Rozdział III, część 3

16 5 1
                                    

Wszystko mnie boli. Pala mnie wszystkie mięśnie nóg, a do tego całe lewe ramię swędzi jakbym zanurzyła je w pokrzywach. Zaczyna mi się też kręcić w głowie, gdy próbuję przenalizować wydarzenia tego dnia. Mój umysł nie potrafi przyswoić informacji, że to były prawdziwe szkielety, a mimo to wciąż poruszyły się jak żywi. Co więcej, byli w stanie wykonywać rozkazy swojego przywódcy. To brzmi absurdalnie, ale przecież wszystko widziałam na własne oczy. Zerkam na rozerwaną nogawkę spodni, co jest dowodem, że ta armia szkieletów była jak najbardziej realna. Ręce mi drżą, dlatego zaciskam je w pięści, a następnie patrzę na chłopaka. Jedną rękę trzyma na kierownicy, a o drugą opiera głowę. Ma tak obojętny wyraz twarzy, że przez chwilę zastanawiam się czy te kościotrupy, to po prostu początki schizofrenii.

— Nie wspominałeś, że klucza będzie pilnował, jakiś stary szkielet — mówię z wyrzutem.

— Myślałem, że się domyślisz, że coś może pilnować klucza przed zabraniem go — odpowiada niewzruszony.

Drapię się po ramieniu, a prawie w tym samym momencie zaczyna mi burczeć w brzuchu.

— Jesteś głodna? Co powiesz na owoce morza?

Wzdrygam się z obrzydzeniem. Chyba już nigdy nie zbliżę się do morza, ani do czegokolwiek, co jest z nim związane.

— Będziesz płacił za moją terapię.

Drapię się po nadgarstku, ale to wcale nie pomaga, a mam wrażenie, że zaraz zedrę sobie skórę.

— Tylko to pogorszysz.

— Wiem, ale swędzi jak cholera. — Wzdycham ciężko. — Za każdym razem tak to będzie wyglądać?

— O czym teraz mówisz?

— Wiesz, o czym mówię. Czy przy każdym kluczu coś będzie próbowało mnie zabić?

— Ciężko wykluczyć taką opcję. W końcu mamy do czynienia z kluczami do samego Piekła.

Wjeżdżamy do jakiegoś miasteczka, a gdy Will zatrzymuje samochód od razu z niego wyskakuję i ruszam do przydrożnego baru. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam aż tak bardzo głodna, a gdy czuję zapach unoszący się w lokalu, przysięgam, że zjadłabym wszystko bez wybrzydzania. Od razu zamawiam sobie wielkiego burgera i siadam w rogu, a Will po chwili do mnie dołącza.

— Gdzie mapa? — pytam go.

— Tak bardzo ci się śpieszy? To mnie powinno zależeć na czasie.

— Zawsze jak najszybciej wywiązuję się ze swoich obietnic.

Mimo to podaje mi pergamin. Marszczę brwi, gdy okazuje się, że z obu stron nic nie ma. Ani jednej kreski.

Kelner przynosi zamówienie i cała moja uwaga od razu skupia się na burgerze. Szeroko się uśmiecham, klaszcząc w dłonie z radości. Gdy biorę pierwszy kęs, to mam wrażenie, że zaraz się rozpłynę. Jeśli Niebo istnieje tak samo jak Piekło, to jest tym burgerem. W innej formie się nie liczy.

— Jeśli po każdej próbie zamordowania mnie, dostanę burgera, to obiecuję, że nie będę aż tak narzekać.

Krótko parska śmiechem, na co unoszę jedną brew do góry.

— Oj, zaczynasz tracić swoją aurę tajemniczości. Chcesz spróbować?

Przesuwam talerz z burgerem w jego stronę, a sama sięgam po szklankę z wodą. Dopiero po chwili przypominam sobie o naszej wcześniejszej rozmowie, o tym, że nie odczuwa głodu, pragnienia ani zmęczenia.

— Cholera, przepraszam. Zapomniałam. Nie przeszkadza ci to?

— Że jesteś głodna i jesz? Nie przejmuj się mną. To nie twój problem.

Dziewięć KluczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz