Po posiłku od razu zmyłam się do swojego pokoju. Gdy drzwi cicho trzasnęły za moimi plecami odetchnęłam z ogromną ulgą. Jane na szczęście nie zauważyła, że coś ubyło z jej torebki. Wyciągnęłam z kieszeni spódnicy zwiniętą kartkę. Niestety zmięła się dosyć mocno, więc wygładziłam ją jednym pewnym ruchem ręki. Oczywiście miałam cały czas z tyłu głowy co to dziadostwo zrobiło ze mną w nocy, dlatego też położyłam ostrożnie kartkę na biurku i ułożyłam na niej szklany przycisk do papieru w kształcie sowy. Usadowiłam się przy biurku i otworzyłam mojego laptopa. Bez chwili zastanowienia od razu wpisałam w wyszukiwarkę adres z kartki. Ku mojemu zaskoczeniu taka ulica nie istniała... próbowałam kilkakrotnie, lecz bez skutku.Zmarszczyłam sfrustrowana brwi.
- Dobra, skoro z adresem jest coś nie tak to pora może wyszukać ucznia tej szkoły... - mruknęłam do siebie podpierając się na ręce.
Zerknęłam kątem oka na podpis na kartce.
William Baretto.
Już po chwili moje palce żywo stukały o klawiaturę.
- Mam Cię! - odparłam na głos uradowana, że w końcu choć jedna informacja okazała się wartościowa.
Przewertowałam praktycznie wszystkie wyniki wyszukiwania o niejakim Williamie Baretto i jego rodzinie. Było tych informacji dosyć sporo i jedno jest pewne. Jego rodzina była wręcz nieprzyzwoicie bogata i to od pokoleń. Przeczytałam sporo artykułów na temat czynnej, politycznej działalności Państwa Baretto oraz o ich licznych udziałach w wyścigach konnych, meczach lacrosse oraz organizowanych wystawnych bankietach charytatywnych i sukcesach w biznesie... Na końcu zostawiłam sobie jednak najlepsze, prawdziwą wisienkę na torcie, czyli konto na instagramie Williama. Za nim kliknęłam link do jego profilu przeszło mi tylko jedno przez myśl. Założę się, że to jak prezentuje się dostojnie i elegancko na zdjęciach z rodzicami nie ma nic wspólnego z tym jaki jest naprawdę. I wiele się nie myliłam. Jego profil aż krzyczał typowy rozpieszczony chłopak. Przejrzałam znudzona kilka jego zdjęć. W większości były to zdjęcia z hucznych imprez, z wycieczek na jachcie oraz w luksusowych hotelach czy z zawodów lacrosse. Zdmuchnęłam z czoła zbłąkany kosmyk włosów i ponownie spojrzałam na jego zdjęcia. No dobra, muszę przyznać, że miał coś w sobie i był naprawdę przystojny. Wysokie kości policzkowe, mocno zarysowana szczęka, niebieskie oczy i kruczoczarne włosy, które tylko podkreślały błękit jego oczu oraz bladość skóry. A jego usta... Otrząsnęłam się. Nie mogę rozpływać się nad gościem, który na co drugim zdjęciu pozuje z inną dziewczyną i na dodatek nie potrafi utrzymać rąk przy sobie. Z odrazą zlustrowałam kolejne pojawiające się zdjęcie z kilkoma dziewczynami w skąpych sukienkach, które ochoczo obejmował. Wyłączyłam natychmiast przeglądarkę i westchnęłam. Wnioski? Dosyć proste i do przewidzenia. Wiem kim jest William i jego rodzina. I na tym koniec. Jednak nic nie dowiedziałam się o miejscu, w którym ponoć się uczy... Może to jakaś ściema? Przygryzłam wargę, jedyne co pozostaje mi zrobić to odwiedzić firmę jego rodziców i liczyć na to, że go tam spotkam ewentualnie ktoś przechowa te kartkę i odda mu w dogodnym momencie lub jego rodzicom. A co z kwestią Jane i jej dziwnego zachowania oraz z nietypowym zdarzeniem z nocy? Cóż... wciąż pozostaje zaintrygowana i jeśli się uda może osobiście dopytam o to niejakiego Williama, a jeśli nie, to będę musiała odpuścić temat i zapomnieć. Chociaż ciężko wymazać z pamięci widok świecącej się kartki, która usilnie próbowała wybić szybę jak i wyraz twarzy mojej matki po zobaczeniu tego świstka papieru. Instynktownie złapałam się za rękę w miejscu, w którym zostałam poparzona.
- Coś czuje, że czeka mnie nieunikniona wycieczka do centrum miasta... - mruknęłam masując skrupulatnie dłoń.
Po chwili miałam już zapisany dokładny adres głównej siedziby firmy Państwa Baretto. Za oknem w ciągu dalszym huczał deszcz i poczułam się naprawdę zmęczona. Zamknęłam laptopa i umościłam się wygodnie na łóżku. Wyciągnęłam puzderko z księżycem i jeszcze raz dokładnie mu się przyjrzałam. Liczyłam, że znów usłyszę szept jednak nic takiego nie miało miejsca. Stwierdziłam, że spróbuje je otworzyć nawet jeśli ryzykowałam kolejnym nie przewidywalnym wydarzeniem. Szarpnęłam za otwarcie jednak ani drgnęło. Spróbowałam jeszcze raz tym razem z całych sił nie zważając na to, że mogę je przypadkiem uszkodzić. W ciągu dalszym bez skutku. Nie widziałam nigdzie na pudełeczku miejsca na klucz, a mimo tego coś nie pozwalało mi na jego otwarcie. Dotknęłam sporego kamienia w kształcie półksiężyca. Czułam od niego lekkie ciepło. Musnęłam pieszczotliwie palcami powierzchnie kamienia. Miałam wrażenie, że staje się cieplejszy. Rozszerzyłam szerzej oczy, wydawało mi się, że kamień zaczął lekko opalizować. Już chciałam ponownie szarpnąć za wieko, gdy usłyszałam głośne kroki na schodach. Przerażona, że to może być tata lub Jane ukryłam ponownie pod łóżko skrzyneczkę. Drzwi otwarły się gwałtownie i do pokoju wparowała poirytowana Catrice. Ostatnia osoba, której się tu spodziewałam...
- Idziesz ze mną... - warknęła.
Popatrzyłam na nią zdumiona. Raczej unikałyśmy ze sobą kontaktu... Parsknęłam.
- Czego chcesz? Jeśli mam iść do twojego pokoju żebyś pokazała mi, że czegoś brakuje w twojej szafie to zapomnij. Nie tykam twoich rzeczy.
Wzięłam książkę z szafki nocnej i udałam, że pochłania mnie lektura. Poczułam waniliową nutę perfum, a twarz mojej starszej siostry zbliżyła się do mojej niebezpiecznie blisko. Wyrwała mi jednym ruchem książkę i cisnęła na drugi koniec pokoju. Rozdziawiłam usta jednak zaraz oprzytomniałam i wpadłam w szał.
- Oszalałaś już całkiem?! - warknęłam mierząc ją wściekłym wzrokiem.
Dostrzegłam jak przewraca oczami. Założyła ręce na piersi i fuknęła
- Raczej nasza matka. Mam Cię zabrać ze sobą inaczej nie będę mogła pojechać z dziewczynami do spa po egzaminach.
Zamrugałam kilkakrotnie nie rozumiejąc o co chodzi.
- Gdzie niby zabrać? - zapytałam już nieco spokojniejszym tonem głosu.
- Ja wolałabym Cię zabrać do wariatkowa na oddział zamknięty, ale matka poleciła mi coś zupełnie innego. Mam Cię zabrać ze sobą na imprezę do znajomego... - westchnęła z nutą rozpaczy jakby spotkała ją najwyższa i najbardziej niesprawiedliwa forma kary.
Skrzywiłam się mimowolnie. To na pewno nie pomysł Catrice, prędzej by ogoliła się na łyso niż mnie ze sobą z własnej woli zabrała. To musiał być napewno pomysł Jane. Tylko po co ona to zorganizowała? Dlaczego? Jeśli znowu zamierza dyskutować o moim życiu...
Usłyszałam pstryknięcie koło ucha.
- Słuchasz mnie w ogóle ? - mruknęła poirytowana.
Zmarszczyłam brwi.
- Powiedziałam żebyś się zbierała do wyjścia. Jest dziewiętnasta, niedługo zacznie się domówka... Rany nie wierze, że mama mnie tak urządziła. Niańczyć Ciebie na imprezie to będzie koszmar.
- A niby dla mnie to spełnienie marzeń... - fuknęłam wstając z łóżka.
- Ubierz coś z pazurem, ale eleganckiego. Idziemy do kumpla Jonasa, który jest szalenie dziany, więc to nie będzie zwykła domówka... Nie przynieś mi po prostu wstydu.
Na chwilę poczułam skurcz żołądka.
- Ktoś kogo znam? - spytałam niewinnie przeglądając w szafie sukienki.
Usłyszałam złośliwy chichot Catrice. Miałam ochotę urwać jej łeb...
- Raczej nie dzieciaku, ale jeśli ma to coś zmienić w twoim nudnym życiu to ma na imię Sebastian Beaumont.
Rzuciłam w nią z całej siły sukienką. Catrice zwinnie odskoczyła na bok i poprawiła włosy.
- Nie wkurzaj się, nie moja wina, że nie wychodzisz prawie z domu i masz garstkę znajomych. - prychnęła oburzona.
Nie odpowiedziałam jej nic, bo poniekąd była to w sumie prawda. Wyciągnęłam moją ulubioną sukienkę z szafy. Była to czarna prosta sukienka przed kolano z wycięciem na dekolcie przeszyta wzdłuż cyrkoniami. Przejechałam palcami po delikatnym materiale. Dawno jej na sobie nie miałam, miło będzie znów ją włożyć.
- Mam szpilki pasujące do tej kiecki... zakładaj ją, zrób makijaż i potem przyjdź do mnie do pokoju to je przymierzysz... Jonas niedługo po nas będzie, więc musimy się streszczać.
Skinęłam głową i zaszokowana odprowadziłam ją wzrokiem do drzwi. Ona i pożyczanie mi czegoś to kompletna nowość... Po chwili gotowe stałyśmy przed bramą wjazdową na posesję. Czułam jak tracę w nogach czucie przez zimno, Catrice kategorycznie zabroniła mi zakładania rajstop i przeforsowała swoje kryształowe sandałki na obcasie z odkrytymi palcami. Otulona tweedowym czarnym płaszczem cała się trzęsłam i ciskałam wzrokiem błyskawice w kierunku siostry.
- Miał już tu być... - warknęła pisząc szybko smsa.
- Przez Ciebie będę chora... - mruknęłam czując jak krew odpływa mi już całkiem z nóg.
Poczułam uderzenie w ramię.
- Przez Jonasa jak już!
Odeszła na bok wybierając nerwowo numer swojego chłopaka. Przygryzłam wargę, ale zaraz się zganiłam, że mam na ustach szminkę i pewnie zostanie mi na zębach. Zaczęłam przechadzać się tam i z powrotem gdy nagle dostrzegłam czarną limuzynę, która zwolniła aż w końcu zatrzymała się tuż obok mnie. Zmarszczyłam brwi, jednak zaraz zawołałam od razu Catrice, że chyba transport się zjawił.Nie wiedziałam, że Jonas przyjedzie limuzyną...Przyciemniana szyba zsunęła się w dół i dostrzegłam od razu znajome niebieskie tęczówki i okalające je ciemne rzęsy. Na moment wstrzymałam oddech jednak rozluźniłam się momentalnie, gdy odsłoniła się reszta twarzy nieznajomego. Miał ciemny zarost, a na jego ustach igrał kpiarski uśmiech. Wychylił się lekko do przodu jakby chciał mieć lepszy widok na moją osobę. Miał nienagannie zaczesane włosy do tyłu i czarną koszulę na sobie. Był zdecydowanie starszy ode mnie i Catrice. Zlustrował mnie dokładnie wzrokiem aż w końcu spojrzał mi głęboko w oczy. Dotarło do mnie, że zbyt długo milczę, więc odchrząknęłam znacząco.
- Znamy się? - palnęłam.
Nieznajomy uśmiechnął się szerzej. Jego rysy twarzy i te oczy... był tak bardzo podobny do Williama....
- My nie, ale tę ślicznotkę obok już tak.
Zacisnęłam usta w wąską linijkę gdy niespodziewanie dopadła mnie Catrice i zaśmiała się perliście na komplement.
- Ah przestań James! Zawstydzasz mnie! - pisnęła mrugając kokieteryjnie.
Przewróciłam oczami. Jeśli właśnie tak miała wyglądać reszta wieczoru to wolę stąd uciec i to od razu.
- To może ja już pójdę? - spytałam słodko Catrice.
Cofnęłam się w tył, ale ona zacisnęła swoje długie krwisto czerwone szpony na moim ramieniu i kompletnie zignorowała pytanie.
- James to moja młodsza siostra... - prychnęła
- Lalin... Mam na imię Lalin. - wtrąciłam znacząco mrużąc oczy patrząc na moją siostrę.
James wbił we mnie zaciekawione spojrzenie.
- Miło Cię w takim razie poznać Lalin, wyjątkowe imię.- wymruczał.
- Jak i jego właścicielka.- sapnęła Catrice jadowicie - dosyć uprzejmości, co tu porabiasz?
Odepchnęłam rękę Catrice z ramienia, ale zaraz z powrotem mnie przytrzymała.
- Przyjechałem na ratunek. Jonasowi zepsuł się samochód na trasie, a akurat tędy przejeżdżałem. Sebastian dał mi cynk. I tak muszę podrzucić pewne dokumenty jego rodzicom.
Dostrzegłam kątem oka jak Catrice pospiesznie wyłącza komórkę i chowa szybko do kieszeni swojego czerwonego płaszcza.
- Nie mam nic przeciwko skoro mój rycerz okazał się nieporadny, a wybawiciel jest taki przystojny.
W jej oczach zagrały figlarne ogniki. Ona jest okropna... naprawdę!
- Catrice! - syknęłam z przyganą.
Byłam zziębnięta i miałam serdecznie dosyć ich okropnego flirtu, który przyprawiał mnie o mdłości. Odepchnęłam ją po raz kolejny tylko, że tym razem dużo mocniej. Zachwiała się lekko w tył i zgromiła mnie wzrokiem. Nie wzruszona ruszyłam w kierunku drzwi do limuzyny i złapałam za klamkę. James popatrzył na mnie szczerze rozbawiony, ale jednocześnie zdziwiony. Spojrzałam mu hardo w oczy.
- Słuchaj, marznę tu od dobrych czterdziestu minut, więc łaskawie przesuń te swoje cztery litery i faktycznie nam pomóż zabierając nas na te nieszczęsną imprezę.
James zrobił mi bez słowa miejsce wciąż częstując mnie zmysłowym uśmiechem. Miałam ochotę przewrócić oczami, ale się powstrzymałam. Chwilę później na siedzenie obok mnie wpakowała się również Catrice. Kaszlnęłam czując intensywny zapach perfum siostry, miałam wrażenie, że wylała na siebie ich całą butelkę. Kogo ona chce tym skusić do cholery? Po godzinnej drodze wciśnięta między Jamesa i Catrice nie marzyłam o niczym innym jak tylko wysiąść z limuzyny i zaczerpnąć w końcu świeżego powietrza. Poczułam szturchnięcie w bok. Popatrzyłam pytająco na Catrice.
- Już prawie jesteśmy na miejscu, teraz lepiej bacznie przyglądaj się otoczeniu. - uśmiechnęła się z błyskiem w oku po czym wróciła do trajkotania do Jamesa. Czy on w ogóle ją słuchał?
Zerknęłam przez ramię Catrice i dostrzegłam, że wjechaliśmy w jakąś boczną drogę w lesie. Po chwili moim oczom ukazała się ogromna brama wjazdowa. Otworzyła się ona praktycznie od razu i wjechaliśmy na potężną posesję. Limuzyna zatrzymała się przed niezwykle nowoczesną willą z ogromnymi przeszklonymi ścianami i kilkoma tarasami na których bawili się ludzie i głośno krzyczeli, w środku też impreza szalała w najlepsze. Lekko rozchyliłam usta zaszokowana w jakim miejscu się znaleźliśmy. Przed domem stało kilka sportowych samochodów i limuzyn. James widząc moją minę zachichotał, a Catrice dorzuciła złośliwie.
- Moja siostra nie za często wychodzi z domu, cóż...
Obróciłam głowę w jej kierunku i dostrzegłam jak na jej ustach igra kpiarski uśmiech. Zacisnęłam dłonie w pięści gotowa jej przyłożyć w każdej chwili.
- Moje drogie Panie możecie już wysiadać, miło było Cię poznać Lalin.
James uśmiechnął się do mnie szelmowsko. Podziękowałam mu chłodno za podwózkę i wysiadłam wypychając siłą Catrice z samochodu. Gdy zostałyśmy same przed ogromną willą moja siostra złapała mnie za ramię i obróciła w swoją stronę.
- A teraz mnie posłuchasz i to uważnie.
Prychnęłam rozjuszona jej protekcjonalnym tonem głosu.
- Nie zamierzam Ciebie niańczyć, chce miło spędzić czas i...
- I wyrwać dzianego faceta zdradzając swojego obecnego? - mruknęłam unosząc brwi
Dostrzegłam jak Catrice zaciska z całej siły zęby.
- Nie twój interes, dobra? Masz o siebie sama zadbać i zorganizować sobie towarzystwo. Na pewno z nikim pod żadnym pozorem nie opuszczaj posesji i nie wchodź do pokojów, gdzie nikogo nie ma. Niektórzy tutaj to śliskie typy, ale spodziewam się, że nie jesteś aż tak głupia aby dać się wykorzystać. Alkoholu nie pijesz, więc nie będę Cię w tej kwestii pouczać, jednak staraj się kontrolować nawet colę czy wodę i nie zostawiaj nigdzie samopas kubka. Jasne?
- Catrice... ja... - wychrypiałam.
Nie do końca odpowiadał mi jej pomysł pozostawienia mnie całkiem samej. Nie jestem duszą towarzystwa i nie zamierzam tego dzisiaj zmieniać...Cat przewróciła oczami.
- Wiem, że to nie twoje klimaty, ale wiesz, że z matką nie ma dyskusji. Zresztą dobrze Ci zrobi wyjście z tej twojej zasranej strefy komfortu. Nie dąsaj się, potem Cię poszukam. W razie czego dzwoń.
- Niech Ci będzie - burknęłam niezadowolona.
- Podążaj za mną, ale po wejściu do domu idziemy w przeciwnych kierunkach. Wybacz Lalin, ale musisz sobie poradzić przez chwilę sama.
Przytaknęłam jej niechętnie i modliłam się, aby nie miała ochoty tu zabalować dłużej, bo nawet nie miałam pojęcia pod jaki adres zamówić taksówkę gdybym chciała się stąd wydostać.
Gdy znalazłyśmy się w środku od razu uderzyła we mnie fala głośnej muzyki, krzyków i zapachu potu pomieszanego z różnorakimi perfumami. Jakaś kobieta ubrana w prosty czarny uniform zabrała od nas płaszcze. Obejrzałam się instynktownie za Cat, jednak ona już płynnym ruchem zniknęła w tłumie. Westchnęłam i zrobiłam kilka kroków w przód. Faktycznie większość osób była wystrojona i dobrze ubrana także czułam, że moja kreacja specjalnie się nie wyróżnia po za tym, że była dosyć skromna i zakrywała sporo ciała w porównaniu do sukienek innych dziewczyn. Rozglądałam się jeszcze chwilę po przepastnym pomieszczeniu przepychając się w tłumie w bardziej ustronne miejsce gdzie mogłabym przycupnąć i nikomu nie zawadzać. Zgarnęłam również po drodze colę aby mieć czymś zajęte ręce, bo nerwowe ściskanie torebki nie wchodziło w grę. Nie chciałam wyglądać jak zagubiona sierota choć obawiałam się, że moje rozbiegane spojrzenie i samotne brodzenie między ludźmi wystarczająco zdradza jaką ofermą towarzyską jestem. Na wielkich eleganckich, skórzanych kanapach po środku potężnego salonu siedzieli ludzie, w tym mnóstwo obściskujących się par, odwróciłam wzrok i w końcu wypatrzyłam w miarę pusty kąt w pomieszczeniu niedaleko lekko uchylonych białych drzwi ze żłobieniami. Ruszyłam w tamtym kierunku i już po chwili opierałam się o ścianę powoli sącząc colę z kubka i obserwując co się dzieje dookoła. Poniekąd zazdrościłam tym ludziom, że potrafią się tak beztrosko bawić i tańczyć.
- Czekasz na kogoś? - czyjś zmysłowy i lekko zachrypnięty głos wyrwał mnie z transu rozmyślań.
Ocknęłam się i zdziwiona popatrzyłam w kierunku źródła głosu, a moja głowa znalazła się niebezpiecznie blisko twarzy chłopaka o ciemnych oczach i krótko ściętych blond loczkach.
Wyczułam od niego mocny zapach perfum i alkoholu. Jego lekko zamglone spojrzenie i bliskość uruchomiły czerwoną lampkę w mojej głowie, więc wycofałam się lekko w tył.
- Na siostrę...- odparłam marszcząc brwi.
Chłopakowi rozbłysły oczy, a na ustach pojawił się leniwy uśmiech. Skrzywiłam się domyślając się, że pod wpływem alkoholu wizja dwóch sióstr mogła oznaczać dla niego tylko jedno...
- Jest tak samo ładna jak Ty? Może razem jej poszukamy? Co ty na to kochanie?
Poczułam jak jego ręka oplotła mnie w pasie. Gdy tylko spróbowałam się wyrwać zacisnął mocniej dłoń na moim boku.
- Lubisz ostro się bawić widzę - zaśmiał się cicho.
Poczułam lekką panikę, ale wiedziałam, że jeśli jest wstawiony to może uda mi się jakoś to ugrać i wyrwać z opresji. Odchrząknęłam i zmusiłam się do w miarę uroczego i ujmującego uśmiechu.
- Mam lepszy pomysł - wymruczałam.
Chłopak zaciekawiony spojrzał mi w oczy, a ja lekko położyłam rękę na jego ramieniu.
- Zorganizuj dwa drinki, a ja przyprowadzę moją siostrę. Obie zaczekamy na Ciebie w pomieszczeniu obok. - wskazałam głową lekko uchylone drzwi - same, bez nikogo. Tylko my troje... Wspominałam też, że jesteśmy z siostrą bliźniaczkami? - wymruczałam obserwując czy łyknął to kłamstwo.
Rozbawiona dostrzegłam jak jego źrenice rozszerzyły się gdy intensywnie się w niego wpatrywałam. Dla lepszego efektu przejechałam lekko paznokciami po jego torsie. Oblizał usta i przytaknął kompletnie zaślepiony pożądaniem.
CZYTASZ
Lalin Evans Akademia Absolutu - Dziedzictwo
FantasíaJedna zwykła dziewczyna imieniem Lalin, której rodzina skrywa od lat ogromny sekret, nie tylko przed nią, ale i przed wszystkimi dookoła wypierając się swojego dziedzictwa. Jednak nie na długo. Los i tak przypieczętuje przyszłość tej rodziny i dopad...