Rozdział 2

2.8K 183 41
                                    

To jeszcze dodałam na koniec pierwszego rozdziału oczami Krystiana:

Wytrzymałem jeszcze może z dziesięć minut. Dla niej. Ale potem naprawdę musiałem iść. Nie byłem w stanie dłużej tego ciągnąć. Nawet dla niej. Potrzebowałem drinka, tego swoistego odprężenia, który dawał wpływający do krwioobiegu alkohol.

- Dobranoc, pani Saro – szepnąłem. Jednocześnie zacząłem wyswobadzać się spod Sary. Nie zamierzałem pozwolić jej na przedłużenie wieczoru. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że dziewczyna zdążyła usnąć. Nie przebudziła się, kiedy jej głowa opadła na poduszkę. W kolejne ruchy włożyłem już więcej subtelności. Delikatnie naciągnąłem na nią prześcieradło, a następnie powoli przetoczyłem się na drugi koniec materaca. Wstałem nie powodując żadnych dźwięków. Ubrałem się pospiesznie i bez zwłoki skierowałem do wyjścia, ale zawahałem się, kiedy mój wzrok na przykuła spokojna twarz tego aniołka. Nieskazitelnie piękna, doskonała, idealna. Nigdy nie widziałem niczego piękniejszego. Jak miałem powstrzymać potrzebę zbliżenia się do niej? To było niemożliwe. Pochyliłem się...

Patrzyłem na nią dłużej niż usypiała. Dokładnie zlustrowałem każdy milimetr odsłoniętej skóry. Przyjrzałem się włosom i paznokciom. Wszystko cholernie mi się w niej podobało. Ale w końcu wyszedłem. W brzydkim stylu. Zupełnie jak jakiś dupek wymykający się po przygodnym seksie. Tylko że właśnie tak było. To nie mogło być niczym innym, niczym więcej...


Rozdział 2

Sara

Jeszcze zanim otworzyłam oczy, wiedziałam, że nie zobaczę obok Krystiana. To nic. I tak uśmiechnęłam się szeroko i zaklaskałam. Nie musiałam się rozbudzać. Od razu byłam naładowana cudowną energią po czubek głowy. Miałam ochotę piszczeć, śpiewać i tańczyć. Byłam cała w skowronkach! Stado motyli fruwało w moim brzuchu. Nie posiadałam się ze szczęścia. Życie było tak piękne, że nawet pieczenie krocza uznawałam za przyjemne. Przepełniało mnie poczucie jakobym była wszechmogąca i nie istniało absolutnie nic, co mogłoby mi odebrać pozytywne nastawienie.

Skocznym krokiem ruszyłam pod prysznic. Szybki, bo dzień był zbyt piękny, żeby marnować czas. Poza tym musiałam wyjść z kabiny, żeby odebrać hotelowy telefon. Byłam przekonana, że to Krystian, dlatego przywitałam go z wielkim entuzjazmem:

– Dzień dobry, panie tyryryry – użyłam określenia pod jakim zapisał kiedyś swój nieistniejący już numer w moim telefonie. Liczyłam, że da mi znów na siebie namiar po wczorajszym, ale jeszcze nie teraz. Inaczej nie dzwoniłby na stacjonarny tylko połączyłby się przez wifi.

– Panie tyryryry? – usłyszałam w słuchawce zszokowany głos taty Witka.

– O... o... o boże...

– No... Już cieplej, Saro.

– Dzie–dzie–dzień dobry –wyjąkałam. – Myśl– myślałam, że to Witek –zaimprowizowałam. – Wyszedł po... –urwałam, nie mogąc znaleźć niczego odpowiedniego. Hotel był pięciogwiazdkowy, mieliśmy wyżywienie all in– clusive. Po co niby Witek miałby wyjść i dlaczego miałby do mnie dzwonić na telefon stacjonarny? – Myślałam, że sobie robi żarty –rzuciłam pomysł, który nagle wpadł mi do głowy. – Imprezowaliśmy wczoraj u znajomych i zapomniałam od nich torebki. Witek po nią poszedł –wyjaśniłam szczegółowo. To wydało mi się genialne. Dodatkowo pomagałam sobie kiwając przekonująco głową, choć on nie mógł tego widzieć.

– W porządku. Przekaż panu tyryryry, że starszy tyryryry go pozdrawia – rozśmieszył mnie. Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań i od razu po zakończonej rozmowie, przedzwoniłam do Witka, żeby streścić mu wszystko.

Pani Sarooo...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz