ROZDZIAŁ 11

36 2 0
                                    

LILY

Musiałam powoli wybierać kreację na ten śmieszny bal inwestorów. Wciąż zastanawiałam się co mnie podkusiło do podjęcia tej debilnej decyzji, ale dobra. Może będzie dobre jedzenie, więc co sobie pojem to moje.

Przeglądałam różne inspiracje w internecie, ale nie przypadło mi nic do gustu. Nick wysłał mi maila ze szczegółami, że kolorystyka całej imprezy będzie stonowana i bardziej poważna, więc jakieś szalone kolory nie wchodziły w grę. Więc skupiłam się na czerni, bieli, granacie i złocie. Większość tych wszystkich sukienek była dość zwykła, zdecydowanie zbyt zwykła na takie wydarzenie.

Ja: Sorry, nie mam co ubrać na ten pieprzony bal.

Wystukałam na klawiaturze, bo szczerze byłam załamana już tymi poszukiwaniami.

Nick: Wezmę Cię do mojej krawcowej, na pewno coś znajdzie.

Co? Jaka krawcowa? Zacznijmy od tego, że nie miałam tyle pieniędzy, by chodzić w takie miejsca i jeszcze płacić za suknię szytą na miarę.

Nick: Bez dyskusji, bo wiem, że teraz to analizujesz. Przyjadę jutro o 10.

Ja: Dupek.

Nick: Nie marudź.

Byłam zaskoczona jego propozycją, bo naprawdę nie było mnie stać na takie luksusy, ale najwidoczniej Nick to pieprzony pan „nie znoszę sprzeciwu" i musiałam się dostosować do jego poleceń. No cóż, może przynajmniej będę miała ładną sukienkę.

Chloe i Rose pojechały na bezterminowe wakacje, więc aktualnie byłam nawet bez pracy, mimo że dochody wpływały na konto punktualnie. Jednak przez ten ich spontaniczny urlop, ja nie bardzo wiedziałam co miałam ze sobą robić. Mieszkanie wysprzątałam na błysk kilka razy, nagotowałam tyle jedzenia, że całe wojsko zdążyłoby się najeść, a w piekarniku czekały na mnie dwie bezy. I to wszystko z nudów!

Nie chciałam za bardzo analizować tego wszystkiego, co się dzieje w moim życiu i przede wszystkim tego, co będzie się dziać. Niby Nick coś tam wspominał o całej koncepcji imprezy, ale ja każdego dnia byłam coraz bardziej tym zestresowana. Im bliżej, tym gorzej.

***

Nazajutrz wszystko poszło zgodnie z planem. Mam tu na myśli moją pobudkę, śniadanie, kawę i ogarnięcie się. Czekałam już uszykowana na przyjazd Nicka, a mój stres rósł z minuty na minutę.

Gdy dostałam wiadomość, zeszłam na dół, widząc jego samochód. Westchnęłam i otwierając drzwi, uderzył we mnie zapach kawy, perfum, a z radia leciała cicho muzyka. Usiadłam na miejscu pasażera, zapięłam pas, a on nie czekając, ruszył w drogę.

- Jak nastawienie? - zagaił, nie odrywając wzroku od jezdni.

- A jakie ma być? Nick, mówiłam ci, że nie mam za co opłacić całej tej twojej krawcowej. - spojrzałam na niego i zobaczyłam, jak zaciska szczękę.

- Uznajmy, że to w zamian twojej zgody na pójście ze mną na bal. Ty ratujesz mi dupę, to i ja ratuję ją tobie. - uśmiechnął się lekko.

- Przyznaj, robisz to tylko dlatego, żebym nie wybrała jakiejś obciachowej kiecy, która narobiłaby ci wstydu. - droczyłam się z nim, a nie powiem, sprawiało mi to niemałą radość.

- To już swoją drogą. - uniósł prawy kącik ust, a ja tylko pokręciłam głową i oparłam głowę o szybę. To będzie ciężki dzień.

Podjechaliśmy pod mały budynek, w którym mieścił się salon z sukniami wieczorowymi. Weszliśmy do środka i od razu przywitała nas kobieta w średnim wieku o pięknych, blond włosach.

- Oh Nick! Witaj, kochany. - przytuliła go, jakby się znali od lat. - A to pewnie ta piękność, o której mówiłeś!

- Dzień dobry. Jestem Lily. - chciałam podać jej dłoń, jednak ona mnie objęła.

- Ja jestem Elizabeth, chodź kochana, pokażę ci moje projekty. - pociągnęła mnie za rękę, a ja posłałam Nickowi spojrzenie błagające o pomoc, na co on się roześmiał i wzruszył ramionami.

Weszłam z kobietą do pomieszczenia, które było zapełnione chyba milionem sukien. Od wyboru do koloru. Blondynka zaczęła mi opisywać każdą z nich, jednak mój wzrok skierował się w stronę jednej, która zdobiła manekina. Podeszłam bliżej, ignorując właścicielkę i skupiłam się na czarnym materiale.

Suknia ciągnęła się aż do ziemi, a jej lewy bok zdobiło duże rozcięcie. Miała na sobie drobinki brokatu, dzięki którym w świetle mieniła się delikatnie, nie powodując przy tym efektu świecącej choinki. Była na cienkich ramiączkach, a jej dekolt wcale nie był wyzywający, co od razu mi się spodobało, ze względu na mój dość duży rozmiar biustu, do którego niekoniecznie pałałam sympatią.

- Wiedziałam, że ta ci się spodoba. - szepnęła kobieta, stając obok mnie. - Mierzymy? - zapytała, na co ja pokiwałam głową.

Czułam ogromne podekscytowanie, bo ciężko pracowałam nad swoją figurą i mimo, że nie była idealna i nie miałam wymiarów modelki, to czułam się bardzo atrakcyjna dzięki swoim krągłościom.

Na manekinie nie zauważyłam głębokiego wycięcia na plecach, więc zmartwiłam się, że materiał nie utrzyma i nie ułoży dobrze moich piersi, jednak Elizabeth zapewniła, że do kompletu dostanę specjalne nakładki, ułatwiające trzymanie biustu, więc trochę się uspokoiłam.

Gdy spojrzałam w lustro, zamarłam. Nigdy wcześniej nie czułam się tak seksowna, jak teraz. Czarna tkanina otulała moje ciało, o dziwo maskując wszelkie niedoskonałości. Spojrzałam na plecy i cholera, wyglądało to naprawdę dobrze. Teraz musiałam tylko otrzymać aprobatę ze strony mojego „partnera".

Powolnym krokiem zmierzałam w stronę niewielkiego podestu, który stał na środku głównego pomieszczenia. Nick siedział w telefonie, ale gdy usłyszał kroki, podniósł wzrok, a ja patrzyłam na niego wyczekująco.

Zauważyłam w jego oczach pewnego rodzaju żar? Jakby wszystkie rodzaje pragnienia znalazły swoje miejsce w utkwionym we mnie spojrzeniu. Zaczęłam się stresować, bo mimo wszystko zależało mi na jego opinii.

- Wow. - usłyszałam. - Idealna... - szepnął, myśląc, że chyba tego usłyszę. - Idealnie pasuje na ten cały bal no i ty wyglądasz genialnie. - uśmiechnął się lekko.

- Na pewno? Nie chcę ci zrobić wstydu... - powiedziałam niepewnie.

- Wstyd? Dziewczyno, zrobisz tam furorę. - zaśmiał się, na co ja się zarumieniłam.

Szczerze mówiąc, dawno nie usłyszałam żadnego komplementu od mężczyzny, a takie słowa z jego strony były czymś nowym, bo ciągle słyszałam chamskie komentarze, które małymi krokami niszczyły moją pewność siebie.

Spojrzeliśmy oboje w stronę Elizabeth, a ona stała i się szeroko uśmiechała, a ja czułam, że ten gest miał drugie dno, bo po chwili puściła oczko Nickowi. Nie wnikam.

Mężczyzna zapłacił za sukienkę, po czym wyszliśmy. Zakomunikowałam mu, że potrzebuję jeszcze butów i byłabym wdzięczna, gdyby chociaż podwiózł mnie do galerii, bo akurat na tę część garderoby było mnie stać.

Zgodził się i zaproponował, że nawet dotrzyma mi towarzystwa, co było miłą odmianą wśród ciągłych samotnych zakupów.

Lonely souls [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz