8. Uczucia

117 5 1
                                    

Usiadłam na podłodze w swoim pokoju, opierając się plecami o łóżko. Próbowałam zatamować krwawienie, przykładając do nosa rękaw bluzy. Kiedy czarne plamy przed oczami zniknęły, a szum w uszach ustąpił, pomału przeniosłam się na łóżko. Usiadłam w wygodnej pozycji i spuściłam głowę w dół. Oczy zaczęły zachodzić mi łzami, a obraz przed nimi lekko się rozmazał. Nie chciałam trafić znowu do szpitala. Przecież miało już być dobrze, dlaczego znowu muszę cierpieć. Jest tyle osób na świecie, dlaczego akurat ja. To takie niesprawiedliwe ci, którzy chcą żyć i cieszyć się życiem, umierają tak wcześnie. Ja nie chciałam umierać i nadal nie chce. Mam dla kogo żyć. Kiedy poczułam się lepiej, zeszłam na dół posprzątać. Zaskoczył mnie widok czystej kuchni. Na blacie leżały moje pierożki, a śladu po moich opiekunach nie było. To niemożliwe, żeby Connor za mnie posprzątał. Zabrałam swój posiłek i wróciłam do pokoju. 

***

  - Cześć skarbie. 
  - Hej mamo. - przywitałam się
  - Wszystko w porządku? 
  - Tak, czemu pytasz?
  - Jesteś strasznie blada, może zostaniesz dzisiaj w domu?
  - Spokojnie mamo, nic mi nie jest. Po prostu się nie wyspałam. 
  - No dobrze, zjedź śniadanie. Zaraz Jack odwiezie was do szkoły.
  - Nas?
  - No tak, ciebie i Connora. 
  - Dobrze.
Zaczęłam jeść śniadanie, kiedy mój brat wszedł do kuchni. Miał na sobie czarne spodnie z przetarciami na całej długości i szarą bluzę. 
  - Dzień dobry. - przywitał się z moją mamą
  - Dzień dobry Connor, siadaj i jedź. 
Tak też zrobił, usiadł naprzeciwko mnie. Spojrzał na mnie z nienawiścią, jednak ja posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech, przypominając sobie, co wczoraj dla mnie zrobił. Nie zapomniałam tego, co mi nie tak dawno miało miejsce, ale mimo wszystko byłam wdzięczna. Wiedziałam, że między nami nic się nie zmieni, jednak czy naprawdę muszę go nienawidzić. 
  - Nad czym tak myślisz córeczko? - z zamyśleń wyrwał mnie głos rodzicielki 
  - Nad niczym, jeszcze śpię. - zaśmiałam się, co ona również uczyniła 
  - A właśnie. Dziękuje, że wysprzątałaś wczoraj kuchnię. 
  - To nie byłam ja. 
Odłożyłam naczynia do zmywarki, a następnie bez słowa wyszłam z pomieszczenia. Słyszałam, jak mama dziękowała mojemu bratu. Dlaczego on tak dobrze się z nią dogaduje, a mnie nienawidzi. Nie chciałam zaprzątać sobie nim głowy, więc kiedy tylko Jack mnie zawołał, ubrałam buty i wyszłam na zewnątrz.

***

Po szkole całą czwórką poszliśmy do pobliskiej kawiarni. 
  - Nie sądzicie, że Connor był dziś jakiś dziwny?
  - Co masz na myśli? - zapytałam
  - Na stołówce cały czas się na ciebie patrzył.
  - Też to zauważyłam.
  - Dajcie spokój. Patrzył na mnie i zastanawiał się jak mi jeszcze dokuczyć. Jestem pewna, że o to chodzi. 
  - A może on się w tobie zakochał. - wypaliła na co zakrztusiłam się swoim napojem
  - To niemożliwe. - zaprzeczyłam od razu
  - Niby dlaczego?
Bo to mój brat. - pomyślałam
  - Myślicie, że jakby mnie lubił, ośmieszyłby mnie przed całą szkołą?
  - W sumie racja. Za to jestem pewna, że Will coś do ciebie czuje. 
  - Proszę cię Mad. Żaden nie jest we mnie zakochany.
  - Skąd wiesz.
  - Spójrz na mnie i na niego, jesteśmy z dwóch innych światów. Jest tak z Willem jak i z  Connorem. 
  - Czekaj czekaj. Do tej pory nie powiedziałaś mi, co się wydarzyło, po tym jak za tobą wyszedł.
  - A co się miało wydarzyć? Podszedł do mnie, dał mi chusteczkę i poszedł. To tyle.
  - Czegoś nam nie mówisz. To widać po twoich oczach. Gadaj i to natychmiast.
  - No dobra. Kiedy do mnie podszedł, opowiedział mi co nie co o Connorze.
  - I co było dalej?
  - W sumie nic szczególnego powiedział, że księżniczki nie płaczą i poszedł.
  - Co! - krzyknęła Mad
  - Ciszej, cała kawiarnia cię słyszy.
  - Oj sorka. 
  - Po tym, co mówisz Lee, Will faktycznie może coś do ciebie czuć. - wtrąciła Nacole
  - Dajcie spokój, nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy. Nie ma szans, że mnie lubi.
  - Coś z tego będzie, mówię wam. - odezwał się Matteo
  - Ty też przeciwko mnie?
  - Słuchaj stara, żaden chłopak nie powiedziałby czegoś takiego do obcej dziewczyny. Musi coś do ciebie czuć albo chociaż zwróciłaś na siebie jego uwagę. Jedno z dwóch, innej opcji nie ma.
  - Dalej uważam, że to niemożliwe. 
Will był faktycznie mega przystojny, ale jednak to przyjaciel mojego brata. Jak to się mówi, za wysokie progi jak na moje nogi. Nie miałam u niego żadnych szans. 
  - Halo Lea, gdzie odpłynęłaś? 
  - A sorki, zamyśliłam się.
  - Nasza Lee myślała o Willu.
  - Nieprawda. - zaprzeczyłam niemal od razu
  - Aż się czerwona zrobiłaś. - zakryłam dłońmi policzki
  - Żartowałam, ale właśnie nam potwierdziłaś, że tak było.
  - Dobra już dobra, możemy zmienić temat?
  - Niech ci będzie. Tym razem ci odpuścimy, ale to nie znaczy, że cię to ominie. 

***

  - Jak tam spotkanie ze znajomymi? - zapytała mnie mama podczas kolacji
  - Bardzo dobrze.
  - Robiliście coś ciekawego?
  - W sumie to nic. Poszliśmy do kawiarni i trochę porozmawialiśmy. 
  - Cieszę się, że w końcu zaczynasz żyć tak jak dawniej. 
Tak jak dawniej, znaczy tak jak przed tym, jak zachorowałam. Nie chciałam jej wyprowadzać z błędu, więc po prostu przytaknęłam. 
  - O jesteście już, siadajcie. Przygotowałam twoje ulubione danie Connor. 
  - Dziękuje. - uśmiechnął się do niej
On się uśmiechnął. Myślałam, że to mi się przewidziało, ale nie. On naprawdę ma dobry kontakt z moją mamą. 
  - A ty co dzisiaj robiłeś?
  - Po szkole miałem trening i trochę nam zeszło.
  - Rozumiem. Jedzcie, a potem nauka i do spania. 
  - Tak jest szefowo. - odpowiedział jej chłopak, co mnie trochę rozśmieszyło
  - Cudownie widzieć cię znów szczęśliwą. - spojrzałam na nią, ona również się uśmiechała
  - Mamo. 
  - W porządku, już nic nie mówię. 
Po zjedzonej kolacji pomogłam mamie posprzątać, a następnie poszłam do swojego pokoju. Miałam jeszcze do odrobienia dwie prace domowe, od razu się do nich zabrałam. Przeszkodził mi jednak w tym dzwoniący telefon. Gdy zobaczyłam, że dzwoni Madison, natychmiast odebrałam.
  - Lee. - wrzasnęła mi do słuchawki
  - Co się dzieje Mad?
  - Wiesz, co jest jutro?
  - No nie wiem, piątek? - zapytałam
  - Nie o to mi chodzi. Jutro jest mecz koszykówki. Pójdziemy oglądać prawda?
  - Skoro ci tak bardzo na tym zależy to w porządku.
  - Jesteś wielka Lea.
  - Dobra kończę, muszę odrobić jeszcze pracę domową.
  - Do jutra kochana.

***

  - Będziesz miała okazję zobaczyć jak gra Will.
  - To ty chciałaś tu przyjść.
  - Korzystamy na tym obie.
  - Jasne. - powiedziałam, przewracając oczami
  - Zaraz się zacznie, musimy zająć sobie dobre miejsca.
Usiadłyśmy przy barierkach, skąd miałyśmy bardzo dobry widok na boisko. Już za chwilę mecz miał się zacząć. Mnóstwo osób przyszło go oglądać. Po chwili zobaczyliśmy na środku dwie drużyny. W skład pierwszej drużyny wchodził mój brat, który był z resztą kapitanem, Will i reszta jego paczki. 
  - Stara, on na ciebie patrzy. - na początki nie wiedziałam, co Madison miała na myśli
  - Kto?
  - Jak to kto, Will.
Spojrzałam na niego i faktycznie patrzył w naszą stronę.
  - Na pewno nie patrzy na mnie.
  - Wmawiaj sobie dalej, ja wiem swoje. 
Gdy nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, puścił do mnie oczko. Ja nie wierzę, czy on naprawdę to zrobił. Obróciłam się za siebie, a potem ponownie spojrzałam na chłopaka. Uśmiechał się. Nie. On się ze mnie śmiał. 
  - Puścił ci oczko Lee, on na pewno coś do ciebie czuję 
W tej chwili, miałam totalny mętlik w głowie. Co to wszystko miało znaczyć. A może robi to, bo jest mu mnie żal. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. 

---------

Mamy kolejny rozdział. Zachęcam do zostawiania komentarzy. Do następnego. 


Druga szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz