Kto zbyt wiele oczekuje i żąda, ściąga na siebie ciem ne chmury. Sam tworzy sobie złe dni.
Phil Bosmans
Spodziewał się kilku godzin wolności, aby wszystkie te emocje mogły osiąść, ale Lucjusz sięgnął lewą ręką po swoją różdżkę, kiedy tylko ostatnie jego słowa przebrzmiały. Wycofywanie się na polu bitwy zapewne mogło spotkać się nie tylko z upokorzeniem, ale również ze śmiercią. Nie miał możliwości wyboru przeciwnika. I nie wątpił, że wszyscy będą atakowali przede wszystkim jego. Zakon mógł mu zapewnić tylko częściową ochronę, doprowadzając do nieuchronnego starcia, na które czekał od kilku lat. Na które nie był przygotowany.
- Próbowałem ćwiczyć przed lustrem, ale… - urwał i westchnął.
Lucjusz skinął głową, jakby w lot pojmował z czym miał problem.
- Trenowałeś w ciągu tego tygodnia? – spytał rzeczowo mężczyzna.
- Tylko na tyle na ile pozwalała mi ręka – przyznał. – Próbowałem czarować, ale bez skutku – dodał i wziął głębszy wdech.
- Pokaż mi – zażądał Lucjusz, ale jego głos jednocześnie pozostał irytująco pusty, jakby mężczyzna zdecydował dawkować już i tak przecież przez siebie nieokazywane emocje.
Harry stanął w lekkim rozkroku, z prawą nogą w przodzie, ponieważ różdżka miała nie być jego jedynym problemem. I nie chciał uczyć się czarowania w innej pozycji, jeśli już niedługo miał trenować tylko z bronią w dłoni. Szpada ważyła o wiele więcej i musiał być przygotowany do używania jej w miarę komfortowy i pewny sposób. Tracenie równowagi przy każdym kroku było ryzykiem, którego nie chciał podejmować, gdyby doszło do starcia.
Lucjusz obserwował go w milczeniu, do czego pewnie powinien był się przyzwyczaić. Miał jednak wrażenie, że coś się zmieniło. Może barki mężczyzny wyglądały na mniej napięte. Na pewno nie widział pracujących mięśni na jego szczęce, gdy ten zaciskał mocniej zęby jeszcze tydzień temu, żeby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Gdyby nie wiedział lepiej, pomyślałby, że całe napięcie między nimi zniknęło. Czuł jednak wyraźnie, że obaj się testują w tej chwili i pewnie miało to nie ulec zmianie przez kilka następnych tygodni.
Wyprostował się, biorąc głębsze wdechy, ale jego magia po prostu nie łączyła się z lewą ręką. Jakby żyły, które doprowadzały do niej krew były przytkane. Podskoczył zresztą, kiedy poczuł na skórze dotyk rąk Lucjusza. Nie przypominał sobie, aby zetknęli się fizycznie chociaż raz. Palce Malfoya były też o wiele cieplejsze niż mogło się wydawać. Sądził, że za tą bladością szedł również chorobliwy chłód.
Lucjusz objął dłonią jego nadgarstek poruszając nim delikatnie. Różdżka Harry'ego była wycelowana tuż ponad prawym ramieniem mężczyzny, ale Malfoy nie zwracał na to uwagi. Skupiony był bardziej na mięśniach, które w czasie jego zabiegów zaczęły się rozluźniać.
- Jesteś zbyt sztywny – powiedział Lucjusz. – Nie myśl o różdżce. Myśl o magii. Myśl o zaklęciach. Myśl o tym, co masz zrobić, a nie czy stoisz w odpowiedni sposób - poradził mu, puszczając w końcu jego dłoń.
Opuścił rękę tylko na chwilę, a potem podniósł ją ponownie wyżej, kompletnie nieprofecjsjonalnie, bez żadnej finezji w ruchu, celując gdzie popadnie. Niewielka nitka magii oderwała się od końcówki jego różdżki wybijając dziurę w ścianie naprzeciwko. Lucjusz zmarszczył brwi, jakby nie był wcale pod wrażeniem tego pokazu. Harry poczuł tylko ciepło bijące od policzków. Snape w końcu kpił na temat jego zdolności, a on tylko potwierdzał, że przynosił z sobą zniszczenia.
- Przepraszam – wybąkał całkiem szczerze tym razem.
Nie chciał podpalić własności Lucjusza. To był wypadek i nie wątpił, że czekały ich kolejne. Miał wrażenie, że coś odblokowało się w nim, ale czuł się bardziej tak jak podczas pierwszego roku w Hogwarcie, kiedy bał się wszystkiego. Słyszał o wypadkach z magią, które miewały dzieci. Sam pewnie spowodował nie jedną katastrofę. Przypominał sobie o jedynym razie, kiedy Dursleyowie zabrali go do zoo i jakie pretensje miał wuj Vernon, kiedy Dudley został zamknięty w terrarium tamtego węża.