</3

116 6 0
                                    

Był ciepły jesienny dzień. Za oknem było już widać pełną jesień. Odliczałam godziny do końca dyżuru, chociaż doskonale wiedziałam, co czeka mnie w domu, gdy tylko się tam zjawię. Na samą myśl o tym przeszedł mnie deszcz. Nie chciałam tak wracać, ale nie miałam innego wyjścia. Stanisław, czyli mój prawie były mąż, chciał kontrolować każdy aspekt mojego życia, niezależnie od tego, czy tego chciałam, czy nie. Jeśli tylko spróbowałam się temu sprzeciwić bił mnie, wykorzystywał, gwałcił czy molestował. Bardzo chciałam to zakończyć, jednak bałam się, że jak tylko ułożę sobie życie z kimś innym, on to wszystko zniszczy. Pogrążyłam się w myślach do tego stopnia, że nie zauważyłam kiedy Wiktor podszedł do mojego stolika.

- Można? - głos mężczyzny przywołał mnie do rzeczywistości.

- Oczywiście - lekko się zmieszałam, nie do końca kontaktując.

Podałam wzrokiem za jego ruchami gdy siadał. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że się na niego gapię, więc pospiesznie odwróciłam wzrok i wbiłam go w swoje dłonie.

- Przepraszam... - wymamrotałam, nie patrząc mu w oczy.

- Aniu, nie masz za co przepraszać. Tylko oddychaj jak tak patrzysz, bo będę musiał cię ratować - zaśmiał się, co spowodowało, że stado motyli zaczęło latać w moim brzuchu, a jego oczy zaczęły się we mnie intensywnie wpatrywać.

- Zamyśliłam się trochę i tak jakoś... - tłumaczyłam się zmieszana.

- Często się ostatnio tak zamyślasz... Wszystko w porządku? - w jego głosie słychać było zmartwienie i niepokój.

- Tak, tak... - skłamałam patrząc na swoje dłonie. Doskonale wiedziałam, że mi nie uwierzył, ale nie dziwiło mnie to, sama bym sobie nie wierzyła. Za cholerę nie potrafiłam kłamać, chociaż robiłam to cały czas.

- Niech będzie... - mruknął bez przekonania - A zaprosić się dasz na kolację? - uśmiechnął się lekko mówiąc to, przez co natychmiast zmiękłam, a moje serce wywinęło salto.

- Dam - od razu się zgodziłam, a na moich ustach zakwitł uśmiech - Dzisiaj? - zapytałam, chcąc się upewnić.

- A to zależy o której kończysz. Mogę po ciebie przyjechać po dyżurze czy coś - zaproponował wyraźnie zadowolony z mojej odpowiedzi.

- Za jakieś trzy godzinki - odpowiedziałam wciąż się uśmiechając, chociaż z tyłu głowy miałam myśl, że to się nie ma prawa dobrze skończyć.

Dokładnie ustaliliśmy czas spotkania, po czym pojechał do domu, bo jego dyżur dobiegł końca. Umówiliśmy się, że przyjedzie po mnie do domu, bo miałam pewność, że Stanisława nie będzie. Wiktor miał przyjechać jakieś dwie godziny po moim dyżurze, żebym miała czas na naszykowanie się. Reszta dyżuru minęła mi spokojnie, lecz okropnie się dłużyła. Miałam tylko jedno wezwanie do silnego zatrucia pokarmowego, które szybko opanowaliśmy. Chodziłam po bazie szukając sobie miejsca lub czegoś do roboty, lecz z marnym skutkiem. Gdy tylko wybiła godzina 17, najszybciej jak tylko mogłam przebrałam się że stroju lekarza i wybiegłam z bazy, aby w jak najkrótszym czasie znaleźć się w domu. Wsiadłam do auta, zapięłam pasy i ruszyłam w stronę domu, a po kilkunastu minutach byłam już na miejscu. Wysiadłam z pojazdu i szybkim krokiem ruszyłam do wejścia. Gdy tylko przekroczyłam próg, zatrzasnęłam za sobą drzwi, szybko zdjęłam buty i poszłam do sypialni. Stanęłam przed szafą i zaczęłam przesuwać ciuchy na wieszakach. Po chwili zdecydowałam się na czarno-biały kombinezon i czarne szpilki. Ubrałam się, zrobiłam makijaż, wyraźnie podkreślając oczy i usta, rozczesałam włosy i wróciłam przed szafę w poszukiwaniu torebki, pasującej do stroju. Wybrałam niewielką, czarną torebkę na srebrnym łańcuszku, którą dostałam na urodziny. Wzięłam do ręki telefon, aby sprawdzić ile mam jeszcze czasu, ale widok tego, co widniało na wyświetlaczu, zmroziło mnie tak, że przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Miałam 5 nieodebranych połączeń i jednego przerażającego SMS-a, o treści "Będę za godzinę", wysłanego dokładnie 45 minut temu, a to wszystko od Stanisława. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa, oddech stał się nieosiągalny, ręce zaczęły drżeć, a w oczach pojawiły się łzy. Pod wpływem impulsu zdecydowałam się odwołać spotkanie z Wiktorem, jednak gdy spojrzałam na zegarek dotarło do mnie, że już za późno. W tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi, a ja cała roztrzęsiona poszłam otworzyć. Przed drzwiami stał Wiktor z bukietem czerwonych róż. Pomimo ogólnego roztrzęsienia, uśmiechnęłam się szeroko do mężczyzny, masując tym łzy w oczach, które uparcie nie chciały odpuścić.

Zdążyć przed końcemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz