Rozdział 2.

607 26 0
                                    


Adria 

 Nigdy nie sądziłam, że rok studencki rozpoczniemy na auli nie typowym rozpoczęciem, a wygłoszeniem przemowy przez samego dziekana. Mężczyzna w podeszłym wieku, z siwym wąsem pod pomarszczonym nosem, odziany w garnitur o kolorze głębokiej czerni i białą poszetką w brustaszy stanął przed mównicą czekając aż zapadnie nieskazitelna cisza. Grono profesorów i specjalistów stała za jego plecami ze spuszczonymi głowami. Nie było im smutno, ani nie przeżywali żadnej żałoby. Stali tak, bo tak wypadało. Bo dobrze wyglądało to w oczach ich uczonych.

 Dziekan stał tak przez dłuższą chwile. Uspokojenie tłumu zajęło mu znacznie więcej czasu niż dotychczas. Każdy żył śmiercią – a raczej (według mnie) morderstwem Josha. Tłum był rozemocjonowany. Plotkom nie było końca.

 Siedziałam dokładnie pośrodku całego zgiełku, więc słyszałam wiele. Z każdej strony docierały do mnie nowe teorie. Zmęczona tym obniżyłam się na siedzisku. Umieściłam palce na skroniach rozmasowując je kolistymi ruchami. Zdążyłam dostać migreny od hałasu. Nie przepadałam za nim.

 W pewnym momencie przypadkiem połączyłam spojrzenie z profesorem Rudym, prowadzącym zajęcia z psychologii kryminalnej, prawa dowodowego. Zajmował się też naukami o przestępczościach. Prowadził też ćwiczenia. Lubiłam chodzić na jego zajęcia. Ten mężczyzna z zaciekawieniem i pasją opowiadał o przypadkach nad jakimi pracował. W konkretny sposób wprowadzał nas w dziedzinę naszego kierunku. Nie bawił się w półśrodki. Uważał, że jeśli ktoś podchodził do tego na poważnie to powinien widzieć rzeczywistość a nie zapiski w podręcznikach. W ten sposób na pierwszej lekcji widzieliśmy drastyczne zdjęcia z miejsca prawdziwej rzezi. Były krwawe. Przedstawiały zmasakrowane ciała. Lecz ja pierwsze co zauważyłam to jedną niezgodność na fotografiach. Liczba ciał nie zgadzała się z liczbą kończyn. Chyba w tamtym momencie zauważył we mnie potencjał.

 Oczy mężczyzny były podkrążone, zmęczone, smutne. Uśmiechał się ze współczuciem. Patrzył na mnie, jakby rozumiał co czułam. Bycie mną w takich momentach było trudne, o czym doskonale wiedział. Tak jak cały uniwersytet. Odwzajemniłam uśmiech.

 Kiedy w końcu nadeszła cisza przemówił dziekan:

— Jest mi niezmiernie przykro, że ten rok akademicki rozpoczynamy od tak przykrej wiadomości. — Złączone dłonie położył na mównice. Stresował się. Pot perlił mu się na czole. — Jak już wszyscy dobrze wiedzą, jeden z uczniów odszedł z tego świata ubiegłej nocy. Poświęćmy dla jego pamięci minutę ciszy.

 W myślach odliczałam mijające sekundy. Jedna, druga, trzecia....trzydziesta trzecia. Cisza trwała dokładnie trzydzieści trzy sekundy. Ponad pół minuty.

— Pragnę was poinformować, że policja prowadzi przesłuchania na terenie uniwersytetu. Również apeluje do was byście wstrzymali się z wyznaczaniem sprawiedliwości, snuciem teorii. W tej chwili jesteśmy zdatni na pracę służb. Pomagajmy im a nie utrudniajmy pracę. Przypominam również, że przy sekretariacie znajdują się numery, pod którymi znajdziecie pomoc. Nie wstydźcie się o nią prosić. Pamiętajcie o własnym bezpieczeństwie i bezpieczeństwie waszych kolegów i koleżanek. Jesteście jeszcze zbyt młodzi by odchodzić z tego świata. — W końcu sięgnął po podszewkę i starł przemoczone czoło. — Życzę wam udanego roku. Tyle ode mnie. Dziękuję.

 Z niedowierzaniem wpatrywałam się w mównice. Czy on sobie żartował? Głowa tak potężnego i poważnego instytutu ukradkiem nakierunkowała podatnych na manipulację studentów na samobójstwo a nie morderstwo. Wspomnienie o telefonach i przyjmowaniu pomocy było zbyt oczywiste. Starał się ukryć prawdziwy powód. Ale po co? Przecież prawda, prędzej czy później wyszłaby na jaw.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz