Pamiętaj, jesteś dorosły i jesteś sobie w stanie z tym poradzić

633 17 7
                                    

Pov Vincent:

Stałem na korytarzu, opierając się plecami o zimną ścianę. Dochodził już wieczór, a ja potrzebowałem chwili spokoju. Mój wzrok przypadkowo padł na drzwi do pokoju Will'a, które były lekko uchylone. Wil od zawsze był łagodny, wrażliwy i pełen miłości. Niestety wobec mnie nie zachowywał się do końca tak, jak wobec reszty rodzeństwa, ale oczywiście udawałem zawsze, że mnie to nie raniło. W końcu, jeżeli po tylu latach wciąż chowa do mnie urazę, to chyba czas się w końcu przestać wysilać...Jednak próby ignorowania stanu brata zupełnie mi nie wyszły, bowiem mimowolnie spoglądałem w stonę jego pokoju. Dlaczego drzwi są otwarte? Will zawsze zamyka drzwi, wszyscy Monetowie cenią sobie prywatność. On nigdy nie był wyjątkiem. Nagle, odgłosy dobiegający z pobliskiego pokoju sprawiły, że porzuciłem myśli o ingorowaniu Willa. Krzyk i płacz. Dźwięki, które potrafiły zgnieść serce nawet najtwardszego. Szybko wstałem, a moje serce zaczęło bić szybciej. Przemieszczałem się bezgłośnie, jakby w obawie, że każdy niostrożny krok mógłyby pogorszyć sytuację. Otworzyłem drzwi do pokoju Will'a. Mój młodszy brat leżał na podłodze, z twarzą ukrytą w dłoniach, całe jego ciało drżało. W powietrzu wisiała atmosfera paniki. Poczułem, jak zimny dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa.

— Will! — zawołałem, nie potrafiąc powstrzymać  przerażenia w swoim głosie.

Młodszy brat uniósł oczy, a ja zauważyłem, że w jego spojrzeniu czai się strach, jakby jakaś nieuchwytna bestia z ukrycia miała zaraz wyskoczyć, by go zaatakować. Podszedłem do niego i uklęknąłęm obok. Chciałem wyciągnąć rękę, dotknąć go, ale męczyła mnie myśl, żeby zachować dystans; nie wiedziałem przecież, jak Will zareaguję na ten dotyk.

— Musisz się uspokoić, Will — powiedziałem, jednak mój głos brzmiał chłodno i mechanicznie, a mi na myśl od razu nasunęły się wszystkie frazy, jakie musiałem wkuwać z podręczników psychologicznych na studiach. Nic z tych formułek jednak nie zabrzmiało tak, jak powinno, te słowa nie przyniosły mu ukojenia. Will patrzył na mnie tylko błagalnie, a ja tylko siedziałem obok niego, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.

— Vincent... — Will wykrztusił przez łzy, jego oddech był nieregularny, a serce jakby miało zapaść się w głąb. — Wyjdź proszę...Nie mogę... nie mogę oddychać...Potrzebuję zostać sam...

Czułem, jak ponownie zacisnęło mi się serce. Gdyby wystąpiła odwrotna sytuacja, a ja byłbym na miejscu Will'a, on potrafiłby zareagować. Zawsze potrafił. Ja również powinienem wiedzieć jak się zachować, ale nie wiedziałem. Starałem się więc nie robić nic, by mogło być gorzej. Nie chiałem spełniać jego prośby, nie chciałem go zostawiać.

— Skup się na oddechu —  mimo woli zacząłem mówić wolniej, chcąc by w magiczny sposób,  aby same w sobie słowa zaczęły działać jak leki uspokajające. — Wdech i  wydech... - Pamiętaj, jesteś dorosły i jesteś sobie w stanie z tym poradzić - szepnąłem, jednak już po chwili dotarł do mnie żałosny wydźwięk tej marnej próby pocieszenia.

 Will nie potrafił się uspokoić. Jego ciało przeszywały drgawki, a z oczu spływały łzy, niczym niekończący się wodospad. W miarę pogarszania się jego stanu, zrozumiałem, że nie zdołam sobie poradzić z sytuacją. Bowiem wymagała znacznie więcej, niż cytowania bezsensownych zdań z podręczników, napisanych przez ludzi, którzy sami pewnie studiowali podobne książki i to dlatego nic nie pomogło. Bez namysłu chwyciłem telefon i wybrałem numer  karetki. W czasie dzwonienia, Will ani na sekundę nie przestawał się telepać. Miałem wrażenie, iż nic nie będzie umiało go uspokoić. Słyszałem echo głosu lekarza, mówiącego, że pomoc jest w drodze, ale mój brat nie wydawał się przekonany. Jego stan  zdecydowanie wymagał interwencji specjalistów, a ja tylko patrzyłem na niego zdezorientowany, mając nadzieję na szybkie pojawienie się lekarzy. Kiedy w końcu przyjechała karetka, zacząłem po krótce tłumaczyć im zachowanie Will'a. Ratownicy szybko przystąpili do działania, jednak ja przyglądałem się tylko z boku, niezdolny do przyjęcia roli pomocnika.

Zbyt długo ich nie było -  pomyślałem przestraszony. Zbyt długo próbowałem mu pomóc pustymi słowami, nie robiąc kompletnie nic, co faktycznie mogłoby mu pomóc. Głupi przytulas mógłby zmienić stan rzeczy...W szpitalu uczucia zaczęły mnie przytłaczać jeszcze bardziej. Rozmowy lekarzy, analiza Will'a - potrafiłem na bieżąco czytać ich zmartwione twarze. Nie umiałem pojąć, dlaczego Will był w takiej sytuacji, jak zdołał ukrywać przede mną ból, który tak nagle stał się tak widoczny. Jeszcze wczoraj wyglądał zupełnie normalnie, jakby nic strasznego się nie działo...

 - Mam dla Pana trudną wiadomość — powiedział po jakimś czasie jeden z lekarzy, a jego głos był miękki i łagodny  - Odkryliśmy, że pański brat ma na ciele wiele ran, najprawdopodobniej po samookaleczaniu... - słowa te przeszyły mnie na wskroś, zupełnie jak najostrzejszy nóż. Niemalże usłyszałem trzask własnego serca, a w głowie rodziło mi się miliony myśli. 

- Czemu...czemu nic mi nie powiedział? — zapytałem cicho, jakbym chciał uzyskać odpowiedź na to pytanie od samego siebie. Czułem, że głos mi drżał, miałem wrażenie, że stanie w miejscu stało się nagle o wiele trudniejsze...Opadłem na krzesło, zaciskając pięści.

 - Nie każdy potrafi otworzyć się przed innymi — powiedział lekarz, a ja wiedziałem, że ma rację. Jak mogłem zastanawiać się, dlaczego mi nie powiedział, skoro nie miał nawet podstaw, żeby mi ufać? W moim sercu zrodził się ból; ból, którego nie potrafiłem opisać. 

- Muszę z nim porozmawiać — powiedziałem cicho, myśląc o bracie, którego nie potrafiłem  zrozumieć, ale teraz pragnąłem go mimo wszystko przytulić, dać mu wsparcie. Wsparcie za te wszystkie lata, kiedy mnie przy nim nie było. Lekarz pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Wydaję mi się, że to bardzo dobra decyzja, ale proszę być ostrożnym. To będzie trudna rozmowa, należy się na nią odpowidnio przygotować. I proszę pamiętać, nic na siłę, naciskanie nie pomoże, a jedynie może pogorszyć sytuację. Radziłbym udanie się do osoby z odpowiednimi kwalifiakcjami, np. psychologa, taka osoba będzie wiedziała, co można z tym zrobić -   na słowa lekarza uśmiechnąłem się tylko słabo. Czułem, jakby wszystko mi się zawaliło, jakby cały mój świat runął w gruzach. Nie wiedziałem, że Will zmagał się z takimi problemami. W myślach powtarzałem sobie, że to przez moją obojętność. Zamknąłem się na uczucia, a Will, jako najdelikatniejszy brat, nosił w sobie ból, który stał się nie do zniesienia. Nie poszedł jednak z tym do mnie, bo zapewne nie chciał nikogo martwić. Po tej myśli dotarło do mnie, jak wielkim egoistom byłem, sam zrozumiałem, że Will nie chciał mnie martwić. Nawet  jeśli mnie nienawidził, a zapewne tak było, to nie cierpiał w samotności dlatego, że mi nie ufał, nawet gdyby mi ufał, to by mi nie powiedział...chiał mnie uchornić przed tym cieprieniem, jakby to miało przynieść mi ulgę...Dlaczego musiałem być taki okrutny? Miałem tyle okazji, żeby poprawić naszą relację, ale za każdym razem niszczyłem sobie szansę...W oczach poczułem, zbierające się w kącikach oczu, łzy...Jak mogłem pozwolić na to, by tak kochana osoba czuła się przeze mnie niechciana?

Gdy Will powoli odzyskiwał przytomność,  zdałem sobie sprawę, że naprawdę muszę się przygotować na tę rozmowę. Ponownie poczułem dreszcz, ale tym razem nie był to zimny strach. To był strach przed prawdą, która mogła nas jeszcze bardziej podzielić. Wiedziałem, że nie starczyłoby mi odwagi, by przeprosić go od razu. Musiałem pojąć, jak bardzo moja obojętność utrudniła Will'owi walkę z samym sobą. I mimo, że zdawałem sobie sprawę z powagi tej sytuacji, mimo wszystko miałem nadzieję, że teraz nasza relacja ma szansę stać się znacznie silniejsza.

Wszystko zależy od tego, czy uda mi się ponownie otworzyć się przed Will'em, czy będę wstanie sprawić, by wszystko było tak jak dawniej...


Will Monet, gdy świat się sypięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz