Rozdział 26

305 22 3
                                    


 Aslan 

 Byłem w trakcie spotkania, podczas którego ustalałem ze sztabem swoich najlepszych ludzi plan pogromu zlepka grup zajmujących się handlem żywym towarem, gdy dotarły do nas wzmożone hałasy z parteru. Dźwięk grupowego tupania rozbrzmiewał nam nad głowami. Przerwałem wypowiedź w połowie zdania, by wyraźniej usłyszeć co się wydarzyło. Zirytowany już szedłem do drzwi, aby zwrócić im uwagę, gdy przez interkom padł niespodziewany komunikat.

 Stormie wpadła do rezydencji, i to nie z byle jakiego powodu.

 W pośpiechu opuściłem biuro pozostawiając w nim mężczyzn. Nie zagrzali w nim siedzisk, tylko ruszyli za mną ciekawi co się wydarzyło. Pokonałem schody wspinając się po dwa stopnie na raz. Główne drzwi były otwarte na rozcież. Stały w nich służki, szeptając do siebie z niepokojem. Głowa służby wydawała się wręcz usatysfakcjonowana z widoku jaki zastała. Moja obecność zmusiła ich do rozsunięcia się od drzwi. Nie musiałem ich upominać. Sami wiedzieli, żeby wrócić do prac, zanim spadnie na nich mój gniew.

 Na placu pozostali już tylko ochroniarze i moi najlepsi pracownicy, którzy snuli się za mną jak cień. Potrzebowałem kilku sekund, by przyzwyczaić oczy do ciemności, żeby móc w nich dostrzec mizerną postać przytrzymującą się ramienia mężczyzny.

 Podbiegłem do niej w tym samym momencie co straciła przytomność. Rozlała mi się w ramionach.

— Wezwijcie lekarza do lecznicy! Natychmiast mają się tu znaleźć pielęgniarki i nosze! — wydałem rozkaz.

 Ostrożnie położyłem kobietę na ziemi. Krew wylewała się jej z ust. Miała urwany oddech w akompaniamencie charczenia. Rozcięcie z tyłu głowy i wiele innych dolegliwości, których nie potrafiłem określić przez jej stan i mrok.

— Czy to Blake? — upewniał się Drake. — Epicki widok. Śmierć zapukała do drzwi śmierci. Ale co się stało?

 Tą zagadką postanowiłem zająć się później. Na razie musiałem zapewnić mojej zabójczyni odpowiednią służbę medyczną.

 Czekając na przybycie pielęgniarek rozwiązałem splątanie płaszcza odkrywając jej ciało. Kamizelka kuloodporna miała kilka wgłębień, co pozwoliło mi sądzić, że kilka razy została trafiona. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Ramię w nienaturalny sposób układało się na ziemi. Wyglądało jakby zostało wyrwane ze stawu. Z ręki sączyło się jeszcze więcej krwi.

 Lekkie unoszenie klatki piersiowej mnie nieco uspokoiło. Wciąż żyła.

— Proszę się odsunąć! — krzyknęły pielęgniarki, padając przed kobietą. — Czy wiadomo co się stało?

— Taką ją zastaliśmy — odpowiedział ochroniarz, który przywlekł tu Stormie.

 Pomogliśmy im wnieść kobietę na nosze. Czterech złapało po jednym z uchwytów unosząc ją do góry. Ostrożnie poprowadziliśmy ją do budynku lecznicy.

— Wgniecenia w kamizelce świadczą o próbie zabicia kobiety. Kamizelka nie przepuściła naboi, ale na pewno odczuła strzały. Włosy na potylicy ma posklejane, a krew dalej się sączy — wymieniałem nie spuszczając z niej oczu. — Macie zrobić jej wszystkie badania i doprowadzić ja do pełnej sprawności. Ma przeżyć i macie zrobić wszystko, by utrzymać ją przy życiu. Jedno potknięcie, a skończycie gorzej niż ona. — Wytknąłem palec celując go w lekarza.

 Poprawiając rękawiczki oceniał jej stan wzrokiem. Nic nie mogłem wyczytać z obojętnej twarzy.

— Na blok. Już. Przygotujcie ją do zabiegów. Kobieta ma zapadnięte płuca. Najprawdopodobniej w wyniku próby postrzału. Rana na ramieniu głęboka. Rozerwane tkanki. Do szycia i obserwacji. Podepnijcie ją do monitorów. Parametry na już! — wydawał rozkazy swojemu zespołowi.

Na Drodze Wyboru +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz