Pewnego dnia siedziałam sobie na ławce pod salą lekcyjną, miałam poprawiać matematykę. Było już dosyć późno, mało kto już był w szkole, lecz nagle usiadł koło mnie chłopak. Znałam go z widzenia, chodził do przeciwległej klasy. Był wysokim blondynem, dobrze zbudowanym. Czy mogłam powiedzieć o nim, że jest przystojny? Ciężko stwierdzić, ponieważ jego uroda nie była jakaś wyjątkowa, ale miał coś w sobie co przyciągało moją uwagę. Z dzisiejszego punktu widzenia, tak na prawdę nie wiem co mnie w nim zachwyciło. Może jego sposób poruszania, może ten uśmiech? Nie wiem. Nagle usłyszałam jego spokojny, aksamitny głos :
-Z czego się uczysz? - zapytał przesuwając się bliżej mnie.
- Aaa...z matematyki - byłam zawstydzona.
- Poprawka? Masz zagrożenie? - zmarszczył brwi.
- Nie, nie aż tak źle nie jest. Poprawiam na 4 - odpowiedziałam z uśmiechem.
- O to życzę powodzenia - usłyszałam.
- Nie, dzięki - odparłam
- Wiesz co mam takie pytanie. - powiedział speszony tak jakby miał wyznawać swoją wielką tajemnice, ale tego co powiedział nie spodziewałam się.
- Tak słucham.
- No bo wiesz, chciałbym Cię zaprosić w sobotę do kina i na kolacje, oczywiście jak masz czas i chcesz - zapytał poprawiając swoje blond wlosy.
- W zasadzie to mogę iść - nie chciałam tego pokazywać ale w głębi duszy się z tego wtedy cieszyłam, ale gdybym wiedziała jak moje życie się potoczy to nigdy bym z nim nawet nie rozmawiała.
- To cześć, wpadnę po Ciebie o 16 w sobotę - uśmiechnął się i wstał
- Hej - powiedziałam.
Byłam zadowolona. Wracałam do domu z uśmiechem na twarzy, obiecałam sobie, że nikt nie zepsuje mi humoru, nawet matka.
Gdy weszłam do domu, było wszędzie ciemno. Zresztą o tej godzine to pewnie już wszyscy spali. Na kolacje przy stole nie liczyłam, ani na ciepłe przywitanie ze strony matki.
Poszłam na górę, przebrałam się w piżame i położyłam się na łóżku, za ściany słyszałam kłótnie matki z Jamsem. Pomyślałam "Jak zwykle".