4. Seksowny Budowlaniec

503 39 0
                                    

– Ja pierdole, kurwa! – zacząłem drzeć mordę, chwilę po tym jak jebnąłem z całych sił drzwiami i idąc z zakupami do kuchni niechcący trąciłem puszkę z farbą, która właśnie wylała się na podłogę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Ja pierdole, kurwa! – zacząłem drzeć mordę, chwilę po tym jak jebnąłem z całych sił drzwiami i idąc z zakupami do kuchni niechcący trąciłem puszkę z farbą, która właśnie wylała się na podłogę.

– Co się dzieje? – przybiegł z łazienki Michał i widząc moją minę zaczął się śmiać.

– Ani słowa kurwa!

– Co tym razem?! – mówił wyjmując piwo z torby a ja w tym czasie z impetem opadłem na krzesło.

– To co zwykle! Całe życie z debilami! – krzyczałem ciągle gdy podawał mi właśnie, otworzone przez siebie piwo.

– Mówiłem żebyś jechał do domu ochłonąć? Mogłem sam popracować... – mówił rozbawiony, moim wkurwieniem i popijał piwo oparty o szafkę.

– Terminy nas gonią. Poza tym praca fizyczna mnie odpręża.

– Właśnie widzę.

– I poszedłem tylko do sklepu. I oczywiście i tam musiałem napotkać kolejną niekompetentną osobę, która nie rozumie co to konsekwencja w przestrzeganiu zasad! Nie to, że gówniara olewa procedury to jeszcze kurwa mać, ma czelność rzucać we mnie sarkazmem! Ledwo co wystaje zza lady te małe, rude, blade, niewzględne, piegowate czupiradło i ma czelność do mnie się tak odzywać!

– Nie za dużo tych przymiotników?! – nabijał się ze mnie dalej. – Zacznij chodzić do innego sklepu i tyle. Po co te nerwy stary...

– Już by tego chciała! A właśnie, że będę do nich dalej chodził, nawet częściej choćby po to, żeby zrobić na złość tej małej, rudej, piegowatej, bladej, z wielkimi wyłupiastymi zielonymi oczami, warczącej na szanownych klientów, wariatce!

– Szanownych klientów?! Tak już serio... to biedna ta dziewczyna. Naprawdę musiałeś się wyżyć na przypadkowej osobie, bo wkurwili cię w robocie?

– Tu chodzi o ludzkie życie Michał... – powiedziałem już spokojniej.

– Wiem przyjacielu... ale bynajmniej ta pechowa sklepowa nie jest niczemu winna...

– Masz rację... przesadziłem – spuściłem wzrok na siebie, chyba żałując. – Kiedy w końcu skończysz chociaż jedną łazienkę?

– A co ci tak spieszno nagle?

– Chciałbym choć raz wziąć prysznic po robocie i wyjść stąd wyglądając jak człowiek!

||||||||||


– Nawet, muszę przyznać jest tu wyjątkowo ładnie. A nawet ekstrawagancko, ten bar na środku robi wrażenie, stoliki wokół i mnóstwo żywych roślin. – powiedziała ewidentnie zdziwiona tym faktem, siadająca na krześle które dla niej odsunąłem, moja matka. – Elegancka restauracja w tej dzielnicy... kto by pomyślał.

– Gdzie ojciec? – spytałem.

– Musiał zostać dłużej w pracy, zaraz powinien tu być... – westchnęła. – Mam nadzieję, że opanujesz się tym razem i uda nam się zjeść kolację w spokoju, nie denerwując przy tym kelnerów i wszystkich gości wokół.

– Nie będę się z nim kłócił jeśli nie będzie mnie prowokował.

– Znasz ojca. Jest jaki jest... ale postaraj się choć raz go zrozumieć. Ciężko pracuje od zawsze, ma misję niesienia...

– Mamo błagam cię. Misję to on ma faktycznie, misje zdobywania ciągłego uznania.

– A teraz to jesteś zwyczajnie niesprawiedliwy. Możesz chodź raz go nie prowokować? – powiedziała lekko już zirytowana.

– A ty możesz chodź raz przestać go bronić?

– Dobrze już dobrze... Lepiej coś zamówmy – powiedziała wyjmując okulary z futerału, chwilę po tym jak kelner przyniósł nam menu.

– Dobry wieczór kochanie, witaj synu – ucałował matkę w usta i usiadł do stołu, mój ojciec, który właśnie przyszedł. – Zamówiliście coś dla mnie?

– Jeszcze nie. Agata mówiła mi dzisiaj, że byli tu wczoraj razem – wskazała wzrokiem ojcu na mnie – i że, jedli wyśmienitą wołowinę.

– W takim razie niech będzie wołowina – powiedział do kelnera, który pojawił się nagle jak na zawołanie. Po złożeniu zamówienia zwrócił się do mnie – Zeszliście się z Agatą?

Prychnąłem z dezaprobatą – Nie i nigdy się nie zejdziemy.

– A może jednak? Nie rozumiem co was poróżniło. To dobra dziewczyna. Lubię ją. Ma kobieta ikrę!

– Poza tym synku szkoda tych wszystkich lat kiedy byliście razem... zbliżasz się też do czterdziestki, może już czas najwyższy pomyśleć o...

– Mamo! Dajcie mi już spokój... proszę. Nie chcę o niej rozmawiać...

– Dobrze już dobrze... – po czym zwróciła się już tylko do ojca. – Tak w ogóle mówiła mi również, że ta firma ze Stanów... – I na szczęście zeszli na temat pracy, dając mi chwilowe wytchnienie. Mogłem w spokoju zjeść kolację.

A niech mnie!

Nie wierzę, że ten rudy kołtun znowu tu jest i to robi. Dokładnie to samo co wczoraj. Wyprostowałem się i zacząłem ją tak samo jak wtedy, intensywnie ją obserwować. Po kilkunastu minutach udawania, że słucham pouczania i wiecznych do mnie pretensji moich starych, ta mała paskuda, dumna z siebie, w końcu usiadła do baru.

Nie to, że od trzech tygodni, wkurza mnie za każdym razem jak wejdę do jej cholernego sklepu to jeszcze robi coś takiego innym facetom.

Nie ujdzie jej to na sucho!

– Zostawię was na chwilę – zwróciłem nagle się do rodziców, przerywając matce w pół zdaniu. – Przepraszam mamo ale właśnie zauważyłem koleżankę przy barze i chciałbym teraz pójść się z nią przywitać – skłamałem.

– Oczywiście idź. A może zaproponujesz, żeby dosiadła się do nas?

– To nie będzie konieczne... – powiedziałem wstając od stołu.

Stanąłem za jej plecami i widząc, że barman gdzieś się oddalił powiedziałem od razu – Wiem co zrobiłaś! Znowu! – naprawdę byłem zły ale siliłem się na spokój.

Odwróciła się gwałtownie i orientując się kim jestem spojrzała na mnie wrogo mówiąc – To pan... O co Panu chodzi? – A ja podszedłem do niej jeszcze bliżej.

LOVE CODE 💘 [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz