W sobotę rano Rebecca wraz ze współlokatorkami Amelie poszła do skrzydła szpitalnego, chciały zanieść jej pocztę, która przyszła, coś do jedzenia i notatki z poprzedniego dnia. Gdy Belfour się obudziła i Cedric powiedział jej o wszystkim, chciała od razu zanieść jej lekcje, jednakże powiedziano jej, że ciężko się z nią rozmawiać po lekach.
Trzy dziewczyny zostały powitane przez madame Pomfrey, która nieszczególnie zapatrywała się na wniesienie jedzenia, jednak przekonały ją, że to dla dobra chorej.
— Hej Amy. — Rebecca usiadła na brzegu łóżka i złapała delikatnie dłoń przyjaciółki. — Jak się czujesz?
— Lepiej, chcecie zobaczyć jak to wygląda? — Spojrzała na nie z uniesionymi brwiami.
— Pokazuj. — Margot stanęła po prawej stronie łóżka, żeby lepiej widzieć.
Brunetka zdjęła pościel ze swojej prawej nogi, miała na sobie jedynie szpitalny strój, bieliznę i ciepłe skarpetki, więc dokładnie było widać szybko zabliźniającą się, sporych rozmiarów ranę na udzie. Rudowłosa wzdrygnęła się na ten widok.
— Bolało jak diabli, co? — Spytała, uważnie przyglądając się jej nodze.
— Żebyś wiedziała. — Ostrożnie przykryła nogę. — Będę mieć bliznę, znaczy wiadomo, mogłabym poprosić o usunięcie jej, ale uważam że to bezsens.
— Mamy dla ciebie kanapkę, żebyś zjadła coś porządniejszego. — Harriet położyła zawinięty w szary papier pakunek na szafce nocnej. — Rebecca przyniosła ci notatki z późniejszych zajęć.
— I mam jeszcze twoje wypracowanie o amortencji na wtorek, jakbyś chciała przez weekend je poprawić. — Położyła parę pergaminów tuż obok kanapki. — Potrzebujesz jeszcze czegoś? — Spytała, gładząc ją kciukiem po dłoni.
— Chyba niczego na ten moment, jak coś to dam wam znać. — Uśmiechnęła się do nich wesoło.
— Bym zapomniała, napisałam listy do twoich rodziców, dzisiaj przyszły odpowiedzi. — Podała jej dwie koperty. — To będziemy już lecieć. — Ucałowała szybko przyjaciółkę w głowę i uciekła, nim Amelie byłaby w stanie zacząć kłótnię.
— Pójdę z nią, Harriet, a ty? — Argent zrobiła dwa kroki w kierunku wyjścia, ale blondynka odpowiedziała jej kręceniem głowy. — Okej, to do później. — Pomachała wesoło i wyszła z pomieszczenia.
— Czemu nie idziesz z nią? — Spytała Amelie, spoglądając na przyjaciółkę siedzącą na krześle.
— Chciałam sobie z tobą pogadać. — Odparła z uśmiechem, zakładając nogę na nogę. — Wczoraj miałaś paru gości.
— Tak, był u mnie Iliya i George. — Stwierdziła, wracając pamięcią do zamglonych lekami wspomnień.
— Fred też był, nie wydawał się zadowolony, gdy usłyszał od nas, że w środku jest Iliya. — Zaczęła, szeroko się uśmiechając po czym zaczęła grzebać w kieszeniach swojej szaty.
— Jestem pewna że nie było go tutaj wczoraj. — Stwierdziła, marszcząc brwi.
— Byłaś na różnych eliksirach, pewnie po prostu pomyliłaś go z Georgem. — Wzruszyła ramionami, a gdy znalazła to, czego szukała niemalże podskoczyła ze szczęścia. — Nie zastanawiałaś się nad wzięciem się za niego? — Podała jej zdjęcie, które tym razem było ruchome.
— Zabrałaś je i wprawiłaś w ruch? — Spytała, delikatnie muskając palcami fotografię.
— Tak. — Odparła dumna z siebie. — Teraz widać że nie spałaś. — Zaśmiała się, zaglądając na obraz przedstawiony, na którym dokładnie było widać jak dziewczyna szybkim ruchem odwraca głowę, żeby nie było widać jej twarzy.
— Jesteś niemożliwa. — Odparła, kręcąc głową i odkładając zdjęcie na kołdrę.
— Kiedyś będziecie pokazywać je swoim dzieciom i opowiadać o wspaniałej cioci Harriet, która aktualnie żyje w stanach i co roku przesyła im najwspanialsze prezenty na urodziny. — Zaśmiała się głośno, a madame Pomfrey z drugiego końca sali poprosiła o zachowanie spokoju.
— Masz problemy ze sobą. — Stwierdziła wyraźnie rozbawiona brunetka. — Póki co, spotykam się z Iliyą, zresztą to Fred, przyjaźnimy się, tyle.
— Oj zakrztusisz się kiedyś tymi słowami. — Przetarła sobie twarz tak, jakby była bardzo zmęczona. — Trzymaj to zdjęcie przy sobie. — Poleciła jej i wstała z siedzenia. — Pójdę już, a ty sobie to przemyśl.
Dziewczyna ponownie była sama, jeszcze raz spojrzała na zdjęcie, po czym zdecydowała się, że zje kanapkę i przejrzy notatki, tak dla zabicia czasu.
W tym samym momencie trwały już powolne przygotowania do imprezy w wieży gryfonów, nie były one tak wielkie jak podczas przyjęcia dla Cedrica, ale były. Większość dekoracji latała we wszystkie strony, gdyż gryfoni się nimi obrzucali. Bliźniacy właśnie opadli na kanapę, ciężko dysząc ze zmęczenia.
— Co wy robicie? — Spytała zdezorientowana Hermiona, widząc cały ten bałagan.
— Będziemy świętować halloween. — Odparł George. — Też możecie przyjść.
— Nie, dziękuję. — Odpowiedziała z nutką wyższości w głosie. — Nie interesują mnie takie rzeczy, muszę się pouczyć.
— Twoja strata. — Powiedział Fred, zakładając swoje długie włosy za uszy. — A gdzie nasz brat i Potter?
— Nie rozmawiają ze sobą praktycznie. — Stwierdziła krótko po czym odeszła w swoim kierunku.
Przygotowania trwały w najlepsze, jednak zbliżał się czas wycieczki Weasleyów i Lee do Hogsmeade. Chłopcy zebrali fundusze od gryfonów i listę zakupów, Fred akurat rozmawiał z Beccą o jej "zamówieniu", gdy wpadł na genialny pomysł.
— Jakie są ulubione słodycze Fawley? — Spytał w końcu, wpatrując się w listę.
— Hmm... — Mruknęła pod nosem i spojrzała na swojego rozmówcę, gdy tylko zrozumiała o co ją pyta, uśmiechnęła się szeroko. — Cukrowe myszy, albo nie, kociołkowe pieguski, gdyby mogła, jadłaby je nonstop. — Odpowiedziała, upewniając się, że chłopak zapisał to na kartce.
— Dzięki, Becca. — Posłał jej uśmiech i poszedł po Lee i George'a, żeby już szli do Hogsmeade, choć noc była młoda, miał jeszcze coś bardzo ważnego do załatwienia przed imprezą.
CZYTASZ
galway girl || fred weasley
Fanfiction*¸ „„.•~¹°"ˆ˜¨♡♡♡¨˜ˆ"°¹~•.„¸* ❝ Czterysta dwudzieste drugie mistrzostwa świata w quidditchu swoją obecnością zaszczyciła Amelie, szóstoroczna puchonka. Pojawiła się tam tylko z racji tego, że jej ojciec postanowił nagle zacząć odbudowyw...