Światło, które oślepia, gorsze jest od ciemności.
Tadeusz Kotarbiński
Harry nie bardzo wiedział jak będzie wyglądać ich pierwsze spotkanie, ale bynajmniej nie wyobrażał sobie, że w piątek wieczorem zostanie poproszony do komnat Snape'a. Lucjusz Malfoy już tam był, roztaczając wokół siebie aurę niechęci, którą kierował bezpośrednio w stronę Mistrza Eliksirów.
Gryfon czuł się niepewnie w towarzystwie dwóch Śmierciożerców, z których żadnego nie mógłby nazwać przyjacielem, choć zaczynał mieć poważne wątpliwości dotyczące Opiekuna Slytherinu. Snape zdawał się być otwarcie przeciwny temu, by oddano Harry'ego pod pieczę Malfoya.
Przez ostatnich kilka dni zastanawiał się jak rozegrać to spotkanie. Nie bardzo wiedział jak powinien traktować Malfoya, który był na cmentarzu, gdy Voldemort się odrodził. Tego samego, który uratował mu nie tak dawno życie narażając się na gniew szaleńca.
- Pan Potter, jak miło – mrukną na powitanie arystokrata.
- Panie Malfoy, profesorze Snape – przywitał się i spojrzał wymownie w stronę jedynego krzesła.
Mistrz Eliksirów skinął mu głową, więc usiadł sztywno, czując się wciąż niepewnie.
- Severus nalegał na nasze wcześniejsze spotkanie – zaczął Lucjusz. – Lecz nie bardzo zdaję sobie sprawę czego miałoby ono dotyczyć – dodał kpiąco.
Snape skrzywił się tak bardzo, że Harry zaczął sądzić, iż niechęć profesora do jego osoby nie jest najgorszym, co mogło go spotkać. Co dziwniejsze Malfoyowi nie drgnęła nawet powieka, gdy zdjął z kolan laskę ze srebrną główką i wstał z kanapy.
- Zapewne stąd te zmarszczki – zakpił mężczyzna. – Panie Potter – zwrócił się ponownie do Harry'ego. – Będę oczekiwać pana w każdy piątek wieczorem w dworze należącym do mojej babki.
- Chciałem zaproponować właściwie kamienicę, którą odziedziczyłem… - zaczął Gryfon, ale ugryzł się w język nim wymówił przy Malfoyu nazwisko Syriusza.
- Tak, tak. Kamienicę po zmarłym tragicznie Blacku – dokończył za niego Lucjusz. – O ile mnie pamięć nie myli, mój drogi kuzyn w trzeciej linii, a w pierwszej mojej zacnej małżonki, nie posiadał tam sali do ćwiczeń ani zbrojowni, która odpowiadałaby naszym potrzebom. Lokacja też jest niekorzystna, ponieważ nie może się pan tam aportować bezpośrednio, a ze względu na mugolskie sąsiedztwo oddzielenie czarami terenu jest niemożliwe – poinformował go chłodno. – Zresztą uważam, że nie zdążył pan jeszcze zająć się sprawami spadkowymi, więc mówienie o kamienicy jako o swoim domu, panie Potter, jest mocno przesadzone – dodał z lekkim uśmieszkiem zadowolenia.
- Do rzeczy, Lucjuszu – przerwał mu nagle Snape.
Malfoy wyciągnął bez słowa medalion z wyrytymi w srebrze runami i podał go Harry'emu.
- Świstoklik. Jedyna droga, by dostać się do Gryfiego Dworu niezauważonym – wyjaśnił. – Pamiątka rodzinna, bardzo droga – dodał.
Oczywiście – przemknęło Harry'emu przez myśl.
- Mam zabrać coś specjalnego? Miecz? Coś w tym stylu? – spytał spokojnie.
Lucjusz spojrzał na niego z góry, co od razu zraziłoby go, gdyby nie fakt, że nie cierpiał mężczyzny już wcześniej. Przynajmniej otwarcie się nie cierpieli. Harry tylko mocniej więc zastanawiał się jak bardzo zdesperowany musiał być Dumbledore, że przystał na propozycję Malfoya. Co podkusiło jego, że sam ją zaaprobował bez śladu wątpliwości. One nadeszły dopiero teraz, a było już za późno.