ROZDZIAŁ 31

1.6K 133 12
                                    

Zostawcie gwiazdkę i komentarz. Miłego czytania! 
Ps. Lekki chaos, ale już niebawem wszystko się rozwiąże 😉

Xander

– I co? – przetarłem twarz dłońmi na widok Kane'a wychodzącego z sali do której jakiś czas wcześniej w trybie natychmiastowym przetransportowałem Jessicę.

– Na całe szczęście nie ma tragedii – przyznał ocierając wierzchem dłoni pot z czoła. – Nie wiemy, co dokładnie jej podano, ale jedno wiem na pewno. Nic co jakoś szczególnie zagraża jej zdrowiu, na całe szczęście młody – wskazał brodą na chłopca siedzącego za moimi plecami, a raczej... śpiącego.

Zasnął mając głowę opuszczoną do dołu. Był wykończony, gdy zadzwonił do mnie z telefonu matki sprawiał wrażenie kompletnie przepełnionego paniką i lękiem, nie myliłem się, bo gdy go tylko zobaczyłem go w kuchni, z głową Jessici na udach wszystko to zostało potwierdzone. Płakał nie odchodząc od nas nawet na chwilę błagając blondynkę, żeby go nie zostawiała.

Kurwa poczułem wtedy jak coś wrzyna mi się w serce. Ten widok z jakiegoś powodu zakodował się w mojej podświadomości jak jebana mantra.

– Interweniował w miarę szybko z Huanem.

– Pierdolony Sam! – uderzyłem nogą w krzesło znajdujące się obok. Nie zwracałem uwagi na wzrok przechodzących pielęgniarek, bo miałem to głęboko w dupie. – Jak tylko dorwę jego i Zaviera zapierdolę żywcem, a potem wypcham ich łby i powieszę sobie w gabinecie, żeby śmiać im się prosto w te zjebane mordy.

– Może lepiej niech William zabierze Jamesa do domu, co? Młody musi ewidentnie odpocząć, zresztą ty też. Po płukaniu żołądka czeka ją jeszcze mnóstwo badań, nic nie zdziałasz siedząc tu – Kane zmienił temat. Martwił się o chłopaka, i zapewne nie chciał przy nim prowadzić rozmowy o tych spierdolinach życia, nawet jeśli zasnął.

– Płukanie żołądka? – nagle usłyszeliśmy obydwaj przerażony głos chłopca. Obróciłem do niego głowę przez ramię napinając każdy mięsień w ciele. William próbował go powstrzymać przed machinalnym podejściem do nas, ale nie udało mu się to. – Co z moją mamą? – jego błękitne oczy były zaczerwienione, oraz opuchnięte. Nie dziwiłem się temu wcale. Tyle ile on łez wylał przez ten cały czas, to śmiało mogłem rzec, że nie widziałem z kilka dobrych lat.

– Jest wszystko w porządku – Kane zmierzwił jego fryzurę, a ja jak zjeb zmierzyłem go wzrokiem.

– Pojedziesz z Williamem do domu mojego dziadka – zadeklarowałem licząc, że nie będzie robił z tego chociaż wielkiego problemu, lecz myliłem się. Od razu zaczął protestować, mówiąc otwarcie, że wróci dopiero, gdy zrobi to również jego matka, bo bez niej nigdzie się nie rusza. Chciałem wywrócić oczami, ale to nie był odpowiedni na to moment.

Byłem wkurwiony do tego stopnia, iż nie potrafiłem nawet utrzymać jakkolwiek cierpliwości. Ale to normalne w moim przypadku przecież. Cierpliwość i Xander. Jedno słowo eliminuje drugie.

– Nie marudź, wracasz z Williamem, i koniec kropka – żachnąłem obniżając niebezpiecznie głos.

– Nie! – założył ramiona na piersi, nawet na moment nie przerywając naszej wojny wzrokowej. – Nie ruszam się bez mamy!

– Młody, kurwa – syknąłem pochylając się do jego wzrostu. Wtedy nasze głowy były na tym samym poziomie. – Nie utrudniaj mi, i wracaj z Williamem do mojego dziadka.

– Jedno słowo, trzy litery: N. I. E! – miał czelność pyskować mi w chwili, kiedy byłem o krok od rozjebania tej placówki.

– Moja cierpliwość, Kane w tej chwili nawet nie istnieje nawet na mikrosekundę. Możesz mu jakoś przetłumaczyć, że jeśli się nie posłucha nie będzie dobrze? – łypałem na przyjaciela usiłując znaleźć w nim deskę ratunku.

The King Of The Cross |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz