Czwartek. Ostatni dzień sierpnia. Było okrutnie zimno, ale zdecydowałam się wyjść na barykady.
Musiałam się pokazać, choć naprawdę nie chciałam. Od tygodnia znowu spałam mało, pomimo tego, że Warszawa i Łowicz (Monter zajął się swoimi sprawami dowodzenia, a Białystok wyjechał do Moskwy) naprawdę się ze mną siłowali i próbowali położyć mnie spać. Czasem zasypiałam z ewidentnego wyczerpania, ale w większości powtarzał się koszmar z Emmerichem. Coś mi nie pasowało. On musiał mieć u mnie jakieś wtyki, choć przy takim zmęczeniu wątpię, że je odkryję.
Zadrżałam z zimna, stojąc w progu zburzonej kamienicy i wypalając trzeciego papierosa w przeciągu godziny. Przede mną tańczyli młodzi powstańcy, a za mną kilka osób grało w karty albo na instrumentach. U mojego boku wiernie stali Koral i Lolek, nawet pomimo odniesionych ran. Przedwczoraj Lolek trafił pod celownik gołębiarzowi, który zdążył go na szczęście drasnąć tylko w ramię.
Stare Miasto upadało, a Kraków ani myślał przychodzić na Śródmieście. W krótkim meldunku napisał, że zostanie z tymi ludźmi do końca, nie ważne jaką cenę przyjdzie mu zapłacić. Jeśli zrzuty amerykańskie i brytyjskie dalej będą zrzucane z taką celnością, to więcej jak tydzień nie uciągną. Ale trzeba przyznać jedno - wczoraj (to jest trzydziestego sierpnia) - Wielka Brytania i Stany Zjednoczone ogłosili Armię Krajową formacją wojskową aliantów, a co za tym - Niemcy powinni stosować wobec jeńców i rannych konwencje genewskie.
No właśnie - "powinni". Jakoś jeszcze nikt tego nie zobaczył, a tym bardziej nikomu nie chciało się w to wierzyć. Znaliśmy Szkopów od pięciu lat (jutro będzie rocznica na dobrą sprawę) i jakoś przez te pięć lat nie zostaliśmy uraczeni niemiecką litością i łaskawością.
- Pani Polsko! - zakrzyknął jakiś chłopak. Odwróciłam się w stronę rozbawionych buzi. - Pośpiewa pani z nami? - uśmiechnęłam się.
- Niech i będzie. - rzuciłam niedopałek na ziemię, przydeptując go butem.
Niech mają z życia. Zaraz i tak będą szli na śmierć. Podejmiemy jeszcze jedną próbę utworzenia korytarza na Starówkę. Przyznam szczerze, że trochę nie wierzyłam, że się uda i pewnie miałam w tym swoje racje. Mimo to muszę przestać nastawiać się negatywnie.
"A może to po prostu realizm? - zapytała cicha Wątpliwość."
Powstańcy rozsunęli się na boki, robiąc mi miejsce na skrzyni.
- A więc co śpiewamy?
- "Pałacyk Michla"! - zakrzyknęło kilka osób.
Muzyka ruszyła, a zaraz za nią śpiewy, śmiechy i uśmiechy. Podążałam za tekstem, wodząc oczami po młodych Polakach. Część grała w karty, część przytulała się do siebie, dziewczyny układały włosy, a inni spali wsparci o ściany i siebie, okryci tylko kurtkami.
Wreszcie nastała godzina wyjścia. Zebrałam wszystkich w szyki, wytłumaczyłam pokrótce plan natarcia i ruszyliśmy na barykady. Stamtąd miało się rozpocząć przebicie.
Spojrzałam na zegarek - szósta rano. Któryś z moich ochroniarzy podał mi karabin. Położyłam się między workami z piaskiem i...
- Ognia! - deszcz strzałów zalał pozycje niemieckie.
Następne dwie serie wypuściły Polaków za zaporę, przylgnęliśmy do ścian. Jeszcze raz. Niemcy wreszcie odpowiedzieli. Ostre łzy poharatały ściany i barykady. Zaraz ruszyliśmy dalej - w ostatniej chwili uciekłam Szkopowi, który w oku miał błysk Krzyża Żelaznego za moją głowę.
Kulę zamiast mnie przyjął młody chłopak. Krew z jego ciała trysnęła mi na twarz i mundur. Zakryłam się ręką, gdy upadał. Wył z bólu, błagał o śmierć. Chciałam go przysunąć, aby pomóc, lecz był za daleko. Mogłabym zginąć ja.
CZYTASZ
Grad
Fanfiction"Śmierć nie potrafi liczyć, jest analfabetką, jest ślepa i głucha. Ona po prostu przychodzi." Czarny całun Śmierci nakrył całą ziemię, a w ciemności błyszczy jedynie krew i żar. Wielu nie zobaczy słońca już nigdy więcej. Czy to na początku, czy już...