny scenariusz i tego się trzymajmy, dobrze? Nie chcę rozmawiać, na temat tego, co by było, gdyby. To „gdyby" nigdy się nie zadzieje, a nawet jeśli, to już nie jest moja sprawa. Jestem z tobą. Kocham ciebie. Chcę naszej wspólnej przyszłości — wytłumaczył. — Skąd nagle naszło cię, żeby o tym rozmawiać?
CZYTASZ
My bad || Taekook
FanficKim Tae-hyung to zwykły chłopak, poszukujący pracy. Ukończył kurs pielęgnacji i stylizacji paznokci, a znajomy polecił go do pracy w niewielkim salonie, w kórym sam pracuje. W zaułku, w kórym mieści się salon znajduje się również niewielki warsztat...