Aizawa odłożył na biurko telefon, odchylając się leniwie na krześle. W pokoju nauczycielskim nie było nikogo poza nim i Cementosem, ale ten był całkowicie zajęty swoimi sprawami. Ponad godzinę temu Aizawa obserwował z okna pokoju jak autobus z klacą 1-C odjeżdża, a razem z nim Hitoshi i Inori. Ta druga ciągle kradła mu sen z powiek. Czuł się, jakby do jego dziwacznej rodziny dołączył kolejny element. To już nie była rodzina jego i Haruny, gdzie Eri została ich adoptowaną córką, a Hitoshi'ego traktowała jak starszego brata. W tym wszystkim pojawiła się także Inori. Jej rodzice powierzyli mu nad nią opiekę, a ten ją wielokrotnie zawiódł. Dobrze, że Kirie była nauczycielem wspomagającym. Chociaż do całego wyjazdu... miał naprawdę złe przeczucia.
Obserwatorium znajdowało się dwie godziny drogi autobusem. Uczniowie zajmowali się rozmowami, śpiewaniem, bawiąc się naprawdę świetnie. Za wyjątkiem upartej dwójki, zerkającej na siebie ukradkiem, ale ignorując siebie. Kirie, początkowo zajmowała miejsce przy Inori, by móc się z nią łatwiej komunikować, tak teraz dostrzegła napiętą atmosferę między nastolatkami. Jako że Hitoshi również siedział sam, domagając się spokoju, próbował spać ze słuchawkami w uszach. Haruna usiadła obok niego po cichu, a jednak go wybudzając, pokazując, jak lekki miał sen. Chłopak posłał krótkie spojrzenie nauczycielce i zignorował ją.
— Hitoshi, możemy porozmawiać? — spytała cicho Kirie.
Chłopak wzruszył ramionami, choć w głębi serca czuł, że nie będzie to przyjemna rozmowa.
— Wiem, że coś się wydarzyło między tobą a Inori. Czuję to w powietrzu. Jako opiekunka na tym wyjeździe i jako nauczycielka chcę, żebyście oboje czuli się dobrze. Więc co się stało? — zapytała, przyglądając się mu uważnie.
Hitoshi spuścił wzrok na swoje dłonie, nie wiedząc, od czego zacząć. Zastanawiał się, czy jest sens opowiadać o swoich uczuciach do Inori, o zazdrości i bólu, które odczuwał, czy lepiej przemilczeć to wszystko.
— Nic, po prostu pokłóciliśmy się — odpowiedział wymijająco, wiedząc, że to nie jest pełna prawda.
Kirie uniosła brew, dając mu do zrozumienia, że nie uwierzyła w to jedno słowo.
— Słuchaj, Hitoshi, wiem, że masz swoje powody, ale jeśli nie będziecie potrafili się porozumieć, to ten wyjazd będzie dla was obu tylko bardziej stresujący. Czasem trzeba przełknąć dumę i spróbować naprawić relację. Szczególnie jeśli ta osoba jest dla ciebie ważna — powiedziała, kładąc mu rękę na ramieniu.
Hitoshi westchnął, cicho przyznając kobiecie rację. Nie zamierzał zdradzać, że to trawiąca go od środka zazdrość pchnęła go do wypowiedzenia słów, których szybko pożałował. Nigdy nie chciał zranić Inori. Po prostu zakochał się beznadziejnie, pierwszy raz... i tak boleśnie. Ale czy miał szansę rywalizować z kimś takim jak Kirishima? Charyzmatyczny, otwarty, przyjazny wobec wszystkich, istny wzór cnót, najlepszy kandydat dla Ayuzawy, a ona przecież zasługiwała na to, co najlepsze.
Gdy nauczycielka wróciła na swoje miejsce u boku Inori, Hitoshi wbił wzrok w dziewczynę. Przypatrywał jej się tak długo, jak tylko mógł. Przeprosi ją, obiecywał sobie. Jeśli tylko nadarzy się okazja, by móc porozmawiać w cztery oczy, powie jej wszystko. Nie chciał skończyć jak Aizawa i Kirie, którzy nigdy nie wyznali sobie uczuć, rozdzielając się na czternaście lat, a wystarczyło, by powiedzieć pewne słowa... Hitoshi używał ich rzadko i tylko w stosunku do matki, później prawdopodobnie zapomniał, jak one brzmiały, jak się je wymawia.
Autobus w końcu dotarł do celu — obserwatorium, które znajdowało się na szczycie łagodnie wznoszącego się wzgórza. Budynek wyglądał imponująco w blasku słońca. Była to nowoczesna konstrukcja, ze szklanymi ścianami, które pozwalały na podziwianie panoramy okolicznych lasów i gór. Na dachu znajdowała się wielka kopuła, w której umieszczono teleskop, duma całego obserwatorium.
CZYTASZ
Bez Kontroli | Hitoshi Shinsou ✔
FanfictionCiężko jest osiągnąć cel, kiedy każdy jest przeciwko tobie. Najlepiej wie o tym Shinsou Hitoshi, który nie dostał się na kurs bohaterski, przez co wylądował na ogólnym kierunku. Posiadał zdolność idealnie pasującą dla złoczyńcy, chociaż pragnął zost...