ROZDZIAŁ 1

70 4 0
                                    

NICK

Od kilku godzin siedziałem z moim kumplem w knajpie, obserwując jego zaloty wobec pewnej blondynki, która nie była za bardzo zainteresowana jego towarzystwem, jednak Harry był nieugięty. Nie ukrywam, strasznie wkurzało mnie to, jak bardzo nachalnie podbijał do tej laski. Powtarzałem mu, by dał sobie w końcu spokój, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie, ale on uparcie stawiał na swoim. Że zdobędzie tę dziewczynę choćby nie wiem co.

Dokańczałem piwo, które miało być już moim ostatnim, bo miałem ochotę wrócić już do domu. Spojrzałem na zegarek, pierwsza dwanaście. No cóż, czas się zbierać.
Szybko pożegnałem się z Harrym i wyszedłem przed budynek. Czekając na ubera, odpaliłem fajkę. W międzyczasie do lokalu wchodziło coraz więcej ludzi, szczególnie małolat, które zdążyły mnie obdarować jednoznacznymi spojrzeniami. Boże, co te laski mają we łbach.

Od kilku lat byłem singlem i szczerze? Nie przeszkadzało mi to. Czasami wyrywałem jakąś dziewczynę na niezobowiązujący seks, ale to tyle. Zwykła, ludzka potrzeba. Odkąd skończyłem dwadzieścia siedem lat nie miałem ochoty na żadne związki. Czułem się dobrze z tym, że to moje potrzeby są na pierwszym miejscu, że nie muszę się nikomu pytać o zdanie i że nie muszę się o nikogo martwić.

Po dwudziestu minutach siedziałem już w aucie, kierując się w stronę mojego mieszkania. Samotność była moją najlepszą przyjaciółką i powroty do cichych czterech ścian zawsze okazywały się zbawieniem. Po wejściu do środka od razu skierowałem się do łazienki. Byłem wykończony i trochę wstawiony, więc z pewnością zimna woda ukoi moje nerwy i chujowe samopoczucie. Włączyłem moją ulubioną muzykę, która wypełniała całe pomieszczenie poprzez zamontowane głośniki w suficie. To była zdecydowanie najlepsza inwestycja jaką udało mi się podjąć w całym moim życiu.

Pod prysznicem spędziłem dobre dwadzieścia minut, a większość moich myśli skutecznie znalazła swoje ujście. Przebrałem się w luźne dresy i poszedłem do sypialni, gdzie przez ogromne okna wpadały promienie blasku księżyca. Romantycznie, prychnąłem.

Czym prędzej położyłem się na łóżku, przeglądając social media. Natknąłem się na nowe powiadomienie, zwiastujące, że ktoś zaprosił mnie do znajomych. Zdziwiłem się i wszedłem na profil i momentalnie zacisnąłem szczękę. Jason Blight. Facet, który dosłownie zniszczył życie kilku osobom w moim otoczeniu. Nie wiedziałem po jakiego chuja chce ze mną nawiązać kontakt, ale czułem, że to nie będzie nic pozytywnego. I tego się cholernie obawiałem.

Rano obudził mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Spojrzałem na wyświetlacz i od razu je odrzuciłem. Nie miałem ochoty na żadne rozmowy, szczególnie o tej godzinie. Była ósma trzydzieści cztery i była sobota. Chciałem odpocząć i zregenerować siły na nadchodzący tydzień. Prowadziłem wspólnie z bratem firmę, która zajmowała się inwestowaniem w nowe budownictwo. Niestety, po pewnym incydencie z moim udziałem, byłem wspólnikiem w większości tylko na papierze. Nie siedziałem jednak na laurach, gdyż aktywnie działałem w obsłudze klienta przez internet. Nawiązywałem kontakty z prawie każdym zakątkiem świata, a dzięki temu firma zyskiwała niemałe pieniądze. Brałem udział w ważnych spotkaniach biznesowych, opowiadałem z zapałem o naszych inwestycjach, dlatego mimo, że nie było mnie w biurze za często, sprawiałem, że cały interes się poszerzał. Chociaż nikt w ostatnim czasie mi za to nie podziękował.

Niechętnie zwlekłem się z łóżka i ruszyłem w stronę kuchni. Tylko kawa mogła uratować cały ten dzień. Nastawiłem ekspres na mocne latte, obserwując widok zza okien. Słońce delikatnie otulało całe miasto, a ludzie pędzili do pracy, na zakupy czy siłownię. Trochę tęskniłem za takim życiem, jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Lonely souls [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz