01:16

109 45 13
                                    

Gryfoni wrócili ze swoimi miotłami do dormitorium około godziny szóstej, rzucili swoje rzeczy na podłogę koło jednej z kanap i ciężko na nią opadli.

— Powinniśmy byli ich przeprosić. — Powiedział Fred, przecierając twarz rękawem swetra.

— Nic się nie stało przecież, gdyby faktycznie któreś z nich dostało, to oczywiście że tak. — Oparł się i położył jedną nogę na stoliku stojącym tuż przed sofą. — To tylko kolega Kruma.

— I Amelie, przyjaźnimy się z nią. — Spojrzał na brata z lekkim wyrzutem.

— Dziwny jesteś ostatnio. — Stwierdził George. — Przecież wiem, że jest naszą przyjaciółką, ale nie ma pręta w kręgosłupie, więc raczej rozumie.

— Oczywiście że rozumie. — Fred pokręciła głową i już miał powiedzieć coś jeszcze, jednak do pokoju wszedł Lee wraz z Angeliną i dosiedli się do nich.

Wtedy też zmienili temat, jednak Fred nadal czuł w sobie jakieś nieznane mu napięcie.

Następne parę dni minęło w gwarze oczekiwania nocy duchów, która miała się odbyć w poniedziałek, ale jako że gryfoni zaplanowali sobie imprezę, świętowanie halloween miało zacząć się już w sobotę. Zdaniem Fawley przesadą była ilość popijawek, które były organizowane, ale mimo wszystko myślała o pójściu, po prostu dla towarzystwa.

W piątek, przeddzień "skromnego" przyjęcia, miała odbyć się pierwsza lekcja teleportacji. Za zajęcia płaciło się dwanaście galeonów od osoby, więc była to droga zabawa, jednak mimo tego sporo osób się zdecydowało. Bliźniacy zapłacili przy pomocy dochodów ze swoich wynalazków. Cedric również chciał uczestniczyć w zajęciach, jednak ze względu na udział w turnieju, nie został dopuszczony do lekcji, było zbyt duże ryzyko rozszczepienia. Dopiero gdy Rebecca powiedziała, że ona również zrezygnuje w tym roku się uspokoił.

Do Hogwartu przybył gość z ministerstwa, tłumaczył, jak się zabrać za naukę tej umiejętności, pokazał jak wygląda prawidłowo wykonana teleportacja poprzez przeniesienie siebie do hulahop, a przynajmniej właśnie to przypominało plastikowe koło, leżącego na podłodze parę metrów od niego.

Amelie z uwagą wsłuchiwała się w to, co mówił mężczyzna, nawet bliźniacy byli cicho. Twycross podzielił się ze studentami metodą celu, woli i namysłu. Wszyscy zapewne wyglądali komicznie, kręcąc się dookoła siebie. Niektórym udało się jakoś drgnąć, jednak to Fawley przeszła samą siebie. Osunęła się w nicość tak, jak to tłumaczył urzędnik i skończyło się na tym, że przeniosła się z miejsca, nie całkowicie oczywiście i niezbyt daleko. Dziewczyna pamiętała tyle, że w jednej chwili zamknęła oczy, a chwilę później otworzyła je, czując przeszywający ból w nodze, nie była nawet w stanie go do końca zlokalizować.

Następną rzeczą, którą jej pamięć zarejestrowała, była chłodna pościel łóżka w skrzydle szpitalnym i jasny, wysoki sufit. Dziewczyna zamrugała parę razy, przyzwyczajając powoli swój wzrok do jasnego światła. Przekręciła głowę na lewą stronę, po chwili na prawą i na krześle obok zauważyła George'a.

— Który to? — Spytała, odchrząkując, a tym samym zwracając na siebie uwagę Weasleya.

— Jak się czujesz? — Delikatnie nachylił się w jej kierunku.

— Nie wiem, ale odpo... — Nie skończyła swojej wypowiedzi, gdyż chciała się trochę podsunąć do góry, co wywołało falę bólu idącą od uda w każdą możliwą stronę. — Na Merlina. — Jęknęła cicho, ponownie opadając na poduszkę.

— Zawołam madame Pomfrey i dam znać innym że żyjesz. — Stwierdził krótko, ciepło uśmiechając się do przyjaciółki. — Valerie pytała jak się czujesz, zmartwiła się, zresztą jak wszyscy, którzy to widzieli. — Wstał i skrzywił się lekko na samo wspomnienie tej sytuacji. — Wiesz, krew się lała, widać było mięso...

galway girl || fred weasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz