*1*

172 9 11
                                    

Gemini wszedł na scenę. Jego fani powitali go gromkimi brawami i głośnymi okrzykami. To było jego życie, jego praca i jego pasja, dlatego uważał siebie samego za szczęściarza. Uśmiechnął się do nich podrzucając różowy mikrofon ozdobiony maleńkimi, sztucznymi diamencikami, jego własny projekt. Prowadzący to wydarzenie jego przyjaciel, Pond Naravit Lertratkosum już go przedstawił i podał tytuł piosenki, którą Gemini miał zaśpiewać. Dziewiętnastolatek nie czuł tremy, to nie był jego pierwszy występ. Rozejrzał się wokół siebie i ze smutkiem odnotował w pamięci, że nie wszystkie miejsca były zajęte. Te puste kuły w oczy, raziły i raniły, świadczyły o jego własnej porażce. Wiedział, dlaczego. Nie pozwolił, by te myśli zniszczyły mu frajdę z dzisiejszego występu.

Światła przygasły. Na sali zapanowała cisza. Gemini przymknął oczy, odetchnął głęboko i dał się ponieść muzyce.

Śpiewał dobrze, nie pomylił się ani razu, lecz stojący obok Pond wyraźnie słyszał, że w jego piosenkach czegoś brakowało, jakiejś iskry, zupełnie, jakby młody artysta nie rozumiał śpiewanych przez siebie słów. Mimo to fani byli zachwyceni. Na scenie stał zupełnie sam, otoczony jedynie tańczącymi światłami i dźwiękami muzyki. To było idealne odwzorowanie jego nieco samotnego życia: miał swoich fanów, którzy go wspierali i mu kibicowali, miał przyjaciół takich jak Prim, Pond czy Joong, miał braci, a jednak blisko niego nie było nikogo.

– Nie wydaje ci się, że Gem się zmienił? – Pond nachylił się do siedzącej na krześle przy toaletce za kulisami P'Erin.

– Nie, raczej nie, jak dla mnie jest taki sam jak zawsze, tak samo zadziorny, tak samo wredny i tak samo pewny siebie, nic nowego – Odpowiedziała, ale nawet ona nie mogła pozbyć się intrygującego wrażenia, że jednak coś się zmieniło. Gdy P'Tong nakładał makijaż na twarz chłopaka, dało się zauważyć podkrążone i przekrwione z niewyspania oczy, a cera była nienaturalnie szara, jakby od tygodni nie wychodził na słońce.

– Nie martwisz się?

– Co mam ci powiedzieć? Owszem, martwię się, ale mnie nie posłucha. Niezależnie od tego, co bym mu powiedziała, nie będzie mnie słuchał.

Pond wzruszył ramionami. Ostatecznie może to tylko taki chwilowy stan jego przyjaciela? Może po prostu się nie wyspał i tyle. Każdy ma prawo mieć gorszy dzień. Prawdziwy problem polegał na tym, że u Gemini'iego ostatnio takich gorszych dni było mnóstwo.

– Ale... P'Erin... – Zaczął i nie dokończył. Resztę jego wypowiedzi zagłuszyły przeraźliwe piski i krzyki fanów oraz donośny śmiech Gemini'iego spotęgowany przez mikrofon i głośniki. Gemini śmiał się głośno, jakby na przekór Pondowi. Przez jedną krótką magiczną chwilę wydawało się, że jest autentycznie szczęśliwy.

– Posłuchaj mnie uważnie, nong Pond, dopóki fani niczego nie dostrzegają, jest w porządku. Znasz go, on i tak nic nam nie powie. Zostaw to. Zatroszcz się lepiej o siebie. Od miesiąca nikt nowy nie kontaktował się ze mną w twojej sprawie, nie mam dla ciebie żadnego zajęcia, żadnego wydarzenia ani projektu, kompletnie nic. Obawiam się, że będziesz musiał poszukać czegoś na własną rękę.

Pond nie zamierzał tak łatwo odpuszczać. Z Geminim działo się coś niedobrego, a on musiał się dowiedzieć, co takiego. Wypowiedź P'Erin zbył lekceważącym machnięciem ręki. Miał dość zaoszczędzonych pieniędzy, by przetrwać jeszcze kilka następnych miesięcy, nie musiał się tym przejmować. Przypomniał sobie podejrzaną, pozornie nie mającą żadnego sensu, wypowiedź chłopaka sprzed dwóch dni, gdy Pond go zapytał, czy wszystko w porządku.

– Tak, P', wszystko jest ok, tylko...

– Tylko co? – Nalegał Pond.

Rozmawiali przez kamerkę w tabletach. Gemini siedział na łóżku w swoim pokoju otoczony książkami i tekstami piosenek wydrukowanymi na porozrzucanych wszędzie wokół kartkach, a Pond na ławce w parku korzystając z pięknej, słonecznej pogody.

Oślepiające Światła: Pomimo Wszystko GeminiFourthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz