I posłał mi najbardziej promienny uśmiech

727 18 8
                                    

Próbując opanować chaos, który ogarniał moją duszę, postanowiłem, że znowu muszę wyruszyć na spacer. Skoro rodzeństwo nie zabiło mnie poprzednim razem, to dlaczego teraz miałobybyć inaczej.Świeże powietrze zawsze pomagało mi uporządkować myśli. Kiedy wyszedłem z przychodni, dotkliwie odczułem ciężar rzeczywistości. Ludzka obojętność na ulicy, na którą natknąłem się, zdawała się być przerażająco kontrastująca z moim wewnętrznym zmaganiem. Świat wracał do normalności, a ja czułem, jakbym był poza nim, jak widmo przechadzające się pomiędzy ludzkimi losami. Wszyscy się gdzieś spieszyli, do domu po pracy czy szkole, po dzieci w przedszkolu, jakaś Pani w czerwonej sukni szła na randkę, co było słuchać przez jej rozmowę z nażyczonym. Zrobiło mi się smutno na myśl, że nie będę miał nigdy okazji żeby cieszyć się moim partnerem tak jak ona. Nikt nie zechcę nieufnego, cichego chłopaka z  rakiem, bliznami na całym ciele, miliardami lęków i nieprzepracowanych traum, a w dodatku po kilku próbach samobójczych. 


Szkoda tylko, że żadna z nich nie przyniosła oczekiwanego skutku

Nawet gdybym jakimś cudem znalazł partnera, nie będę też miał okazji, by pojechać po dzieci do przedszkola. Małe dzieci potrzebują mnóstwo opieki, otwartości, miłości i uwagi. Nastolatki są nieco bardziej samodzielne, ale z własnego doświadczenia wiem, że ta samodzielność nie równa się z potrzebą braku zainteresowania i miłości. Gdy mnie bili, wyzywali, krzywdzili, gdy umierałem w środku, bardzo chciałem wtedy, by ktoś mnie po prostu przytulił. Moim szczytem marzeń były słowa: "Jestem z Ciebie dumny", czy głupie "Kocham Cię". Okres nastoletni jest po prostu cholernie trudny, nastolatki wciąż potrzebują rodzica, jego cierpliwości, bezwarunkowej miłości, akceptacji i wsparcia, dużo wsparcia. Nie mógłbym zapewnić tego moim dzieciom, gdybym ciągle chodził na zabiegi, wyglądał jak duch i nie miał siły kompletnie na nic.  Wstąpiłem do małej kawiarni, by zamówić ciepłą kawę. Dźwięk ekspresu przypomniał mi, jak niewielkie przyjemności mogą być pocieszające, ale moja dusza była zbyt ciężka, by cieszyć się czymkolwiek. Kiedy przesunąłem filiżankę do ust, gorący płyn spalił mi język, ale to było nic w porównaniu do tego, co czułem w sercu.Usiadłem w rogu kawiarni, z nadzieją, że cisza i samotność przyniosą mi spokój. Myśli krążyły mi w głowie, wracały do słów Pani doktor. Rak. Nie mogłem uwierzyć, że ta nagła diagnoza może zmienić wszystko, co znałem. Z każdą chwilą miałem wrażenie, że rzeczywistość staje się coraz bardziej niepewna. Złapałem się na myśli o moim  Vince'u. Jak mu to powiem? Jak wytłumaczyć mu, że jego brat, którego nie cierpi, choruję na nieuleczalną chorobę...Czy będzie się śmiał? Może na mnie nakrzyczy? Może uderzy, albo zacznię obrażać. Strach mnie przepełniał i poczułem jak pojedyńcza łza spływa mi po policzku.Gdy tak siedziałem, do kawiarni wszedł młody mężczyzna. Wyglądał na zapracowanego, z teczką pod pachą. Zauważył mnie, uśmiechnął się niepewnie, ale były to tylko chwile, zanim wziął zamówienie. Mimo swojego zmartwienia wciągnąłem nosem zapach świeżego pieczywa. Jak za dawnych lat, z wrażeniem nostalgii, poczułem potrzebę nawiązania kontaktu. - Przepraszam, zauważyłem, że jesteś tutaj sam. Czy mogę się przysiąść? – zapytał mnie mężczyzna, znowu ciepło się uśmiechając. Wyglądał na osobę w moim wieku, mógłbyć nieco starszy, jednak z pewnością nie była to  bardzo zauważalna różnica.- Oczywiście, nie ma problemu - opowiedziałem, mając przez chwilę ochotę się uśmiechnąć, ale zaraz po tym przypomniałem sobie, gdy moja dawna dziewczyna powiedziała mi, że mam brzydki uśmiech i szczerzę się jak nienormalny. - Wyglądzasz na smutnego - stwierdził prosto z mostu, ale nie miałem mu tego za złe - Chciałbyś się wygadać? Jeżeli poprawi Ci to trochę humor, to ja dzisiaj też miałem beznadziejny dzień, możemy razem ponażekać - uśmiechnął się po raz trzeci, a ja w tamtym momencie poczułem w jakiś niewytłumaczalny sposób, że charyzma, którą emanował, przykrywała jakieś inne, silniejsze emocje. Osobiście nie chciałem się z nikim dzielić swoimi kłopotami, ale tym razem poczułem, że muszę.  Co mi szkodzi wygadać się nieznajomemu?

- Zdiagnozowano u mnie raka i nie wiadomo czy przeżyję - stwierdziłem pusto, jednak wypowiedzenie tych słów na głos, sprawiło tylko, że choroba stała się jeszcze bardziej realna. Chłopak wydawał się zaskoczony, spojrzał na mnie troskliwie i popatrzył mi w oczu. Jego niespotykane, szmaragdowe tęczówki na pewno zwracały uwagę wielu osób. Natomiast brązowe fale, były całe w nieładzie, roztrzepane, jednak dodawało mu to tylko uroku.

- Pamiętam kiedy zdiagnozowano raka u mojego dziadka, był dla mnie wszystkim, jedyną osobą, która zawsze miała dla mnie czas i znała wszystkie moje rozterki. Ojciec uciekł ode mnie i matki, zanim się urodziłem, a sama matka była wtedy na odwyku. Tym razem to ja spojrzałem na niego troskliwie, musiało być dla niego trudne przechodzić to wszystko w tak młodym wieku.  Pewnej nocy jego serce przestało być, zalewałem się łzami i drżącymi rękoma dzwoniłem po karetkę. Myślałem, że nie żyję, że nie ma już żadnych szans, jednak dziadek zawsze znajdywał sposób, by mnie zaskoczyć. Następnego dnia przytulał mnie, śmiejąc się, iż tak łatwo się go nie pozbędę. Aktualnie przebywa w sanatorium, ale udało mu się pokonać raka, mimo swojego wieku. Ma się bardzo dobrze, chodzi nawet na seniorskie zawody jazdy konnej. Nauczył się jeździć konno po wyjściu ze szpitala. Stwierdził, że nie może zmarnować tak cennego życia. Musisz uwierzyć w siebie, nieznajomy. Dasz radę pokonać raka, skoro mój dziadek dał radę, to Ty też sobie poradzisz. Wierzę w Ciebie - zwrócił się do mnie poważnie - Może ja przestanę być już dłużej nieznajomym, mam na imię Aideen - przedstawił się, wyciągając w moją stronę swoją opaloną dłoń, zupełnie różną od mojej trupio bladej cery.

- Will - opowiedziałem krótko, ściskając jego dłoń, jednocześnie próbując ukryć zbierające się w oczach łzy. Nie pamiętam, kiedy ktoś ostatni raz powiedział mi, że jest ze mnie dumny. Niby to tylko trzy słowa, ale jak wiele dla mnie znaczyły. Były zupełnym przeciwieństwem tego, jak odzywali się do mnie inni. Dla tego kompletnie obcego chłopaka nie byłem ani śmieciem, ani zabawką, ani nawet szmatą czy pedałem. Wierzył we mnie. 

- Wszystko dobrze, Will? - zapytał, rzucając mi przenikliwe spojrzenie - Jeżeli masz ochotę popłakać, to nie ma w tym nic złego, możesz płakać tyle, ile potrzebujesz - posłał mi pocieszający uśmiech i złapał mnie za rękę - Tylko chodźmy już stąd, bo chyba nie potrzebujesz teraz tłumu gapiów, prawda? - pociągnął mnie za dłoń i wyszliśmy z kawiarni, kierująć się w stronę parku - Teraz już możesz płakać - szepnął miękko, a mnie kompletnie to rozwaliło. Zacząłem ryczeć jak dziecko, moje całe całe ciało się trzęsło, a Aideen wciąż trzymał mnie za rękę, ani na chwile nie przestając szeptać mi pocieszających słów.

- Już dobrze, Will, jestem przy Tobie - mówił, a ja tylko słuchałem, płacząc coraz głośniej - Masz przy sobie jakieś leki, bierzesz coś w takiś momentach? - zrozumiałem, że zaczął poważnie się martwić, więc starałem się uspokoić.

- Przepraszam - rzuciłem  łamiącym się głosem - Nie chciałem się tak rozryczeć - wyszeptałem, a Aideen tylko pokręcił głową.

- Jeżeli płakałeś, to znaczy, że tego właśnie potrzebowałeś. Każdy może sobie pozwolić na chwilę słabości - stwierdził takim głosem, jakby było to zupełnie oczywiste - Zechcesz mi powiedzieć, dlaczego tak nagle wybuchłeś?

- Po prostu... - zacząłem cicho - życie jest do dupy - dokończył za mnie Aideen. 

A ja uśmiechnąłem się słabo, bardzo, bardzo delikatnie,

Tak delikatnie, że ledwo można było to dostrzeć,

Ale wiedziałem jedno: 

On to zauważył 

I posłał mi najbardziej promienny uśmiech na całym bożym świecie


                                                                                    ***

Dobra, jest po korekcie. Strasznie odbiegają te rozdziały od następnych, ale trudno, bywa. 


Will Monet, gdy świat się sypięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz